Simon o presji Roland Garros

Gilles Simon jest człowiekiem inteligentnym, który wskazując na przyczyny porażek swoich rodaków w Roland Garros nie zasłania się tylko presją. Najlepszy francuski tenisista ma bardzo szczególne wspomnienia związane ze "swoim" Wielkim Szlemem.

Krzysztof Straszak
Krzysztof Straszak

- Często mówi się, że Francuzi nie odnoszą sukcesów w Roland Garros, bo zderzają się ze zbyt wielkim oczekiwaniem rodaków. Nie sądzę, żeby to był główny powód - pisze 24-latek z Nicei w swoim felietonie na łamach dziennika L'Équipe. - Oczekiwania ludzi to nic. Dziesięć minut po tym, jak przegrasz, na kort wychodzi kolejny Francuz, który wygra, a o tobie się zapomina - ciągnie.

Siódmy tenisista świata zastanawia się, dlaczego jego rodacy nie odnoszą sukcesów w Paryżu. - Nie możemy mówić, że to taki sam Wielki Szlem jak każdy inny, bo to nieprawda. Gdy byliśmy mali, Roland byłą jedyną szansą na obejrzenie w telewizji tenisa. Nikt wtedy nie miał Eurosportu. Ja na tych kortach ukształtowałem się jako tenisista. Oglądałem kiedyś w większym gronie finał w telewizji France 2, kiedy jeden gość położył się na podłodze i powiedział: "Tam musi być bajkowo!" - wspomina.

Sam wygrał w karierze w największym na świecie turnieju na kortach ziemnych tylko jeden mecz, trzykrotnie odpadając w pierwszej rundzie. - To prawda, że nigdy nie zaliczyłem w Roland Garros dobrego występu. Jest to właśnie związane jest z presją, gdy nadchodzą dla mnie wielkie mecze. Teraz jest trochę lepiej, bo wiem, z czym się mogę spotkać, ale wciąż trudno jest mi wszystko w sobie opanować - tłumaczy.

Mówi o strachu i barierze do przełamania. - Zwykle, kiedy jesteś przestraszony, głupio wmawiasz sobie "Nie boję się". Myślę, że lepiej nie okłamywać samego siebie. Wygląda jednak na to, że to prawie niemożliwe, by dobrze zacząć turniej. Dobrze, czyli przyjść, skończyć 6:3, 6:2, 6:1 i móc powiedzieć: "Bing, Bum!" - pisze.

Receptą na niemoc rodaków ma być przykład tego, któremu się powiodło. - Myślę, że powinnyśmy podążać ścieżką wytyczoną przez Gaëla w zeszłym roku - mówi Simon o Monfilsie, półfinaliście ubiegłorocznego Roland Garros. - Pamiętam szorstkie komentarze po jego pierwszych wygranych, kiedy mówiono, że to, co robił na korcie było nudne, że tylko przebijał piłkę na drugą stronę, że nie zajdzie daleko... No i dotarł do półfinału uskuteczniając swój najlepszy tenis. Kiedy jesteś w połowie drogi, ludzi nie obchodzi, co zrobiłeś wcześniej. Zapominają, jak grałeś w pierwszych rundach - wyjaśnia.

- To kwestia cierpliwości. Nie powinniśmy być zbyt dobrzy. Na Roland, jak nigdzie indziej, chce się wygrywać cały czas w fajny sposób, zdobywając punkty po pięknych uderzeniach. Czasami i mnie zdarzą się dwie super wygrywające piłki pod rząd - mówi.

W zakończeniu obala jeszcze jeden pogląd. - Mój ojciec zawsze mówił mi, że to bezużytecznie robić widowisko przed finałem. To nieprawda.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×