W tym kraju mieszka 6,5 mln ludzi i jeden profesjonalny kolarz. Został cichym bohaterem IO w Rio

O mały włos, a nie pojechałby na igrzyska przez działaczy, którzy go okradli. Pieniądze przeznaczone na zakup profesjonalnego roweru, którego nie musiałby się wstydzić przed rywalami, zginęły z konta federacji.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
Na zdjęciu kolarze PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu kolarze

Niemiłosierny hałas, tysiące samochodów, chaos na skrzyżowaniach, fatalnej jakości asfalt, dziury głębokie na pół metra - ulice w stolicy Laosu, Wientianie, nie są oazą spokoju i bezpieczeństwa. W takich warunkach swoją karierę sportową rozpoczynał Ariya Phounsavath. Dzisiaj jedyny zawodowy kolarz w Laosie. Kraju, który liczy ponad 6,5 mln mieszkańców.

Kolarstwo to nałóg, jak palenie papierosów

Tak, tak. 6,5 miliona ludzi i tylko jeden zawodowiec. Dla porównania, mniej mieszkańców (aż o milion) ma Słowacja. A Peter Sagan jest mistrzem świata i liderem rankingu UCI. Słowacja zajmuje wysokie, dziewiąte miejsce w klasyfikacji narodów. Oczywiście tak wysoką lokatę zawdzięcza głównie dzięki punktom Sagana, ale przecież takie nazwiska jak Erik Baska czy Juraj Sagan nie są w zawodowym peletonie anonimowe. W indywidualnym rankingu znajdziemy nazwiska 20 kolarzy z tego kraju.

Wróćmy do Laosu. Tutaj nie ma warunków do poważnego trenowania. Fatalne drogi, brak dostępu do rowerów szosowych, brak instruktorów i klubów. Jakim cudem Ariya Phounsavath podpisał zawodowy kontrakt (w sezonie 2016 jeździł dla francuskiego Club Cycliste de Villeneuve Saint Germain)?

- Fakt, Laos bardziej sprzyja kolarstwu górskiemu, głównie przez fatalną jakość miejscowych dróg - przyznał w jednym z wywiadów. - Tak naprawdę w całym kraju jest ogromna liczba rowerów, ale ludzie wykorzystują je głównie do transportu. Nie ma mowy o sporcie. Stan tych rowerów jest na dodatek dramatyczny. Są to stare, kilkudziesięcioletnie maszyny.

ZOBACZ WIDEO: Jarosław Hampel łakomym kąskiem na rynku transferowym?

Phounsavath miał to szczęście, że jego ojciec (francuski emigrant) prowadził przez dwie dekady tak naprawdę jedyny, dobrze zorganizowany i wyposażony sklep rowerowy w całym Wientianie. To właśnie tutaj przyjeżdżali nieliczni kolarze-amatorzy, którzy wspólnie ścigali się na szosówkach. - Od dzieciństwa pokochałem kolarstwo - wspominał kilka tygodni temu w serwisie sports.vice.com, Phounsavath. - Ten sport jest w mojej krwi. Jestem uzależniony. Dzień bez treningu, to dzień stracony. Wtedy czuję się dokładnie tak, jak nałogowy palacz, który nie może sięgnąć po kolejnego papierosa.

"Umrzesz w drodze"

Mając niespełna 18 lat otrzymał powołanie do reprezentacji Laosu. - Byłem jeszcze uczniem liceum - przyznał. - Jeden z trenerów zauważył mnie na ulicy, potem jeszcze raz, drugi i piąty, w końcu zatrzymał mnie, porozmawialiśmy, zaprosił na trening i włączył do kadry.

Weekend race with friends

Opublikowany przez Alex Ariya Phounsavath na 1 październik 2016

W 2013 roku zdobył złoty medal podczas mistrzostw Azji Południowo-Wschodniej (zawody organizowane dla sportowców z 11 krajów tego regionu). Tuż po powrocie do domu otrzymał telefon od dyrektora sportowego CCN Cycling Team. - Mają siedzibę w graniczącej z Laosem Tajlandii - opowiadał Phounsavath. - Nie zastanawiałem się więc długo. Podpisałem umowę i wkrótce wylądowałem w... Europie. Bo właśnie na tym kontynencie szlifowaliśmy formę przed sezonem 2014.

Nie do końca wszystko poszło po jego myśli. Podczas Wyścigu Dokoła Słowacji (Okolo Slovenska), na ostatnim etapie (Levice - Bratysława) tak niefortunnie upadł, że poważnie uszkodził wątrobę. Trafił do jednego z miejscowych szpitali w naprawdę kiepskim stanie. Na dodatek okazało się, że jego ubezpieczenie nie obejmuje poważnych zabiegów dokonywanych w tym kraju. A na transport do Azji nie było szans. - Lekarze powiedzieli, że zmarłbym w drodze - stwierdził.

Za pomocą internetu (głównie portali społecznościowych) kolarz razem ze swoim teamem przeprowadzili zbiórkę pieniędzy wśród kibiców i kolarzy-amatorów z Laosu i Tajlandii. Udało się. Kilkutygodniowy pobyt w słowackim szpitalu zakończył się happy-ednem. Phounsavath mógł wrócić do domu.

NA DRUGIEJ STRONIE - MIĘDZY INNYMI - PRZECZYTASZ, JAKI PREZENT NASZ BOHATER OTRZYMAŁ OD PREZYDENTA LAOSU ORAZ KOGO SPOTKAŁ NA ULICACH RIO DE JANEIRO.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×