MŚ Pruszków: Polacy walczą, ale medale zgarniają inni

 / Znicz
/ Znicz

Litwa wywalczyła już trzy medale, znakomitą resztę zgarnęli Australijczycy wespół z Brytyjczykami. Nie mieli pogodnych min po drugim dniu rywalizacji w torowych mistrzostwach świata w Pruszkowie reprezentanci Polski.

Dobre chęci miał sprinter Kamil Kuczyński, który nie dostał się do finału keirinu. - Mamy mistrzostwa świata. Chciałem dać kibicom jakąś radość z polskich sportowców - powiedział. - Mogło być lepiej - skwitowała Aleksandra Drejgier, wspólnie z Renatą Dąbrowską dziewiąta w sprincie drużynowym. Do Marka Cavendisha natomiast porównał się Rafał Ratajczyk: - Może powiedzieć, że tak samo jak ja zawalił sytuację.

W ogóle w podły nastrój już na samym początku sesji popołudniowej wprawił siebie i kibiców Adrian Kurek, który za wyprzedzenie rywala po tym, jak wcześniej ten go doścignął, został zdyskwalifikowany w eliminacjach wyścigu na dochodzenie.

Jak różne byłyby tłumaczenia i jasne fakty, wprost nie przemawiające za Polakami jako kandydatami do medali, tak jedno pozostaje niezmienne: świat kolarski bije się na polskiej ziemi bez udziału gospodarzy.

Doświadczenie nastolatki

Celem Drejgier w drużynowym sprincie była piata pozycja. - To dla mnie sukces, że w ogóle tu jestem, pośród najlepszych na świecie. Jestem zadowolona ze swojego startu na 500 m - powiedziała sympatyczna 17-latka, która ma jeszcze przed sobą starty w mistrzostwach świata i Europy juniorów.

Najmłodsza uczestniczka czempionatu w Pruszkowie szczerze przyznała, że ranga wydarzenia ją przytłoczyła. - Przebywanie w takim młodym wieku na mistrzostwach świata uczy mnie tego, jak przygotować się do kolejnych tego typu imprez, również w mojej kategorii. Chciałabym, żeby atmosfera takich zawodów mnie już nie przewyższała, co ma miejsce tutaj - mówiła.

Drejgier celów na bieżący rok sobie nie stawia, bo takie postawienie sprawy przez zawodami zawiodło ją już w Pruszkowie, gdzie swoje występy już zakończyła. Jej partnerka w zespołowym sprincie, Renata Dąbrowska, dopiero swoje konkurencje zaczęła. Wystąpi jeszcze w keirinie i omnium.

Australia lepsza od Wielkiej Brytanii

Drugie złoto, po triumfie Camerona Meyera w wyścigu punktowym, wywalczyła drugiego dnia mistrzostw reprezentacja Australii. Kaarle McCulloch i Anna Meares pokonały w finale sprintu drużynowego obrończynie tytułu, Brytyjki: Victorię Pendleton i Shanaze Reade. - Przed finałem byłam bardzo spięta, serce mi potwornie biło. Ale przyszedł trener i powiedział, żebym się uspokoiła. Gdy stanęłam na starcie byłam zupełnie spokojne, co było dla mnie pewną niespodzianką. To dlatego poszło mi tak dobrze - odtworzyła swoje chwile przed zwycięskim finałem McCulloch.

21-latka z Nowej Południowej Walii swoje ambicje w Pruszkowie już zaspokoiła. W jeździe na czas na 500 m poprawiła swój wynik o niemal pół sekundy. Historia jej partnerstwa z Anną Meares jest zabawna. - Ona była pierwszą osobą, która oglądała moje wyczyny na torze. Kiedy moja mama zobaczyła ją, gdy razem byłyśmy na welodromie, powiedziała: "Patrz! Ona wygląda dokładnie jak ty. Też powinnaś tego spróbować" - opowiedziała o początkach swojej przygody z torem, cztery lata temu.

- Kocham śnieg. Kiedy wstałam rano i zobaczyłam, że wszystko jest przykryte białym puchem, powiedziałam sobie, że kocham ten kraj - na wspomnienie znienawidzonego już przez Polaków opadu blondynce z kraju kangurów błyszczą się oczy i w pierwszym odczucie trudno powiedzieć, czy bardziej cieszy ją widok śniegu, czy złota zawieszonego na szyi. - Mistrzostwo świata z pewnością będzie jednak zajmowało pierwsze miejsce na mojej liście wspomnień z Polski - rozwiała wątpliwości.

25-letnia Meares, srebrna medalistka czasówki na 500 m, też polubiła śnieg, bo z przyczyn naturalnych nie widzi go zbyt często za oknem swojego domu w Adelaide, ani też w Rockhampton, gdzie trenuje. - Kocham też ten tor. Jest jednym z moich ulubionych. Chętnie tutaj powrócę, bo to już jedna z moich najlepszych wycieczek - prawie wykrzyczała z szerokim uśmiechem na ustach.

