Czesław Lang: Myślałem, że umrę z bólu. Obronili mnie chłopi z widłami

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut
Później jakiś banan, jabłko, sok z marchwi. Na obiad dwa czy trzy ugotowane ziemniaki, sałata z pomidorami; może być też zupa Hipokratesa. Podwieczorek to jakiś owoc, gruszka. A na kolację ziemniaki, cieciorka, ryż, sok. I kiedy to sobie wszystko dobrze policzyć, wcale nie wychodzi drogo. Bo też je się mniej i nie wydaje pieniędzy na mięso.

Ważna jest regularność, te pięć posiłków dziennie. I pan nie będzie głodny! Nasz organizm jest sprytny. Właśnie kiedy chodzimy głodni, zaczyna sobie odkładać tłuszcz...

Najbardziej absurdalny mit diety: nie jedz po osiemnastej.

- Dokładnie! Jak jesteś głodny, to zjedz jabłko, banana, daktyla, figę. Wystarczy. Wracając do tematu, jest taka książka Richa Rolla "Ukryta siła". Autor postanowił zmienić styl życia i poprosił o opracowanie diety wegańskiej. Po pół roku zaczął uchodzić za najsprawniejszego człowieka na świecie! Pokonał pod rząd kilka ultramaratonów. Tak książka mnie upewniła, że warto podążać podobną drogą. Dziś na rowerze czuję się tak, jakbym miał trzydzieści kilka lat.

Nie ciągnie pana do "normalnego" jedzenia? Nie wyobrażam sobie, żeby od tak zrezygnować ze smaku mięsa.

- Na początku nie było łatwo. Zmieniając system odżywiania zmieniamy też jednak naszą florę bakteryjną, która podrzuca nam do głowy smaki. Dziś cieknie mi ślinka na myśl o sałacie czy dobrym pomidorze. Kiedyś bym nawet o tym nie pomyślał! A zapach karkówki z grilla nawet mnie trochę denerwuje. Mięso przestało mi smakować. Poczułem, że to jest wybór między dobrym i złym samopoczuciem; między dobra a złą energią.

Wielu ludzi pan do tego przekonał? Prowadzi pan z żoną turnusy.

- Wielu, głównie przyjaciół. Cieszy mnie obserwowanie ludzi, którzy zaczynają się dobrze czuć. Pierwsze dni, kiedy organizm opuszczają złe toksyny, są trudne. Ale później pojawiają się energia i zdrowie. Jednemu spada cholesterol, innemu zaczyna schodzić łuszczyca. Czasem nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak ważne dla nas jest jedzenie.

Powiedział pan w jednym z wywiadów: "gdybym to wiedział podczas kariery, osiągnąłbym o wiele więcej". Czytałem pana książkę i opowieści o diecie polskich kolarzy lat siedemdziesiątych momentami są szokujące.

- Na zgrupowaniach jedliśmy jajecznice, twarożki, kotlety schabowe. Mówili: "białko da wam siłę!". Kiedyś przed startem zaserwowano nam tatara. Tak zakwasiliśmy organizm, że nie mogliśmy nogami kręcić. W trakcie wyścigów mieliśmy ze sobą herbatę z miodem, kostki cukru. O odżywkach i profesjonalnym żywieniu mogliśmy pomarzyć.

Kiedy przechodziłem do zawodowego peletonu, guru byli masażyści. Oni wiedzieli wszystko: jak masować, jak się odżywiać. Korzystali z doświadczeń przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Po moim przyjeździe do Włoch tłumaczono mi, że muszę nabrać siły. I codziennie dostawałem 1,5-kilogramowy kotlet z całą michą sałaty, z ziemniakami. Po trzech tygodniach nie mogłem się ruszać.

Kiedyś podczas wyścigu zdarzyło się panu jeść brukiew.

- Byłem jeszcze dzieciakiem i na trasie dopadł mnie kryzys głodowy. Zatrzymałem się więc w polu i zjadłem tę brukiew, nic innego nie było. Bo kryzys głodowy to straszna rzecz! Robi ci się zimno, nie masz energii w mięśniach, wszystko jest spalone do zera. Widziałem kiedyś kolarza, który się zatrzymał i jadł trawę.

Książkę rozpoczął pan od opisu zdjęcia. Widzę, że wisi u pana w gabinecie. Wyścig Pokoju, etap do Karlowych Warów, pan leci na ziemę. Fatalny upadek.

- Tu, na zdjęciu, jeszcze leżę. Spadłem wówczas na prawą rękę, która wypadła mi ze stawu barkowego. Wisiała właściwie na samej skórze. Z samochodu wysiadł trener, doktor Rusin. Włożył mi kolano pod rękę i chciał wepchnąć ramię na swoje miejsce. Myślałem, że umrę z bólu! Wyrwałem mu się i zacząłem uciekać w pole. Biegłem, a za mną trener. Całe szczęście, że w polu pracowali NRD-owscy chłopi. Chowałem się za nich, a oni odganiali go widłami.

Kontuzji na tamtym etapie doznał też Stanisław Szozda. Jego kariera się zakończyła, a pana rozpoczęła na nowo.

- To prawda. Rok później wygrałem wszystko i podpisałem zawodowy kontrakt.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×