Korespondencja ze Szwajcarii
Podczas Tour de France 2017 doszło do sytuacji niespotykanej w historii sportu. Dwóch kolarzy - Marcel Kittel oraz Edvald Boasson Hagen wpadło na metę przy prędkości 70 km/h, a ludzkie oko okazało się bezradne. Nie było szans, aby ocenić, który z zawodników przekroczył linię mety, jako pierwszy. Gdyby nie analiza pracowników firmy Tissot Timing, która odpowiada podczas Wielkiej Pętli za mierzenie czasu, nie dowiedzielibyśmy się, który z kolarzy został zwycięzcą.
- Pamiętam doskonale tę sytuację - wyjaśnia w rozmowie z WP SportoweFakty Pascal Rossier, inżynier pracujący w Tissot Timing (specjalna spółka zajmująca się technologią pomiaru czasu w sporcie, należąca do The Swatch Group). - Oj, było nerwowo. Na całe szczęście nasze kamery wykonują 10 tysięcy zdjęć na sekundę.
W przypadku pojedynku Kittela i Boassona-Hagena różnica wyniosła 0,0003 sekundy, co przełożyło się na 6 milimetrów różnicy. Milimetrów! - To tak mała różnica, że o zwycięstwie mogło zadecydować inne ciśnienie w oponach - zauważył Richard Williams z "The Guardian".
- W Tour de France stosuje się technologię rodem z Formuły 1 - żartowali kolarze.
W poszukiwaniu piksela
Ale to nie żart. Odwiedziliśmy siedzibę Tissot Timing i rzeczywiście rozwój technologii mierzenia czasu w sporcie robi wrażenie. - Dążymy do tego, aby wkrótce jeszcze zwiększyć dokładność naszych pomiarów - powiedział podczas spotkania Rossier.
Jak się uda, to nie będziemy już mówili o dokładności rzędu 6 milimetrów. Zejdziemy grubo poniżej milimetra! Pracownik obsługujący fotofinisz będzie mógł, przeglądając setki tysięcy klatek wideo, wypatrzeć pojedynczy piksel, który zdecyduje o werdykcie. Piksel na miarę zwycięstwa. Piksel o szerokości poniżej jednego milimetra. - Oficjalnie obsługujemy mistrzostwa świata, Tour de France, inne ważne wydarzenia - przyznaje z dumą Rossier. - Jesteśmy też bardzo mocno związani z kolarstwem torowym.
Pomiar czasu to oczywiście nie tylko obsługa fotofiniszu. To ciągła analiza czasu, tworzenie klasyfikacji, statystyki, pomiary. - Wszystko, co kibice widzą na ekranach swoich telewizorów podczas rywalizacji - dodaje Rossier. - Wszystkie dane spływają do potężnego programu, który je przelicza i podaje w czytelnej formie na ekran telewizora, laptopa czy telefonu komórkowego. Coś pięknego.
Piękny widok za oknem
Rossiera i jego zespół odwiedziliśmy w malowniczo położonej miejscowości Corgemont. To właśnie tutaj, we francuskojęzycznej części Szwajcarii, inżynierowie Tissot Timing pracują nad technologią wykorzystywaną nie tylko w kolarstwie, ale również w koszykówce (ta firma odpowiada również za pomiar czasu w lidze NBA!), motocyklowych mistrzostwach świata (MotoGP), lekkiej atletyce, hokeju na lodzie, szermierce czy tenisie stołowym.
Laboratorium Tissot Timing zostało wybudowane na uboczu, pośród gór, pól uprawnych i lasów. Inżynierowie jadąc codziennie do pracy nie mijają kilkudziesięciopiętrowych wieżowców, nie tracą czasu i nerwów w korkach, nie pędzą w wielkomiastowym tłumie. - Dzięki temu przychodzimy do pracy wyluzowani i pełni energii - śmieje się Rossier. - A za oknem mamy piękny widok.
Rossier nie wpisuje się w stereotyp inżyniera, naukowca. Jest wysportowany, pełen energii, po prostu pasjonat. Nawet podczas wspólnego lunchu rozmawiamy o sporcie, treningach, różnicach w podejściu Polaków i Szwajcarów do amatorskiego uprawiania sportu.
Rozmawiamy też o tenisie stołowym. Tissot nawiązał współpracę ze światową federacją i zamierza zrewolucjonizować tę dyscyplinę. Jak? Na razie firma dostarcza technologię, która pozwala wyświetlać aktualny wynik. Co dalej? - Pracujemy nad system, który będzie automatycznie wyświetlał aktualny wynik, do jego obsługi nie będzie potrzebny człowiek - zdradza nam Rossier. - Oczywiście sędziowie nadal muszą nadzorować spotkanie i podejmować decyzje w spornych kwestiach. Jednak to my spowodujemy, że "obsługa" meczu będzie praktycznie w całości zautomatyzowana.
Polegać jak na szwajcarskim zegarku
W laboratorium w Corgemont udało nam się również zajrzeć za kulisy najlepszej ligi koszykarskiej świata - NBA. Dowiedzieliśmy się - między innymi - dlaczego zegary Tissot, które pokazują czas pozostały do końca akcji (są zamontowane na górze tablicy) są szklane. - To system, który jednocześnie pokazuje ten czas zawodnikom na parkiecie, jak i kibicom siedzącym za koszem - tłumaczy Rossier. - Po co montować dwa zegarki, skoro można zrobić przeźroczysty sprzęt.
Postęp w technologii pomiaru czasu w sporcie jest niezwykle dynamiczny. Nie zastanawiamy się nawet, jak to się zmieniło na przestrzeni ostatnich lat. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu na mecie stał sędzia z chronometrem i od jego reakcji na linii: oko-kciuk-zegarek zależał pomiar. Niedokładność była potężna.
- A przecież firma Tissot jest producentem szwajcarskich zegarków - mówi Rossier. - Nie mogliśmy więc patrzeć na tę niedokładność. Dlatego postanowiliśmy pracować nad tym, aby pomiar czasu i wszelkie statystyki były dokładne do bólu. Żeby kibice mogli na nich polegać właśnie jak na szwajcarskim zegarku.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: przepiękny gol w A klasie