Drugiego dnia czempionatu w Pruszkowie Meares ma już dwa medale, a jeszcze tydzień temu nie było jej jednak do śmiechu. Federacja australijska przesunęła do prowadzenia kadry szosowców trenera Martina Barrasa, z którym pracowała przez całą seniorską karierę. - To kwestia uporządkowania relacji - powiedziała. - Pracowało nam się bardzo dobrze. Kiedy więc zdarza się coś takiego, to się możesz załamać. Postarałam się jednak o tym nie myśleć i budować relacje z nowym sztabem szkoleniowym - tłumaczyła.

Złoto w szarości

Mimo złotego medalu, pierwszego w karierze na imprezie tej rangi, nie tryskał radością Taylor Phinney. - Ach, zimno tu macie. Jest też trochę szaro - nie ukrywał opinii na temat około-warszawskiego krajobrazu. Trudno się po takich słowach dziwić, że człowiek zza oceanu czas między sesją kwalifikacyjną a finałem wyścigu na dochodzenie spędził nie na oglądaniu Starówki, a... niemieckiej MTV w hotelowym pokoju.

Ponad wszystko nastolatek, za którego wszystkie emocje uzewnętrzniał, szczególnie podczas finału, trener czteroosobowej kadry Stanów Zjednoczonych, przyznał jednak, że przyjechał do Polski walczyć o wynik w mistrzostwach świata, a nie podziwiać powiat pruszkowski.

Phinney, mimo, że z Colorado, na kamieniu się nie urodził. Jego matka była mistrzynią świata w tej samej specjalności co on, a ojciec znakomitym sprinterem. - Bazuję na swoim kodzie genetycznym, który myślę, że daję mi pewną przewagę nad rywalami - powiedział.

Celem młodego Amerykanina jest teraz złoto podczas igrzysk olimpijskich w Londynie w 2012 roku. Zadanie będzie miał utrudnione, bo wystąpi tam najpewniej Brytyjczyk Bradley Wiggins, złoty medalista z Pekinu. - To będzie dobra próba, zmierzyć się z nim. Jesteśmy w stałym kontakcie, bo zostaliśmy dobrymi znajomymi - zdradził. - Cieszę się, że jestem tą osobą, która jest teraz w stanie mu zagrozić w wyścigu na dochodzenie - dodał.

Po czempionacie w Pruszkowie Phinney wybiera się do Belgii na wyścigu Dookoła Flandrii (w kategorii młodzieżowej). Do kolejnych torowych mistrzostw świata, w duńskim Ballerup, skupi się na występach na szosie. - Mam dopiero 18 lat i długą karierę przed sobą. Wciąż się uczę i wyrabiam jako profesjonalny kolarz - stwierdził.

W 2007 roku, jako niespełna 17-latek, zdobył mistrzostwo świata juniorów zarówno na szosie, jak i na torze. Reprezentuje barwy Trek Livestrong, młodzieżowej ekipy pod patronatem Lance'a Armstronga. - Rodzice są zadowoleni z moich postępów, Lance jest zadowolony, Axel [Merckx, syn Eddy'ego, dyrektor sportowy grupy] też - powiedział.

Wielkim idolem Phinney'a jest Szwajcar Fabian Cancellara, były mistrz świata i obecny mistrz olimpijski w jeździe na czas. - Być takim wielkim kolarzem jak on, mieć taką pewność siebie, wyczucie: to jest to, do czego dążę - przyznał najmłodszy medalista mistrzostw w Pruszkowie.

Brytyjczycy w końcu złoci

Nie sądzili absolutni dominatorzy światowego kolarstwa torowego, że na złoty medal poczekają do ósmego finału, we wszystkich poprzednich mając swoich poważnych kandydatów do zwycięstwa. Prezentująca się, również w skrupulatnie dobieranym słownictwie, niczym członkini rodziny królewskiej Wendy Houvenaghel wierzy, że wspólnie z Elizabeth Armistead i Joanną Rowsell rozwiązały worek z medalami z najcenniejszego kruszcu dla najbardziej ich oczekujących Brytyjczyków. - Jest jeszcze tak wiele konkurencji do rozegrania, że wierzę, iż złotych krążków nam przybędzie. Trzeba być dobrej myśli - powiedziała.

- Będę miała same dobre wspomnienia z Polski - natychmiast odpowiada po usłyszeniu nazwy kraju, w którym zdobyła już dwa medale mistrzostw świata, poprzedni barwy srebrnej w indywidualnej odmianie wyścigu na dochodzenie. - Ten tor jest znakomity - stwierdziła opinię, która po wielokrotnym już powtórzeniu staje się powoli faktem.

