[color=#00000a]
Wrzosek to jeden z najlepszych polskich kickboxerów i jeden z nielicznych, któremu szansę występu dała Glory. Od 2017 roku jest on mistrzem wagi powyżej 95 kg w federacji FEN. 8 grudnia warszawianin weźmie udział w ośmioosobowym turnieju w Rotterdamie. Zwycięzca zmagań zarobi aż 150 tysięcy dolarów.
Waldemar Ossowski, WP SportoweFakty: Debiut w Glory to coś, na co czekał pan przez całą dotychczasową karierę?[/color]
Arkadiusz Wrzosek: Myślę, że każdy by czekał. To przecież największa organizacja na świecie. Jak ktoś zaczyna przygodę z kickboxingiem to marzy tylko o walkach dla tej organizacji. To można porównać do UFC dla zawodników MMA. Jeśli chodzi o moja przygodę z Glory, to nie jest to takie standardowe rozpoczęcie kariery. Ja od razu biorę udział w dużym turnieju z najlepszymi zawodnikami wagi ciężkiej na świecie.
Czy obecny kontrakt z Glory obejmuje tylko nadchodzący turniej, czy zakłada również kolejne starty?
Jest to kontrakt kilkuletni. W oczach tej organizacji jestem zawodnikiem z dużą renomą. Na pewno na dłużej zagoszczę w Glory.
Z tego co wiem, federacja FEN nie będzie robiła problemu z faktu, że jej mistrz zawalczy dla Glory. Czy jednak gigant światowego kickboxingu nie będzie blokował pana w kwestii walk w Polsce?
Nie. Akurat ten kontrakt z Glory był omawiany przez kilka dni. Walki w Fight Exclusive Night nie będą tutaj aż tak bardzo kolidowały. W zależności od tego, jak pójdzie mi w turnieju, ułożą się dalsze priorytety. Będę chciał jednak budować swoją markę również w kraju.
Czy ma pan wymarzonego rywala, na którego chciałby pan trafić w ćwierćfinale?
Myślę, że na tym poziomie nie ma już łatwych przeciwników. Jedynie pod kątem stylu mogliby mi pasować jacyś zawodnicy. To nie jest tak, że pozostałych uczestników turnieju poznałem dopiero teraz. Ja znam ich już parę lat, od dawna oglądałem ich walki, wstając w nocy na niektóre z gal. Walka z każdym z nich to najwyższy poziom na świecie, a dla mnie to wielka szansa.
Kto będzie towarzyszył panu w narożniku?
Do Holandii wylatuję 29 listopada z moim przyjacielem i właścicielem klubu, w którym trenuje - Kamilem Paczuskim. Przed samą galą dolecą do nas mój trener od boksu Rafał Pawłowski i Radosław Paczuski. Ja w Rotterdamie będę przez 10 dni. W międzyczasie wystąpię w studiu telewizyjnym, które transmitować będzie losowanie par ćwierćfinałowych. Później czekają mnie jeszcze inne obowiązki medialne.
Co dalej z karierą w boksie. W czerwcu zadebiutował pan jako pięściarz na gali organizowanej przez grupę promotorską Andrzeja Fonfary. Czy można się jeszcze spodziewać pana w ringu?
To był dla mnie taki występ szczególny, bo przed własną publicznością. Padła fajna oferta od organizatorów i ją przyjąłem. Teraz jednak, kiedy trafiłem do Glory, skupiam się wyłącznie na kickboxingu.
Czy wie pan coś na temat kolejnej obrony pasa mistrzowskiego FEN?
Na pewno dużo jest uzależnione od tego, co wydarzy się 8 grudnia i jak szybko rozwinie się moja kariera w Glory. W marcu FEN ma zorganizować galę w Warszawie i na 99 proc. na niej wystąpię.
Czy warunki ustalone z Glory to dla pana duży przeskok finansowy w porównaniu do pieniędzy, które zarabiał pan dotychczas w Polsce?
W moim przypadku na pewno. W turnieju ta wypłata jest większa niż za normalną walkę rankingową. Natomiast wiedząc, jak później będę zarabiał, mogę stanowczo powiedzieć, że jest przeskok jeśli chodzi o finanse.
Czy przygotowania pod udział w turnieju różnią się od tych pod konkretnego rywala?
Nie do końca. Jeśli chodzi o mnie, to np. do poprzedniej walki trenowałem trzy miesiące i byłem naprawdę w świetnej formie. Wygrałem przez nokaut. Jeden z wysłanników Glory oglądał ten występ z wysokości trybun. Gdy padła propozycja, nie zastanawiałem się ani chwili. Forma jest, a z trenerami tylko jeszcze rozpisaliśmy szczegółowo dalsze treningi. Jedynie mentalnie trzeba się nastawić, że to turniej. One rządzą się swoimi prawami. Zwycięzca będzie musiał stoczyć aż trzy walki, a to bardzo duży wysiłek.
ZOBACZ WIDEO "Klatka po klatce" (newsy): komplet kibiców obejrzy KSW 46