W sezonie 2009 nie powrócę na trasy RSMP - rozmowa z Łukaszem Habajem

Podczas Rajdu Barbórki Cieszyńskiej 2004 wszyscy przecierali oczy ze zdumienia, gdy po pierwszej pętli zawodów na czele klasyfikacji Pucharu PZM znajdował się Fiat Seicento, prowadzony przez Łukasza Habaja. Pozycji lidera nie udało się co prawda utrzymać, ale jeden z odcinków, wygrany w klasyfikacji generalnej, mówił sam za siebie. Sezon 2004 Łukasz Habaj zakończył na pierwszym miejscu w klasie N0 w Pucharze PZM. W roku 2005 zadebiutował na trasach RSMP w Pucharze Peugeota. Jednak prawdziwy sukces nadszedł już w kolejnym sezonie. Łukasz Habaj i Jacek Spentany wygrali bowiem aż sześć rajdów i przypieczętowali triumf w Pucharze Peugeota na jedną eliminację przed zakończeniem sezonu.

Mateusz Senko
Mateusz Senko

Mateusz Senko: W sezonie 2009 powrócisz na trasy RSMP. Zapowiadasz ostrą walkę od pierwszego rajdu?

Łukasz Habaj: Niestety w sezonie 2009 nie powrócę na trasy RSMP. Z wielu różnych względów wybrałem starty w czeskim Citroen Racing Trophy. Odpowiadając na drugą część pytania, oczywiście zapowiadam walkę od pierwszego rajdu (śmiech). Miałem już w tym sezonie okazję wystartować w Czechach, w Rajdzie Valasska. Rezultat był całkiem dobry, bo po pierwszym dniu rajdu byliśmy drugą "ośką" w rajdzie, ustępując tylko Antoninowi Tlustakowi w C2 S1600. To pozwala mieć nadzieję, że stać nas na walkę o najwyższe lokaty w czeskiej edycji pucharu Citroena.

Dla wielu kibiców będzie to z pewnością spore zaskoczenie. Czy nie zobaczymy Cię więc na polskich oesach?

- Zrobię wszystko, żeby pojechać chociaż jeden rajd w Polsce. Prawdopodobnie będzie to Rajd Rzeszowski. Nie chciałbym, aby kibice pomyśleli, że wybrałem starty w Czechach, bo boję się rywalizacji w Polsce (śmiech). Wręcz przeciwnie, bardzo chcę się zmierzyć z polskimi kolegami.

Czy o startach w Czechach zadecydowała także mocna obsada ich krajowych mistrzostw?

- Między innymi. Zadecydowało wiele czynników. W Polsce są eliminacje szutrowe, a ja nie mam szutrowego kitu. Musiałbym go kupić, co jest wydatkiem rzędu 6 tysięcy euro. Do tego opony. To mocno podniosłoby koszty. W Czechach są same rajdy asfaltowe i jest ich tylko 5. Zależy mi bardzo na rozwoju, ze względu na dalsze plany startów w przyszłych latach. A czeskie rajdy dają mi taką możliwość, ponieważ każdy z nich będę jechał po raz pierwszy. W Polsce większość odcinków znam bardzo dobrze. Poza tym w Polsce tegoroczny sezon stoi pod znakiem zapytania, jeżeli chodzi o ilość rajdów. Nie wspomnę już o nastawieniu czeskich organizatorów, ilości startujących załóg oraz tłumów kibiców przy trasie. Poza tym zawsze marzyłem żeby pojechać Rajd Barum. Do tego doszły jeszcze pewne kwestie formalne, narzucane przez Citroen Polska, z którymi nie mogłem się zgodzić.

Jakie są więc warunki przystąpienia do czeskiego Citroen Racing Trophy i czy różnią się one od tych obowiązujących w Polsce? Czy także w tym cyklu można odczuć słynną czeską przychylność dla zawodników?

- Ogólne warunki są takie same. Może jedynie z tą różnicą, że nagrody wypłacane będą w Euro, a w Polsce w złotówkach. Jeśli Euro pójdzie do góry będę do przodu (śmiech). Natomiast szczegółowe warunki przedstawione zawodnikom przez czeskiego organizatora pucharu są inne niż w Polsce, co było w moim przypadku jednym z ważnych czynników decydujących o wyborze. Organizacją całego przedsięwzięcia w Czechach zajmuje się m.in. Martin Prokop, który jest czynnym zawodnikiem. Dlatego tez nastawienie organizatorów jest bardzo pozytywne i elastyczne.

Zawodnikom, którzy znikają z oesów rzadko udaje się na nie wrócić i wznowić regularne starty. Tobie jednak się udało, czemu to zawdzięczasz?

- Zawdzięczam to uporowi, konsekwencji w dążeniu do celu oraz ciężkiej pracy, dzięki której udało mi się zgromadzić niezbędne środki. W pewnym momencie doszedłem do wniosku, że czas jaki musiałbym poświęcić na poszukiwania sponsorów lepiej poświęcić na pracę. Na razie się udało, ale większość budżetu zapewnia eSKY.pl, który częściowo należy do mnie.

Nie będzie to Twój pierwszy sezon w pucharze markowym, bowiem w 2006 roku zwyciężyłeś w Pucharze Peugeota.

