Wyciągając wnioski, musimy zaczynać od siebie - rozmowa ze Sławomirem Grzesikiem, drugim trenerem Korony Kielce

W pierwszym meczu rundy wiosennej Koronie niewiele zabrakło, by pokonać drużynę łódzkiego Widzewa. Po zaciętym boju konfrontacja zakończyła się wynikiem 2:2. Kielczanie z żądzą zdobycia trzech punktów pojechali do Stalowej Woli. Ale dali się wypunktować skazywanej na porażkę miejscowej Stali. - Obyśmy więcej nie zagrali takiego meczu - mówi Sławomir Grzesik, drugi trener Korony.

Artur Wiśniewski
Artur Wiśniewski

Artur Wiśniewski: Panie trenerze, jak najkrócej można podsumować sromotne lanie, jakie zespół Stali spuścił drużynie Korony?

Sławomir Grzesik: Bez wątpienia był to mecz, który kompletnie nam nie wyszedł. Możemy się cieszyć, że taka wpadka ma miejsce na początku rundy wiosennej. Musimy koniecznie wyciągnąć wnioski. W ten sposób grać nie można.

Chyba nikt się nie spodziewał, że Korona da sobie strzelić trzy gole. I że nie zdobędzie żadnego.

- Widzi pan, tak naprawdę to zabrakło nam przede wszystkim spokoju w grze i właściwie nie mogliśmy znaleźć sposobu na Stal, która taktycznie była do tego meczu bardzo dobrze przygotowana. Należą się prawdziwe uznania dla trenera, który idealnie ustawił swój zespół i miał od początku pewną koncepcję, jak tu nas pokonać. My musimy szybko się pozbierać, bo czekają nas trudne mecze.

Gdy rywal trudny, kielecki zespół gra zwykle bardzo dobrze. Gry rywal kiepski, Korona potrafi być beznadziejna.

- W naszej lidze wytworzyła się grupka zespołów reprezentujących, można powiedzieć, poziom ekstraklasy. My do tego grona drużyn należymy. Jeśli zdarzają się mecze ze słabszymi ekipami, wówczas nie zawsze łatwo jest o trzy punkty. Wiadomo, że takie zespoły mobilizują się podwójnie, grają bardzo ambitnie i zależy im na wyniku aż tak bardzo, że zaczynają na boisku strasznie przeszkadzać.

Stal przeszkadzała?

- Zagrała z dużą determinacją, w dodatku po zdobyciu gola atakowała równie zdecydowanie, a nas złapał pewien paraliż, ja to nazywam takim "szokiem pobramkowym". Nie umieliśmy się podnieść. A powinniśmy. Stal nas skuteczne kontrowała i padały kolejne bramki.

Trener Włodzimierz Gąsior na konferencji pomeczowej wziął część odpowiedzialności za porażkę na własne barki. Mówił, że skład i taktyka nie zostały należycie dobrane do tego spotkania. Pan na te aspekty również ma zapewne wpływ.

- Oczywiście, że tak. Wyszliśmy z prostego założenia, że zastanawiając się nad przyczyną porażki, powinniśmy zacząć od siebie. Dyskutowaliśmy po meczu, jakie popełniliśmy błędy. Sądzę, ze na mecz ze Stalą trzeba było wystawić troszkę inny skład. Desygnować do gry piłkarzy, którzy mają może mniejsze umiejętności piłkarskie, ale poradziliby sobie z rywalem, który lubi utrudniać grę. Grząskie boisko, nie za dobra aura - te elementy również wpływają na przebieg spotkania. I pod tym kątem również trzeba było dobierać zawodników.

Teraz czeka was trudne spotkanie z Podbeskidziem. Kibice nie wybaczyliby kolejnej straty punktów. W Stalowej Woli dopingowali głośno, ale po meczu nie mieli tęgich min.

- Mamy świadomość, że rozczarowaliśmy naszych sympatyków. Przyjechali, by nas wspierać, a my nie daliśmy im powodów do zadowolenia. Nie jest to dla nas komfortowa sytuacja. Co do Podbeskidzia, to wiemy, że to zespół poukładany, który ma w swoim składzie kilku niezłych graczy, również tych o niemałym doświadczeniu. Nie możemy popełnić sobotnich błędów. Trzeba zagrać zupełnie inaczej, trzeba się zrehabilitować.

Co jest siłą waszego najbliższego rywala?

- Chyba to, że stanowi monolit. Tę drużynę trzeba traktować całościowo, jako pewną strukturę. Nie chcę wymieniać nazwisk, wyróżniać poszczególnych zawodników. W ogólnym rozrachunku Podbeskidzie to jedna z lepszych ekip naszej ligi. Zresztą od lat zajmuje wysokie miejsca na drugim froncie. Choćby z tego względu musimy zagrać na miarę swoich możliwości.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×