Nie zdobyli brytyjscy poddani królowej Elżbiety II medalu w scratchu, gdzie triumfował Morgan Kneisky, wyprowadzając Francję na pozycję lidera klasyfikacji medalowej. Na czoło tabelki po złocie McCulloch i Meares powróciła Australia. Na razie to zawodnicy z antypodów prowadzą w pojedynku młodzieży z najbardziej utytułowanymi torowcami świata.

Drżący głos Niemca

- To największe wydarzenie w moim życiu - mówił po zwycięstwie w keirinie Maximilian Levy, który tor w Pruszkowie zdążył już w miarę poznać. Był tam w zeszłym roku, a przez dwa poprzedzające mistrzostwa tygodnie trenował tam z niemiecką kadrą.

- Obiekt jest piękny, fajnie się jeździ po tym drewnie, choć rywalizowałem już na szybszych torach. Ale przecież, żeby szybko jeździć trzeba mieć przede wszystkim mocne nogi - przyznał. On najsilniejsze kończyny dolne miał w ostatnim czwartkowym finale.

Co ciekawe, nie miał określonego planu na decydujący wyścig. - Wiedziałem tylko, że muszę bacznie obserwować Brytyjczyków, żeby czegoś przypadkiem nie wykombinowali na spółkę - zdradził. - Kiedy zobaczyłem, że rywale nie mają już siły, po prostu zaatakowałem - dodał.

Nowy mistrz świata wie, że w Pruszkowie powinien ścigać się w tych dniach Chris Hoy, obrońca tytułu i złoty medalista z Pekinu. - Mam dla niego mnóstwo szacunku. Spotkałem go podczas Sześciu Dni Rotterdamu. Jest świetnym gościem i mam nadzieję, że szybko wróci do zdrowia - mówił Levy, brązowy medalista z chińskich igrzysk.

- W juniorach wygrałem więcej wyścigów sprinterskich i na kilometr, więc doświadczenia w keirinie nie miałem. Od wygrania swoich pierwszych zawodów w tej konkurencji [Manchester 2005] było mi już coraz ciężej - wspominał.

Przeskok z kolarstwa juniorskiego do rywalizacji z najlepszymi okazał się dla 21-latka z Cottbus mało bolesny. Zdobywając pięć tytułów mistrza świata juniorów powoli zaczął też odnosić sukcesy wśród seniorów. W ubiegłym roku oprócz trzeciego miejsca w Pekinie sięgnął po mistrzostwo Niemiec w ulubionej konkurencji Japończyków.

Levy wskazuje na wielką rolę w swoich sukcesach Eyka Pokornego, swojego trenera. - Bardzo uważnie studiowaliśmy na wideo wiele wyścigów, rozkładaliśmy je na czynniki pierwsze. On wpoił mi przekonanie, że mogę to zrobić: wjechać przed wszystkimi na metę i nikt mnie przed tym nie powstrzyma. Zaufałem i dzisiaj mogę mu tylko podziękować - powiedział.

Bardzo ważnym aspektem w treningu niemieckiego mistrza jest budowanie wytrzymałości. - To dlatego na dwa okrążenia przed metą czułem się mocny i powiedziałem sobie: "O tak, jedź, jedź, meta jest blisko" - w przepojonym emocjami głosie Levy'ego daje się wyczuć drżenie.

Mistrzostwa świata w kolarstwie torowym, Pruszków

czwartek, 26 marca 2009

medaliści i miejsca Polaków

scratch mężczyzn

1. Morgan Kneisky (Francja)

2. Angel Dario Colla (Argentyna)

3. Andreas Mueller (Austria)

...

19. Rafał Ratajczyk (Polska)

drużynowy sprint kobiet

1. Australia

2. Wielka Brytania

3. Litwa

...

9. Polska

wyścig na dochodzenie mężczyzn

1. Taylor Phinney (USA)

2. Jack Bobridge (Australia)

3. Dominique Cornu (Belgia)

...

Adrian Kurek zdyskwalifikowany

drużynowy wyścig na dochodzenie kobiet

1. Wielka Brytania

2. Nowa Zelandia

3. Australia

...

13. Polska

keirin

1. Maximilian Levy (Niemcy)

2. François Pervis (Francja)

3. Teun Mulder (Holandia)

...

17. Kamil Kuczyński (Polska)

klasyfikacja medalowa (po 9/19 konkurencji):

1. Australia: 2-2-1

2. Francja: 2-1-0

3. Wielka Brytania: 1-3-2

4. Nowa Zelandia: 1-1-0

5. Litwa: 1-0-2

6. Niemcy: 1-0-1

7. Stany Zjednoczone: 1-0-0

8. Argentyna: 0-1-0

8. Dania: 0-1-0

10. Austria: 0-0-1

10. Belgia: 0-0-1

10. Holandia: 0-0-1

Źródło artykułu: