Trudno było mu jednak myśleć o jeździe na rowerze podczas swojego ostatniego wyścigu, Giro dell'Emilia w październiku ubiegłego roku. - Moja głowa była wtedy w domu, bo właśnie rodziła się Giorgia - mówi dziennikowi "La Gazzetta dello Sport" o swoim drugim dziecku.
Ostatnie zwycięstwo odniósł Pellizotti na Plan de Corones, na etapie jazdy na czas podczas Giro d'Italia. - To moja jedyna wygrana w 2008 roku, ale była warta dziesięć innych. Poświęciłem temu etapowi wiele uwagi, mówiłem o nim głośno. Byli wtedy na trasie: moja żona Claudia, nasz pierworodny Giacomo, przyjaciele, moi ludzie. Był również Cannavo' [Candido, zmarły niedawno były redaktor naczelny La Gazzetta dello Sport] - wspomina popularny "Delfin".
- Powróciłem do treningu pod koniec listopada. Od dwóch tygodni trenowałem z moim kompanem [Vladimirem] Moholjeviciem na Teneryfie, na Teide, na wysokości 2100 m. Przez wiele godzin próbowaliśmy wspinaczki - mówi znany specjalista od jazdy w górach.
Nie może doczekać się wejścia w sezon. - Chcę znów przeżyć tę emocjonującą chwilę, gdy na pierwszym wyścigu znów zobaczę twarze przyjaciół i kolegów, z którymi dzielę szosę.
Giro priorytetem
Pellizotti wystąpi po Giro del Friuli kolejno w: Tirreno-Adriatico i Mediolan-Sanremo. - Potem znów spędzę z drużyną dwa tygodnie na Teide. Później Trentino, Liege, Larciano, Toskania i Giro - wylicza.
"Różowy wyścig" jest celem zawodnika Liquigas. - Rok temu byłem czwarty ze stratą dwóch sekund do podium. Mało, ale jednocześnie za dużo: sam sobie to zgotowałem - żałuje. - Cały czas pytałem się sam siebie, gdzie to straciłem: przez 3 500 km coś można by wybrać. Na podium znalazł się jednak [Marzio] Bruseghin. Lepiej już on, niż kto inny, bo jest moim przyjacielem - tłumaczy.
Już nie lider?
Podpisanie kontrakt z Liquigas przez Ivana Basso zachciało pozycją Pellizzotiego w zespole, w którym występuje również Maciej Bodnar. - Kiedy ogłoszono transfer Basso, nie poczułem się dobrze. Nie spodziewałem się tego. Chciałem przenieść się do innego zespołu. Ale zrozumiałem, że nie mogę tego zrobić - przywołuje uczucie z ubiegłego roku.
- [Basso] będzie miał na Giro białę kartę. Gdy ja będę mógł pojechać swój wyścig, to będzie droga do ustabilizowania między nami hierarchii. W 2008 roku udowodniłem, że mogę pełnić w zespole najwyższą rolę - mówi o stosunkach w Liquigas.
Jaka jest w oczach Pellizottiego ocena triumfatora Giro d'Italia 2004? - Jest wielki, ale dwa lata przerwy muszą się na nim odbić - uważa. - To samo tyczy się Armstronga. Zresztą powrót Lance'a jest dobry dla wszystkich: będzie więcej dziennikarzy, więcej telewizji, może również więcej sponsorów - dodaje.
Nie ma nic do ukrycia
Gdyby Pellizotti miał się sam opisać powiedziałby, że jest: - ...kolarzem. A jakim to już zależy od celów: czy to będzie klasyk, krótki wyścig etapowy czy wielki tour. Również w tym roku celuję w Giro: mogę się już poczuć jego częścią. Pierwsze dwa etapy odbędą się praktycznie u mnie w domu. Gruppetto, sprint, wspinaczka, wzjazd, różowa koszulka: to może tak wyglądać - mówi.
31-letni zwycięzca etapu z metą w Szklarskiej Porębie podczas wyścigu Dookoła Polski w 2002 roku ma nadzieję, że w czasie Giro del Friuli, powracającym do kalendarza po pięciu latach, nie będzie padać. - Ale przyjmiemy wszystko, nawet śnieg. W innym wypadku zamiast kolarstwa wybralibyśmy ping pong - mówi pół-żartem, pół-serio kolarz pochodzący z rejonu, gdzie odbędzie się ten jednodniowy wyścig.
- Wraz z tym, że, do nas, kolarzy, dołączymy inne kategorie, jesteśmy ostatnimi, którzy teraz lamentują. W każdym razie to pięknie, że wprowadzone takie same reguły, uzgodnienia i kary dla wszystkich, od piłki nożnej do narciarstwa. Sprawa z dostępnością do mnie jest nużąca, kiedy muszę podawać podawać przez internet i gps swoją lokalizację za każdym razem, gdy gdzieś wychodzę. Oni zawsze wiedzą gdzie się znajduję. Ale ja nie mam nic do ukrycia - zapewnia.