Rafał Majka dla WP SportoweFakty: Zero tolerancji dla oszustów w kolarstwie!

Brązowy medalista igrzysk olimpijskich z Rio de Janeiro, zwycięzca etapów podczas Tour de France czy Vuelta a Espana, w końcu triumfator Tour de Pologne w bardzo mocnych słowach opisuje problem dopingu.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
Zmęczony Rafał Majka po jednym z etapów Tour of California Getty Images / Chris Graythen/Getty Images / Zmęczony Rafał Majka po jednym z etapów Tour of California.
Marek Bobakowski, WP SportoweFakty: Podczas Vuelta a Espana 2017 w organizmie Christophera Froome'a stężenie salbutamolu (lek stosowany przez astmatyków - przyp. red.) przekroczyło dwukrotnie dopuszczalną granicę... Rafał Majka: Nie komentuję sytuacji, które dotyczą innych kolarzy.

Czyli nie odniesie się pan też do słów Romaina Bardeta, który wezwał Froome'a i cały zespół Sky (w którym jeździ również Michał Kwiatkowski - przyp. red.), aby do chwili wyjaśnienia sprawy jeden z najlepszych kolarzy świata nie startował w wyścigach.

Dokładnie tak. Nie komentuję. Proszę mnie zrozumieć.

Przejdźmy zatem do dyskusji ogólnej. Co pan sądzi o tzw. dopingu technologicznym?

Dla mnie nie ma zupełnie różnicy, czy ktoś wspomaga się w sposób niedozwolony medycznie, czy umieszczając w swoim rowerze silnik elektryczny. I w jednym, i w drugim przypadku jest po prostu oszustem.

Którego trzeba ukarać?

Ależ oczywiście. Mówię: zero tolerancji dla oszustów w kolarstwie. Kocham kolarstwo i dlatego uważam, że rywalizacja powinna odbywać się na zasadach fair play. Nie wyobrażam sobie innej sytuacji. Cieszę się, że nasza dyscyplina poradziła sobie z problemami dopingowymi sprzed lat, a i z nową plagą dopingu technologicznego radzi sobie nieźle.

ZOBACZ WIDEO Świetny powrót "Lewego" - skrót meczu Bayern - Werder [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS 2]

9 lipca 2017. Co panu mówi ta data?

Pechowy dzień podczas zeszłorocznego Tour de France. Miałem walczyć o wysokie miejsce w klasyfikacji generalnej, koledzy z zespołu byli przygotowani, aby mi pomóc, a tutaj przydarzył się wypadek. Wyglądało to bardzo groźnie. Wjechałem na metę zakrwawiony, poobijany, wręcz zdemolowany. Następnego dnia podjęliśmy razem z trenerami i lekarzami decyzję o wycofaniu się z Wielkiej Pętli.

Przez kilka tygodni nie mógł pan dojść do siebie. Co prawda wystartował pan dość szybko w Tour de Pologne i Vuelta a Espana, ale nawet jeszcze późną jesienią narzekał pan na bóle związane z wypadkiem podczas TdF. Nie pojechał pan nawet z tego powodu na mistrzostwa świata do Norwegii. Jak jest teraz?

Mogę już śmiało powiedzieć, że jestem w 100 proc. zdrowy. Razem z moim fizjoterapeutą Arkiem Wojtasem przepracowaliśmy wiele godzin. Jeszcze późną jesienią przechodziłem zajęcia rehabilitacyjne, które miały mi pomóc w pozbyciu się bólu. Udało się. Wchodzę w nowy sezon zupełnie zdrowy.

Nowy sezon rozpoczął pan nieco wcześniej niż w 2017, startem w Vuelta a San Juan w Argentynie (wyścig odbywa się w dniach 21-18.01. - przyp. red.). A dalej? Jakie ma pan cele?

Bardzo podobne do tych z roku 2017. Zmiany są naprawdę kosmetyczne. Cała moja praca jest podporządkowana klasyfikacji generalnej w Tour de France. Jak się będę dobrze czuł, to wystartuję też jesienią w Vuelta a Espana.

Tour de Pologne?

Nie wiem. Decyzję podejmę po Tour de France. Nie mogę nic planować. Przed rokiem przecież nie planowałem startu w Polsce, a wypadek na Wielkiej Pętli spowodował, że jednak wystartowałem w ojczyźnie i zająłem wysokie, drugie miejsce w generalce.

Pod koniec września czekają nas mistrzostwa świata. Trasa jest skrojona pod "górali". Czyli dla pana.

To bardzo podobna sytuacja, jaką mieliśmy w Rio de Janeiro, podczas igrzysk w 2016 roku. Tam też organizatorzy przygotowali piekielnie ciężką trasę. Mimo że nie byłem w głównej grupie faworytów, udało się wywalczyć medal. Może teraz będzie podobnie? Bardzo bym chciał. Ale zaznaczę, że na razie w głowie mam Tour de France. Dopiero po wyścigu we Francji będzie czas na kolejne plany.

Żeby zająć wysokie miejsce w Wielkiej Pętli, trzeba jeździć dobrze na czas. U pana z tym średnio, żeby nie powiedzieć kiepsko.

W 2018 roku będę miał łatwiej, bo czasówka w TdF jest bardzo górska. To 31 kilometrów naszpikowane podjazdami i zjazdami. Co nie zmienia faktu, że doskonale wiem, o co panu chodzi. No cóż. Jestem "góralem", a nie "czasowcem". I to się nie zmieni. Jednak cały czas pracuję nad poprawą. Próbujemy razem z trenerami, jak i firmą Specialized, która produkuje dla mnie rowery, zoptymalizować wszystko, co jest tylko możliwe.

Koniec maja to dla pana wydarzenie wyjątkowe. Po raz drugi będzie pan bawił się z kolarzami-amatorami podczas Majka Days. Czym dla pana jest to dwudniowe spotkanie?

Przede wszystkim to dowód, jak popularne jest w naszym kraju kolarstwo. Kiedy widzi się na starcie tłum ludzi, którzy poświęcają swój wolny czas, aby rekreacyjnie jeździć na rowerze, aż serce rośnie. Uwielbiam kontakt z kibicami, więc dla mnie Majka Days to wspaniała impreza, która wpisała się już na stałe do kalendarza każdego kolarza-amatora.




Czy Rafał Majka zdobędzie medal mistrzostw świata 2018?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×