Trzeci etap Tour de Pologne zakończył się dramatycznie. Na zjeździe z Przełęczy Walimskiej doszło do poważnej kraksy, w której ucierpiało sześciu zawodników. Wśród poszkodowanych znaleźli się m.in. Michał Kwiatkowski, Rafał Majka oraz lider wyścigu Paul Lapeira.
Wyścig został na kilkanaście minut wstrzymany, a etap zakończył się bez zaliczenia wyników do klasyfikacji generalnej. Zwycięzcą odcinka w Wałbrzychu został Ben Turner z ekipy Ineos Grenadiers, jednak tego dnia najwięcej mówiło się nie o rezultatach, lecz o stanie zdrowia zawodników.
ZOBACZ WIDEO: Czegoś takiego nie przeżyłem. Spędziłem dzień z Radkiem Paczuskim
Kwiatkowski, który mocno odczuł skutki upadku, w rozmowie z Eurosportem nie krył emocji. - To była trudna sytuacja, myślałem, że się nie podniosę. Byłem koło Baronciniego. Wołałem medyków do niego - powiedział sportowiec.
W wypadku szczególnie ucierpiał właśnie wspomniany przez kolarza Filippo Baroncini, kolega z drużyny Rafała Majki. - On uderzył bardzo niefortunnie w mostek, ja byłem z przodu, nie widziałem tego. Kraksy zawsze były, są i będą. Znali ten zakręt, wydarzyło się coś nieprzewidzianego - mówił Czesław Lang w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet.
- W tej sytuacji to normalne, że wyścig został zneutralizowany, bo nie było karetek z przodu. Tak ja nigdy nie byłbym w pierwszej grupie, bo długo leżałem w tym rowie - tłumaczył Kwiatkowski.
Polski kolarz zaznaczył też, że nie obwinia organizatorów wyścigu za to, co się wydarzyło. - Każdy znał te zakręty. Wiadomo, że trasa dzisiaj była bardzo niebezpieczna, natomiast trzeba było uważać i jeżeli ktoś nie przelicza na dużym zmęczeniu, no to tak to się kończy - ocenił w rozmowie z Eurosportem.