Po trzech etapach na terenie Albanii kolarze w końcu zawitali do Włoch. We wtorek mieli do pokonania 189 km, a meta została przygotowana w Lecce. Tutaj uczestnicy Giro d'Italia musieli przejechać dwie rundy wokół miasta.
Organizatorzy nie popisali się, jeśli chodzi o przygotowanie trasy. Na 19 km przed finiszem zawodnicy musieli przejechać przez bardzo niebezpieczne zwężenie. A trzeba pamiętać, że przez miasto mknął mocno rozpędzony peleton. To miejsce groziło więc poważnymi upadkami (zobacz wideo poniżej).
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Poznajesz? Miss mundialu wszystkich zaskoczyła
- Co to jest za pomysł? Nie można robić takich rzeczy! - mówił na antenie Eurosportu komentujący wyścig Adam Probosz.
Wtórował mu Dariusz Baranowski. - Straszne było to zwężenie. W dodatku wyglądało to tak, jakby kolarze nie za bardzo o tym wiedzieli, nie byli na to przygotowani - dodał były kolarz.
Krytyczne komentarze można było przeczytać również w mediach społecznościowych. "Ten niebezpieczny, finałowy miejski odcinek nigdy nie powinien zostać zatwierdzony. Po raz kolejny menedżer ds. bezpieczeństwa UCI udowadnia, że ma najłatwiejszą pracę na świecie" - czytamy na profilu La Flamme Rouge na platformie X.
Na szczęście w tym miejscu nikomu nic się nie stało. Do upadku dwójki kolarzy doszło za to wcześniej, gdy uczestnicy wyścigu musieli przejechać przez rondo. Najprawdopodobniej wskutek błędnego oznakowania upadł zdezorientowany Duńczyk Soren Kragh Andersen, dlatego dotarł do mety ponad 10 minut za zwycięzcą.
Ostatecznie etap wygrał Casper van Uden. Holender zaatakował na ostatnich metrach i wygrał rywalizację sprinterów.