Trudne początki kolarstwa w Afryce: brak asfaltu, stare rowery, pustynne etapy

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski

Czterech reprezentantów półmilionowego kraju leżącego we wschodniej Afryce szybko przekroczyło limit czasu. Już po 50 kilometrach pierwszego etapu zostali zdjęci z trasy. Nie wytrzymali tempa. - Nie mieli żadnych szans, peleton sunął z prędkością 50 km/h - opowiada Marczyński. - Musieliby pracować z niesamowitą mocą, aby się utrzymać. Przegrali, bo jechali na gorszym sprzęcie niż uczestnicy Tour de Pologne amatorów!

- Brak odpowiednich rowerów to największy problem kolarskich federacji w Afryce - tłumaczy Lang. - Biedniejsze kraje, a takich na Czarnym Lądzie jest większość, zawsze mają ważniejsze wydatki, niż dobry sprzęt dla kolarzy. A bez tego trudno młodym adeptom przebić się później na arenę międzynarodową.

Froome wysyła rowery

- Choć potencjał mają ogromny - dodaje Marczyński. - Kilku młodych Marokańczyków zrobiło na mnie naprawdę świetne wrażenie. Gdyby dostali kontrakt w mocnym teamie, to w przyszłości mieliby szansę na wielkie sukcesy.

A tak... Najwyżej sklasyfikowanym kolarzem z Afryki jest Daryl Impey. Reprezentant Republiki Południowej Afryki jeździ w Orica GreenEdge. W 2013 roku został pierwszym w historii kolarzem z Czarnego Lądu, który założył koszulkę lidera Tour de France. W 2015 roku zajął 78. miejsce w światowym rankingu. To jedyny kolarz z Afryki w tej klasyfikacji.

Nie można zapomnieć o Tsgabu Grmay'u, który w 2015 roku podpisał kontrakt z Lampre-Meridą i przejechał Giro d'Italia. Sportowiec z Etiopii zajął 91. miejsce (na 163 sklasyfikowanych zawodników) ze stratą ponad czterech godzin i dwudziestu minut do kolegi Rafała Majki z zespołu Tinkoff-Saxo, Alberto Contadora. - Czuję się w zawodowym peletonie jakoś nieswojo - często podkreśla Grmay. - Przykro mi, że nie ma w nim prawie w ogóle moich przyjaciół z Afryki.

Paradoksalnie najbardziej znanym kolarzem z Czarnego Lądu jest... Brytyjczyk. Christopher Froome, który dwukrotnie wygrał Tour de France, sporą część dzieciństwa spędził w Kenii i RPA, gdzie przeprowadzali się jego rodzice. To tam wykuwał swój talent. - Miałem szczęście, bo moich rodziców było stać na zakup dobrego sprzętu - opowiada. - Mogłem na świetnym rowerze hasać po okolicznych wzniesieniach (stolica Kenii jest położona na wysokości aż 1700 m n.p.m. - przyp. red.).

Froome pamięta o swoich początkach. Dlatego bardzo mocno wspiera kolarstwo w Kenii i RPA. Co jakiś czas zasila świetnym sprzętem miejscowe kluby.

W Afryce drzemie potencjał

To jednak za mało. - Jeden człowiek nie zmieni sytuacji całego kontynentu - mówi nam Lang. - Mimo wszystko widzę przyszłość w Afryce. Z roku na rok coraz więcej kolarzy z tego kontynentu będzie szło śladami Froome'a, Impeya czy Grmaya. Po sukcesach indywidualnych przyjdzie czas na te zespołowe. To plan na kilka, może kilkanaście lat. Jedno jest pewne: w Afryce drzemie potencjał.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×