28-letni kolarz Lampre nie może nacieszyć się swoją tęczową koszulką mistrza świata. Od triumfu w Varese, we wrześniu 2008 roku, jeszcze ubrany w nią nie wygrał. Zaatakowany wirusem cytomegalii powróci na szosę najpewniej dopiero na kolejny światowy czempionat, w Mendrisio.
Dramat miał źródło w wyścigu Dookoła Sardynii (24-28 lutego). W tamtych dniach, lub tuż przed, do organizmu Ballana dostał się wirus, który sprawiał mu w kolejnych tygodniach poważne problemy.
Zawodnik z prowincji Wenecja zajął jeszcze na Sardynii trzecie miejsce, ale potem czuł się coraz gorzej. Ukończył wyścig Friulów, ale z powodu gorączki nie był w stanie stanąć na starcie toskańskiej Eroiki. Wycofał się z Tirreno-Adriatico.
- Podczas mokrego wyścigu Friulów czułem się już niepewnie. Ale później na treningu oznaki były dobre. Dzień przed Montepaschi-Strade Bianche wymiotowałem i miałem wysoką temperaturę. Miałem nadzieję, że choroba minie, bo nie wiedziałem co to jest. Myślałem, że może niestrawność - mówi w rozmowie z La Gazzetta dello Sport.
- Próbowałem normalnie funkcjonować, ale to było trudne. Bolały mnie nogi, jak wchodziłem w domu po schodach, bolały mnie kości jak rano wstawałem z łóżka. Byłem naprawdę na dnie - wspomina.
Ballan nie dojechał do mety ostatniego wyścigu, Tirreno-Adriatico. - Było mi nawet trudno utrzymać się koła w peletonie. Moi koledzy mówili, że nigdy nie sądzili, że będą musieli wykonać taką pracę nawet dla juniora. Żeby nie było dramatu, to się wtedy z tego śmialiśmy - mówi.
Wróci mocniejszy
Wyniki badań rozbroiły mistrza świata z Varese. - Miałem nic nie robić przez 15-20 dni, po czym powtórzymy badania. Rozmawiałem już z Daniele Bennatim.
Sprinter Liquigas również cierpiał z powodu tego samego drobnoustroju. - Potwierdził mi ten sam przebieg infekcji. W pewnym momencie czujesz się dobrze, chcesz się szybko wyleczyć i wrócić, ale zamiast tego padasz. Lepiej odczekać jeszcze jeden tydzień i pozbyć się wirusa całkowicie - przyznaje.
- Moje serce płacze, ale muszę opuścić klasyki Północy - rozpacza po utracie szansy na zrealizowanie swoich celów. - Ale sezon jest długi: zawsze są mistrzostwa świata, a wcześniej Tour de France. Lepiej pozostać optymistą - mówi.
I właśnie tak patrzy na całą sytuację. - Mogło być gorzej: kraksa, upadek, złamanie, wszystko inne, co może zdarzyć się, gdy jedziesz na rowerze. Dlatego próbuję cieszyć się chwilą: z rodziną na wakacjach, których nie mogłem mieć zimą. Potem wrócę bardziej świeży, gdy inni będą zmęczeni. I powrócę silniejszy niż wcześniej - zapowiada.
Lorenzetto na Sanremo
W klasyku Mediolan-Sanremo zastąpi Ballana w ekipie Lampre Mirco Lorenzetto. - Świetnie zaczął sezon, w Paryż-Nicea dobrze spisywał się w sprincie na finiszu. Rok temu był piąty, a teraz znów widzę go w czołówce - tłumaczy.
Kolarzem-amatorem jest starszy brat Alessandro, Andrea Ballan. - Został zawodowcem w 2002 roku w ekipie De Nardi. W drugim roku kontraktu zespół się jednak rozpadł, a on zrezygnował. Pod koniec listopada powiedział mi: "A gdybym znów jeździł..." Założyliśmy się. Między treningami i jedzeniem pracował, ale gdy w niedzielę po raz pierwszy znowu założył numer na plecy, wygrał Granfondo Lake Garda Tour - komentuje wyczyny brata mistrz świata, dla którego kolejnym wyścigiem mogą być... mistrzostwa świata.