Gorzka prawda o polskim futbolu

Napompowany do granic możliwości balon nadziei na awans do Ligi Mistrzów pękł bardzo szybko. Już na dzień dobry, mistrza Polski Wisłę Kraków odprawiła Levadia z futbolowej prowincji, jaką jest Estonia. Nie, nie będzie w tym felietonie kolejnego pastwienia się nad Białą Gwiazdą. Zastanówmy się, czy wymagania, jakie co sezon mają kibice nad Wisłą, wobec zespołów reprezentujących Polskę w Europie, mają jakiekolwiek logiczne podstawy.

Marcin Foltyn
Marcin Foltyn

Europa znów ucieka

Z jednej strony wybujałe nadzieje, z drugiej kolejny zawód. Wisła Kraków nie awansowała do Ligi Mistrzów, dlatego, że Polska od dawna traciła, i niestety nadal traci, dystans do reszty europejskich krajów. O awans jest coraz ciężej, nie tylko dlatego, że odjeżdża Polsce europejska czołówka, lecz także dlatego, że polskie kluby są dystansowane nawet przez takie "potęgi" jak kluby cypryjskie. Już od dawna, lata świetlne przed Polską są chociażby Ukraina czy Rumunia. Wszystko przez to, że w Polsce nie zbudowano w odpowiednim momencie odpowiedniej struktury organizacyjnej i szkoleniowej klubów. Na świecie od dawna kluby są świetnie zarabiającymi na siebie firmami, podczas gdy w Polsce, kluby nadal oglądają się na pomoc władz miejskich. Tu notabene, należy wbić szpilkę także politykom, chociażby za to, że nie we wszystkich miastach dzierżawa miejskich obiektów klubom jest darmowa, co znacznie ułatwiłoby zbudowanie choć pozorów płynności finansowej klubów.

Kolejny problem to praca z młodzieżą. Niewiele klubów w Polsce posiada odpowiedni system szkolenia. Sam osobiście miałem okazję obejrzeć z bliska, jak wygląda praca z najmłodszymi adeptami futbolu w dwóch zespołach, grających w średniej klasy europejskich ligach, bijących o głowę polską ekstraklasę. Otóż na przykład w Anderlechcie Bruksela, jak i Rapidzie Wiedeń, szkolenie odbywa się od najmłodszych lat. Oprócz zespołu rezerw, funkcjonują zespoły młodzieżowe, począwszy od U-21 aż do U-8 u "Fiołków", a w Wiedniu nawet na zespole U-7 kończąc. I nie ma mowy o żadnych problemach sprzętowych, czy braku boisk treningowych. Każdy zespół o te aspekty, towarzyszące grze w piłkę, martwić się nie musi. Kiedy coś takiego będzie obowiązywać w większości klubów polskiej ekstraklasy? Lepiej to pytanie pozostawić bez odpowiedzi.

Jak wielką rolę odgrywać mogą wychowankowie, pokazała całej Europie w ubiegłym sezonie FC Barcelona. W składzie zespołu Josepa Guardioli, można znaleźć kilku zawodników, którzy będąc wychowankami Blaugrany, są jednocześnie gwiazdami światowego futbolu. Najpierw przekształcenie klubu w sprawnie działającą, niezależną firmę oraz zabezpieczenie kadr poprzez odpowiednio rozbudowany system szkolenia, są niezbędne do zbudowania podstaw klubu. Tym aspektom, towarzyszyć powinna odpowiednio rozbudowana sieć skautingu. Jak na razie w Polsce, dobrze funkcjonuje jedynie skauting w Lechu Poznań, który w porównaniu z resztą Europy i tak wciąż jeszcze raczkuje.

Budowa bez fundamentów

A co obecnie prezentują sobą najlepsze polskie zespoły? Cała czwórka zespołów reprezentujących Polskę w tym sezonie w europejskich pucharach, posiada bogatych, jak na polskie warunki, właścicieli. Z wyjątkiem warszawskiej Polonii, powstają godne Europy, stadiony. Aż należałoby krzyknąć: Nareszcie! Infrastruktura w Polsce również pozostawiała przez lata wiele do życzenia. Mimo że niektóre obiekty w ekstraklasie wciąż wyglądają, jakby je zbudowano jeszcze w Austro-Węgrzech, na tym polu Polska wyraźnie się poprawia. Cała reszta nadal kuleje i niestety nie widać lepszej przyszłości w najbliższych latach. Brak wcześniej wspomnianych aspektów, odbija się sprowadzaniem piłkarskiego szrotu z transferowego dziesiątego rzutu, czy jak kto woli, odrzutu.

