Krzysztof Straszak: Trochę zwycięstw pan już w tym sezonie nazbierał, ale to chyba nie koniec?
Krzysztof Jeżowski: Jeszcze niedawno [7 maja] wygrałem prolog wyścigu Szlakiem Grodów Piastowskich. Z pewnością dobrze zacząłem ten rok, ale nie chcąc się przechwalać, ani zapeszyć, powiem tylko, że oby tak dalej.
Wystartuje pan, podobnie jak Adrian Honkisz, w Bałtyk-Karkonosze Tour w barwach reprezentacji narodowej?
- Nie, występuję tylko w swoim CCC, a na ten moment nie wiem, czy w Bałtyk-Karkonosze w ogóle wystartujemy. Mamy troszeczkę inne plany, bo chcemy teraz odpocząć po ostatniej serii wyścigów. W Bałtyk-Karkonosze pojedzie najprawdopodobniej kadra młodzieżowa.
Zajął pan w niedzielę trzecią pozycję w Częstochowie. Wykończyć mogło te czterdzieści podjazdów pod Jasną Górę...
- Ciężka sprawa, już od połowy rundy, gdzie jest nawrót. To jest specyficzny podjazd, gdzie jeszcze trzeba rozegrać finisz, po czym jest szybki zjazd, a tam nie ma gdzie odpocząć. Sam wyścig jednak był bardzo ciekawy. Odjazd nie przypasował żadnej ekipie, a walka była do samego końca. [Wygrał po ucieczce Ukrainiec Pachtusow]
Jakie wrażenia po pańskim efektownym zwycięstwie w wyścigu Dookoła Tajwanu?
- Myślę, że organizatorzy niektórych imprez w Polsce powinni tam pojechać, poobserwować i czegoś się nauczyć. To był bardzo dobrze, prawdziwie profesjonalnie zorganizowany wyścig, w którym jeszcze potrafiliśmy osiągnąć konkretny wynik: wygrać parę etapów i przy okazji klasyfikację generalną. To tym bardziej cieszy.
Z czego w ogóle wyniknął wyjazd na tak egzotyczny wyścig? To pewnie sprawka sponsora.
- Naszym sponsorem jest firma Merida, której przedstawiciel sprowadza rowery właśnie z Tajwanu. Pojechaliśmy tam na ich zaproszenie. Objęli nas pełną opieką i zabezpieczyli od każdej strony. Byliśmy naprawdę bardzo fajnie traktowani, bo ze strony organizatora wszystko było zrobione perfekcyjnie.
Marcin Sapa pierwszy zagraniczny kontrakt, od razu z grupą ProTour, podpisał już po trzydziestce. Jak wyglądają pańskie plany w tym kierunku?
- Oczywiście, że chciałbym pójść tę samą drogą. Ale realnie patrząc, Marcin miał bardzo dużo szczęścia: pokazał się w odpowiednim momencie. Mając dobry sezon, przy pomocy odpowiednich ludzi trafił do tej ekipy [Lampre]. Innym zawodnikom w Polsce, którzy nie mają managerów, otoczki profesjonalizmu, ciężko jest się przebić do grup zawodowych.
To nie mamy gorszych kolarzy od Francuzów i Włochów?
- Moim zdaniem nie jesteśmy dużo gorsi od tych zawodników, którzy jeżdżą w pierwszej dywizji [ProTour], ale oczywiste jest, że aby wejść na ich poziom, trzeba z nimi trenować i się ścigać przez kilka lat. Gdyby byli w Polsce profesjonalni managerowie, którzy wychwytywaliby tych młodych zawodników, którzy naprawdę pokazują się na wyścigach, to mielibyśmy niejednego dobrego zawodowca.
A kogo by pan wytypował na przyszłego mistrza polskiego kolarstwa?
- Przykładem może być Adrian Honkisz z naszej ekipy. Chłopak ma wielkie predyspozycje do jazdy w górach, jest szybki, mało waży. W Polsce już zdążył pokazać zaciętość i wolę walki. Jeżeli tylko zajmą się również nim odpowiedni ludzie, ma szansę gdzieś trafić.
Jaki cel w wieku 33 lat, po tylu zwycięstwach na koncie, może mieć jeszcze Krzysztof Jeżowski?
- Miałem brązowy medal, srebrny medal i brakuje mi tylko tego jednego: złota mistrzostw Polski. Chciałbym o nie powalczyć w czerwcu.
Gdzie będzie startował CCC przed krajowym czempionatem w Wielkopolsce?
- Mamy dwa kryteria na Dolnym Śląsku: w Polkowicach i Lubinie. Mamy, że tak powiem, przykaz, aby się tam pokazać, bo to blisko siedziby naszego klubu. Jeżeli będzie noga, powalczymy. W każdym razie rozpoczynamy przygotowania do mistrzostw Polski. Na razie wszystkie cele mamy ustawione pod tę imprezę. Za granicą być może wystartujemy w jednym wyścigu w Holandii.