Nie możemy być spokojni o przyszłość - wywiad z trenerem AZS-u Poznań Wojciechem Lalkiem

Akademiczki ze stolicy Wielkopolski na pewno chciały sprawić niespodziankę swoim kibicom i awansować co najmniej do półfinału. Jednak na tej drodze przeszkodą nie do przejścia okazały się być brązowe medalistki mistrzostw Polski i musiały już w piątek pożegnać się z rozgrywkami. Trener Wojciech Lalek uważa, że można było w tym meczu ugrać więcej.

Jakub Brąszkiewicz
Jakub Brąszkiewicz

Jakub Brąszkiewicz: Jak pokazują statystyki słabo zagraliście w ataku. Wasza skuteczność wynosiła poniżej 40%. Co było tego przyczyną? Czy to zadecydowało o porażce?

Wojciech Lalek: - Nie do końca tak jest, bo to jest średnia skuteczność zespołu. My zawsze gramy na niskiej efektywności w ataku. Mieliśmy w tym spotkaniu zawodniczki, które radziły sobie bardzo dobrze na siatce. Na przykład Jana Magatova zbijała ponad 70% piłek. Nieźle zagrała też Asia Frąckowiak, która dopiero w końcówce straciła na skuteczności. Miała atak w okolicach 50%, a to jest dobrze jak na skrzydło. Średnią zaniżyły pozostałe siatkarki, niektóre nie grały nawet na 30% i to dlatego tak to wyglądało. Graliśmy potem już bardzo czytelnie, bo dziewczyny nie kończyły ataków. Bielszczanki przez to łatwo mogły odczytać nasze zagrania. Gdyby sześć zawodniczek po drugiej stronie siatki mogło skakać do bloku, to wszystkie czekałyby na Asię Frąckowiak. Moje siatkarki zagrały to, co mogły. Szkoda, że to się tak ułożyło. Bielsko nie grało rewelacyjnie. Zresztą żaden z tych lepszych zespołów nie pokazuje tego, co może zagrać w półfinale. Można było tutaj ugrać więcej, a być może pokusić się o sprawienie niespodzianki.

Nie najlepiej funkcjonował również wasz blok.

- Przeciwko zespołom z czuba tabeli bardzo ciężko jest zdobyć jakieś punkty blokiem. Jednak różnica możliwości sportowych jest tutaj kolosalna. Siła ataku czołowej czwórki w porównaniu z tym czym dysponujemy my, Mielec czy Gedania jest dużo większa. Chociaż gdańszczanki mają bardzo wysoki zespół mogący grać blokiem. W meczu z Bydgoszczą zdobyliśmy 16 punktów blokiem, ale to jest zupełnie inna gra niż na przykład z Farmutilem czy Winiarami.

Mecz z Centrostalem w ostatniej rundzie mógł przekreślić wasze dokonania. Porażka za trzy punkty spowodowałaby, że wypadlibyście z play-off?ów.

- Przed meczem zdawaliśmy sobie sprawę z tego zagrożenia. Kosztowało mnie to nieprzespane noce, ale założyłem sobie z zespołem, że nie będziemy tego spotkania traktować jako pojedynek o życie i utrzymanie. Chcieliśmy zdobyć piąte miejsce. Tak naprawdę przez ? sezonu to my zajmowaliśmy tą pozycję. Straciliśmy ją poprzez niespodziewane wyniki w innych spotkaniach naszych sąsiadów w tabeli. Później trzy zespoły wyprzedziły nas o punkt. Zwycięstwo pozwoliło nam wrócić na piąte miejsce, z czego jestem zadowolony. Więcej powodów do zdenerwowania miała Bydgoszcz, która znalazła się pod ścianą w tym spotkaniu. To one nas musiały ograć, aby wskoczyć do play-off. One były na dziewiątym miejscu, a nie my. Dlatego nam było nieco łatwiej wytrzymać psychicznie ten mecz. Moje dziewczyny zagrały bardzo skoncentrowane. Poza tym gdy Centrostal tracił kilkupunktową przewagę to zaczynał się denerwować.

Największą niespodzianką tego sezonu jest to, że bydgoszczanki zagrają w barażach. Jak pan uważa, co było przyczyną tak słabej postawy siatkarek znad Brdy?

-Przed sezonem nikt się nie spodziewał, że zespół bydgoski będzie miał aż takie problemy, szczególnie patrząc na ich skład. To pokazało, że nie można niczego wnioskować po poprzednim sezonie. Większość drużyn bardzo zmienia składy i to, co się działo w ubiegłym sezonie nie ma nic wspólnego z tym, co może się zdarzyć. Zostają tylko firmy, a siatkarki często wędrują.

Podczas spotkania Farmutilu Piła z Energą Gedanią skrzętnie notował pan coś
w laptopie. Czyżby to był zalążek jakiejś specjalnej, zaskakującej taktyki?


- Ciężko teraz czymkolwiek jest zaskoczyć drugi zespół. Po tylu meczach rozegranych znamy się już doskonale. Każdy zna zagrania przeciwnika niemal na pamięć. W swoim laptopie dopisywałem rożne obserwacje, jak grała Piła, a jak Gdańsk. Najprawdopodobniej z jednym i z drugim zespołem się spotkamy w play-off?ach. Potwierdziłem też sobie pewne elementy z taktyki, które miałem już wcześniej zapisane lub dopisałem to, co się zmieniło. Nie mamy za bardzo czym nasze rywalki zaskoczyć.

Jak wygląda sytuacja zdrowotna w zespole?
- Mamy trochę problemów, no i nie dysponujemy tą dwunastką, która grała w pierwszej rundzie. Nie ma kontuzjowanej Emilii Reimus, Gosia Cieśla nie jest jeszcze w pełni gotowa do gry po urazie barku. W spotkaniu ćwierćfinałowym nie mogła też wystąpić Anna Szydełko, która ma drobny uraz oka.

Co zadecyduje o wyniku spotkań w play-off?

- Wynik będzie zależał od ambicji, determinacji i od dyspozycji dnia, która może okazać się decydująca.

Na początku sezonu wasza sytuacja finansowa nie była najlepsza, czy coś się zmieniło pod tym względem?

- Nic się nie zmieniło od początku sezonu. Nadal nie mamy sponsora tytularnego. Nie możemy być spokojni o przyszłość. Jest już końcówka ligi i już powoli należałoby rozmawiać o przedłużeniu kontraktów i budowaniu zespołu na nowy sezon, a my nie możemy tego jeszcze robić.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×