Nie dziwota więc, że w ten sposób budowane kluby, nie radzą sobie na europejskiej arenie. Właściciel Wisły Kraków, Bogusław Cupiał odnosi od lat sukcesy z Białą Gwiazdą na krajowym podwórku. W trakcie dwunastoletniej ery Cupiała przy Reymonta, Wisła aż siedmiokrotnie sięgała po krajowy czempionat. Viktor Levada, właściciel niedawnego rywala krakowskiego zespołu, może pochwalić się podobną skutecznością, sześć tytułów mistrza Estonii zdobytych w dekadę i kolejny w drodze. Różnica polega jednak na tym, że w Estonii nie musieli ogrywać Wisły, bo znają swoje miejsce w szeregu, co zresztą otwarcie przyznawano. W Polsce natomiast trzeba, choć... również nie ma do tego podstaw.

Sukcesy?

Wybujałe ambicje w Polsce, nie poparte logicznymi argumentami, pokazują dziwną tendencję, jaka zarysowała się w ostatnich latach. Czar lat 90. działa na kibiców bardzo intensywnie i żądają oni powrotu czasów, gdy w Lidze Mistrzów rywalizowały Legia Warszawa i Widzew Łódź. Dlatego właśnie balon pod tytułem "awans do Champions League", pękł po raz kolejny, pozostawiając ogromne spustoszenie i odbijając się szerokim echem. Nie stać nas na to, by skutecznie, i co ważne regularnie, rywalizować w Europie. Najlepszym przykładem na to jest ubiegłoroczna euforia i zachwyt nad grą poznańskiego Lecha, który awansował do fazy grupowej Pucharu UEFA i zdołał awansować do fazy pucharowej. Euforia, gdyż to nie jest częste zjawisko, choć powinno.

I znów kolejna różnica. Wspomniane już wcześniej kluby ukraińskie i rumuńskie, a więc z krajów mniej więcej podobnych jeśli chodzi o wielkość kraju oraz jego majętność i potencjał, regularnie mają więcej niż jednego reprezentanta w dalszych fazach europejskich pucharów. Przypomnijmy chociaż sezon 2005/2006, gdy Steaua Bukareszt rywalizowała w ćwierćfinale Pucharu UEFA z rywalem zza miedzy, Dinamem Bukareszt. Albo ubiegłoroczny półfinał tych samych rozgrywek i rywalizację Szachtara Donieck z Dynamem Kijów. Tymczasem w Polsce euforia, gdy raz na kilka lat w Pucharze UEFA "zaszaleje" Wisła, Lech czy Groclin. Zazwyczaj eliminując zespoły będące pod formą, bądź mające problemy finansowe, jak choćby ówczesna AC Parma, Machester City czy Hertha Berlin.

Jednak chwała im za to, że w czasach degrengolady czysto piłkarskiej a także organizacyjnej, szkoleniowej, infrastrukturalnej i finansowej, były w stanie dostarczyć Polakom tylu niezapomnianych chwil i wspaniałych emocji. Oceniajmy jednak szanse polskich zespołów, poprzez rzeczową analizę stanu posiadania a nie naiwną euforię po kolejnym, wydawałoby się dobrym losowaniu. Dajmy czas na odbudowę tego, co zostało zaprzepaszczone w Polsce w latach 90., kiedy reszta Europy wschodniej Polsce zwyczajnie piłkarsko uciekała. Jedyną rzeczą, którą można się pochwalić w Europie, jest fakt, że reprezentacja Polski dość regularnie melduje się w ostatniej dekadzie na największych piłkarskich imprezach, jak Mistrzostwa Świata czy Mistrzostwa Europy.

Zmieńmy mentalność

Niech przygotowania do EURO 2012 dadzą impuls ludziom piłki a także polityki, do odpowiedniego działania na rzecz poprawy całej otoczki polskiej piłki nożnej, tak by za kilka lat nie trzeba było lamentować, gdy czołowy zespół odpadnie, lecz kibicować innym zespołom grającym dalej na wysokim szczeblu rozgrywek europejskich. Nie sztuką jest być powściągliwym finansowo, a zarazem wymagającym jak Cupiał, nie sztuką jest ściąganie do Polski "hiszpańskich gwiazd" pokroju Arruabarreny, Tito i Descargi jak Mirosław Trzeciak, nie sztuką jest dokonywanie zmian w klubie pod wpływem impulsów jak Józef Wojciechowski. Najpierw budowa stadionów, klubowych finansów, systemu szkolenia oraz potencjału piłkarskiego w Polsce, a dopiero następnie wielkie nadzieje. W końcu nawet sam Arystoteles mawiał, że najważniejsza, jest cnota umiaru...

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×