Paryż - Roubaix. Ostatnie szaleństwo kolarstwa

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut
Walka z klerem

Na początku największym wrogiem Paryż - Roubaix byli katoliccy księża. Start pierwsze edycji zaplanowano na Niedzielę Wielkanocną, co wśród lokalnego kleru wzbudziło popłoch. Wszak organizacja sportowych zmagań mogła nie tylko uniemożliwić uczestnictwo w mszy zawodnikom, ale i odciągnąć od nabożeństwa część widzów!

Księża przez kilka tygodni nawoływali wiernych do bojkotu kolarskich zmagań. Konflikt udało się ponoć zażegnać dzięki obietnicy organizacji mszy dla zawodników w kaplicy oddalonej dwieście metrów od linii startu.

Co za wyścig! Nigdy w życiu nie połknąłem tyle kurzu!

Henri Cornet (kolarz, zwycięzca wyścigu z 1906 roku)


Pierwsza edycja - zorganizowali ją przedsiębiorcy tekstylni i budowniczowie welodromu w Roubaix Theodore Vienne i Marucie Perez oraz jedyny wówczas francuski dziennik sportowy "Le Velo" - odbyła się w 1896 roku. Wygrał ją Josef Fischer i przez 119 lat był jedynym niemieckim zwycięzcą wyścigu. Dopiero kilkanaście miesięcy temu w panteonie dołączył do niego John Degenkolb.

Fischer za pierwsze miejsce dostał tysiąc franków, czyli siedmiokrotność górniczej pensji.

Pielgrzymka w piekle

Paryż - Roubaix odbywa się regularnie do dziś. W 1919 roku kolarze rywalizowali na wojennych zgliszczach. - To nie był wyścig, tylko pielgrzymka - mówił później na mecie zwycięzca Henri Pelissier. A jeden z reporterów dziennika "L'Auto" pisał: - Jechaliśmy przez pobojowisko. Nie było żadnego drzewa.Tylko dziury, jedna za drugą. Jedynym, co stało, był krzyż z niebiesko-biało-czerwoną wstążką.

Dziś już nic więcej się dla mnie nie liczy. Udowodniłem sobie, że jestem prawdziwym mężczyzną. Cierpiałem, ale dojechałem do mety. Dojechałem!

Christian Raymond (kolarz, w 1961 roku dojechał do mety 20 minut po zwycięzcy) 


Trasa wyścigu zmieniała się przez lata. Kiedyś wiodła głównie drogami krajowymi, pokrytymi piaskiem i brukiem. Później Francuz zaczęli zalewać szosy asfaltem i trasa stawała się coraz łatwiejsza. Jej dzisiejszy kształt narodził się pod koniec lat siedemdziesiątych. Paryż - Roubaix przesunięto na północ, a poziom trudności wzrósł.

- A co, jeżeli nikt nie dojedzie do mety? - martwił się wówczas jeden z organizatorów Albert Bouvet. - Wyścig będzie trwał, póki ostatnie się choć jeden kolarz - odparował mu jego partner Jacques Goddet.

Zła strona kreski

Dzieje Paryż - Roubaix przez lata obrosły w anegdoty. Jedna z najstarszych pochodzi z 1907 roku. Gerges Passerieu tuż przed metą zatrzymał wówczas żandarm i skontrolował jego rower pod kątem posiadania odpowiednich oznaczeń. Francuz linię mety i tak osiągnął jednak pierwszy.

W 1949 roku wyłonienie zwycięzcy wymagało kilku miesięcy oraz dwóch międzynarodowych konferencji. "Kreskę" jako pierwszy minął wówczas Andre Mahe, ale na welodrom wjechał od złej strony. Ostatecznie sędziowie pierwsze miejsce przyznali mu ex aequo z Sersem Coppim, który na mecie był drugi.

Takiego zrozumienia nie doczekał się Roger Lapebie. W 1934 roku miał awarię roweru i wygrał wyścig na pojeździe jednego z kibiców, ale sędziowie triumf mu odebrali.

Nigdy tu nie wrócę.

Franco Ballerini (kolarz, po wypowiedzeniu tych słów wygrał wyścig dwa razy) 


Dekadę temu klasyfikację wyścigu wywrócił zaś pociąg. Sędziowie zdyskwalifikowali Leifa Hoste'a, Vladimira Gusiewa oraz Petera van Petegema, bo dziesięć kilometrów przed metą przejechali przez zamknięty przejazd kolejowy. Ten ostatni żalił się później: - To jakieś szaleństwo. Gdybyśmy jechali w Belgii, ten pociąg byłby zatrzymany.

W tym roku problemów z koleją nikt się nie spodziewa, nie zabraknie za to krwi, potu oraz łez. Zwycięzca dostanie tradycyjną kostkę z bruku i będzie mógł zmyć z siebie brud pod jednym z kamiennych prysznicy w katakumbach welodromu. Tam, gdzie wiszą tabliczki z nazwiskami wszystkich zwycięzców Paryż - Roubaix.

Czy obejrzysz w tym roku wyścig Paryż - Roubaix?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×