- Tak, bardzo miło wspominam rok 2006. Był to nasz największy rajdowy sukces. Niestety nie przełożyło się to na zainteresowanie ze strony sponsorów, co spowodowało przerwę w startach. Co prawda w 2007 roku zaliczyliśmy 3 starty Lancerem, z czego 2 skończyły się wypadkami. Te 3 starty oprócz dużej frajdy jaką miałem, nauczyły mnie nigdy więcej nie wsiadać do samochodu, który nie jest odpowiednio doinwestowany.

Twój triumf w Pucharze Peugeota był dość spektakularny, wygrałeś aż sześć rajdów i pewnie zdobyłeś tytuł na jedną eliminację przed zakończeniem sezonu.

- To był wspaniały sezon. Włożyłem dużo pracy w zimowe treningi i w przygotowanie fizyczne, ale rzeczywiście efekt przerósł moje najśmielsze oczekiwania (śmiech). Niestety, tak jak wspomniałem powyżej nie zapewniło mi to możliwości regularnych startów.

Uważasz, że udział w markowych pucharach to dobra droga rozwoju?

- Myślę, że nawet bardzo dobra. Natomiast Puchar Citroena nie jest podobny do innych pucharów markowych, które były rozgrywane na polskich trasach w ubiegłych latach. Ich ideą była duża dostępność dla zawodników, ze względu na niskie koszty. Niestety Citroen Racing Trophy nie ma z tą ideą nic wspólnego. To z pewnością wynika z zaawansowania technicznego C2 R2 Max, który jest poważną, A-grupową rajdówką.

Ubiegłoroczny triumfator Challenge'u, Jan Chmielewski, zwyciężył dzięki równej i skutecznej jeździe. Zamierzasz więc walczyć o sekundy, czy może dowozić do mety pewne punkty?

- Taktyka polegająca na dowożeniu do mety pewnych punktów jest mi obca. Próbowałem w taki sposób pojechać drugi dzień Rajdu Polski w 2006 roku, ponieważ przewaga nad następnym zawodnikiem wynosiła ponad 1,5 minuty. Całkiem się zdekoncentrowałem, co o mały włos skończyłoby się w rowie. Zgodnie stwierdziliśmy z Jackiem (moim pilotem), że szkoda oesów na taką jazdę i że wracamy do normalnego tempa. Oprócz startów w Czechach chciałbym pojechać chociaż jeden rajd w Polsce, głównie po to, aby zmierzyć się z polskimi uczestnikami Citroen Racing Trophy, w tym z Jankiem Chmielewskim i udowodnić wyższość mojej taktyki nad jego taktyką (śmiech).

Masz już za sobą pierwsze testy Citroena C2 R2 Max. Czy da się porównać tę rajdówkę z pucharowym Peugeotem 206?

- Nie da się. To zupełnie inny samochód. Pucharowy Peugeot 206 był w zasadzie seryjnym autem, a Citroen to prawie samochód klasy S1600, a więc profesjonalna rajdówka. Wymaga zupełnie innego traktowania.

W swojej karierze startowałeś również Mitsubishi Lancerem Evo VIII. Czy ciężko było Ci się przesiąść z "ośki" do "czteronapędówki"?

- Nie był to dla mnie duży problem. Myślę, że trudniej jest się przestawić w odwrotnym kierunku. Największy problem miałem w zasadzie z przystosowaniem się do charakterystyki silnika, który wymaga jazdy "dołem", podczas kiedy w "ośkach" jeździ się wykorzystując głównie górny zakres obrotów silnika.

Jakie są więc podstawowe różnice w prowadzeniu przednionapędowego auta i czteronapędowego Lancera?

- Przednionapędowe auto "ustawiasz" hamulcem, a czteronapędowe gazem.

Jak zareagowałeś na decyzję o odwołaniu Rajdu Krakowskiego?

- Zrobiło mi się bardzo smutno. Szczególnie smutno jeśli pomyślałem o ludziach, którzy z rajdów żyją, na przykład właściciele wypożyczalni samochodów sportowych i właśnie ktoś pozbawił ich po raz kolejny przychodów, nie ponosząc z tego tytułu konsekwencji.

Także organizatorzy kolejnych rund RSMP mówią o problemach finansowych. Nie jest to chyba komfortowa sytuacja także dla Was, zawodników?

- Nie jest, między innymi dlatego wybrałem Czechy.

Czy planujesz start w Rajdzie Polski? W tym roku będzie on przecież rundą Rajdowych Mistrzostw Świata.

- Start w rajdzie Polski jest marzeniem, ale niestety niezbyt realnym w tym roku. Cieszę się natomiast, że będę miał okazję zobaczyć najszybszych kierowców Świata w akcji stojąc przy oesie (śmiech).

Na zakończenie opowiedz naszym czytelnikom o Rajdzie Barbórki Cieszyńskiej 2004. Na jednym oesie pokonałeś wszystkie "czteronapędówki", a startowałeś przecież Seicento!

- Tak, to było prawdziwe zaskoczenie! Niewątpliwie wpływ na ten stan rzeczy miały warunki pogodowe. Czołówka jechała po śliskiej nawierzchni, a ja startowałem A-grupowym Seicento z numerem 96. Miałem lepszą przyczepność. Nie zmienia to jednak faktu, że nawet po całej pętli byliśmy ciągle na pierwszym miejscu w Pucharze PZM. Niestety na kolejnej pętli zaliczyliśmy 3-minutową wizytę w rowie i marzenia o podium jadąc Seicento legły w gruzach. Wygraliśmy co prawda klasę A0, ale do tej pory nie mogę podarować sobie tego feralnego zakrętu.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×