Tragiczny dzień Cracovii

30 maja 2009 roku to fatalny dzień dla Cracovii Kraków. Od dawna nie było drużyny, która po remisie z Lechem Poznań na jego stadionie, miała aż tak fatalny nastrój. Cracovii dziwić się jednak nie można. Co prawda zaprezentowała się w stolicy Wielkopolski całkiem dobrze i odniosła satysfakcjonujący wynik, ale nie wystarczyło to jej, aby zapewnić sobie utrzymanie w ekstraklasie. Pasy, mimo solidnych wzmocnień, żegnają się z ekstraklasą.

Michał Jankowski
Michał Jankowski

Cracovia do meczu z Lechem przystępowała z bezpiecznego, trzynastego, miejsca. Nie mogła jednak pozwolić sobie na stratę punktów, bowiem przy zwycięstwach rywali z dolnych miejsc tabeli ekstraklasy, spadłaby do pierwszej ligi. - Wiedzieliśmy, że musimy wygrać, więc graliśmy o trzy punkty - mówi Przemysław Kulig. Krakowianie początkowo dali narzucić gospodarzom swój styl gry, ale z czasem zaczęli się czuć na boisku coraz pewniej, aż wreszcie w 22. sekundzie drugiej połowy zdobyli bramkę wyrównującą. - Graliśmy ofensywnie, stworzyliśmy sobie dużo sytuacji bramkowych i już wcześniej mogliśmy zdobyć bramkę - dodaje obrońca Pasów. Ostatecznie mecz zakończył się remisem 2:2, co oznacza spadek Cracovii do pierwszej ligi. Dwa gole dla Lecha padły z pozycji spalonej. Goście nie burzyli się jednak za bardzo na decyzję arbitrów, jak choćby kolejkę wcześniej Polonia Warszawa. - Ja od teraz, podobnie jak mogący być wzorem trenerskim Franciszek Smuda, nie będę komentował decyzji sędziów - zapowiada Artur Płatek, szkoleniowiec Pasów.

Zawodnicy Cracovii pokazali się w Poznaniu z dobrej strony. Zdobyli dwie bramki na wyjeździe i stworzyli jeszcze kilka dobrych okazji podbramkowych. - Obie drużyny zagrały dobry mecz - twierdzi Kulig, a wtóruje mu Płatek: - Jestem zadowolony z postawy zawodników w meczu z Lechem. Zabrakło nam, podobnie jak przez całą rundę, szczęścia. Taki wynik, przy zwycięstwie Arki Gdynia oraz Lechii Gdańsk, nie wystarczył do utrzymania. Krakowianie zdają sobie jednak sprawę, że o spadku zaważyły wcześniejsze spotkania. - Było tyle meczów, gdzie mogliśmy zdobyć punkty, że teraz gralibyśmy już ze spokojem. Trzeba grać równo przez cały sezon - uważa Tomasz Moskała.

Mimo dobrego wyniku, był to jednak fatalny dzień dla Cracovii. - Na pewno nie jest to miły moment, ale tak jak mówił mi Franciszek Smuda, trzeba się z takimi rzeczami zmierzyć - opowiada Płatek. Najbliższe tygodnie będą dla krakowskiego zespołu bardzo istotne. Prezes Cracovii, Janusz Filipiak zapowiada, że Pasy szybko wrócą do ekstraklasy. Niezbędne będzie jednak zatrzymanie większości zawodników. - Trzeba się pozbierać, przemyśleć pewne rzeczy, zastanowić się nad swoimi błędami i iść do przodu - mówi Kulig.

Bardzo zmartwiony spadkiem był również Bartosz Ślusarski. 28-letni napastnik wrócił zimą do Polski z zagranicznych wojaży i miał pomóc utrzymać Cracovię w ekstraklasie. W dwunastu meczach, zdobył trzy bramki, które zapewniły drużynie sześć punktów (zwycięstwa po 1:0 z Piastem Gliwice oraz Polonią Warszawa) oraz pomogły wygrać z Lechią Gdańsk (wynik 3:1). Ślusarski po raz drugi w karierze musi przełknąć gorycz spadku z ekstraklasy. Wcześniej nie zdołał się utrzymać z Lechem Poznań w sezonie 1999/2000, gdy debiutował w najwyższej klasie rozgrywkowej. - Drugi raz spadam z ligi w Poznaniu. Nie tak to sobie wyobrażałem - mówił po meczu rozżalony "Ślusarz".

Cracovia po pięciu sezonach znów zagra na zapleczu ekstraklasy. Może mieć jednak iskierkę nadziei. Jeśli decyzja o nie przyznaniu ŁKS Łódź licencji na grę w ekstraklasie zostanie podtrzymana, to Pasy najprawdopodobniej zagrają w barażach z trzecią drużyną pierwszej ligi.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×