Podczas dekoracji efektownym "Trofeum Bez Końca" Denis Mienszow, trzeci rosyjski zwycięzca "różowego wyścigu", rozmawiał z Giorgio Napolitano, prezydentem Włoch po... rosyjsku. Wcześniej jednak przeżył chwile grozy. - Nie miałem wtedy czasu na myślenie - mówi o upadku na ostatnim kilometrze czasówki pod Kolosseum. - Wiedziałem, że wszystko było ok, że miałem przewagę i nie ryzykowałem. Nie chciałem wpaść w panikę i jak najszybciej się pozbierać - wyjaśnia.
Rosjanin z Orła, 380 km od Moskwy, przyznał, że jedynym momentem w niedzielę, w którym obawiał się o utratę różowej koszulki, był ten, kiedy usłyszał od swojego dyrektora sportowego: "Przyspiesz". Danilo Di Luca, jedyny, który mógł mu odebrać końcowy triumf, miał po 3 km pięć sekund przewagi, którą tracił jednak z kolejnymi naciśnięciami pedałów.
- Nie miałem złudzeń - twierdzi Abruzyjczyk. - Kiedy usłyszałem o tej przewadze w radiu, poczułem się ambitnie. Wiedziałem jednocześnie, że przejechałem tę część trasy, która odpowiadała mojej charakterystyce, a przede mną odcinek brukowy, na którym wygra Denis - wyjaśnia.
Mienszow wybuchnął radością po zejściu z roweru. - Kiedy wygrałem w 2007 Vueltę, końcówka była spokojniejsza. Tutaj emocje panowały do samego finiszu. Z powodu tego dramatu, stresu, jaki znosiłem przez trzy tygodnie, jest to najważniejsze zwycięstwo w mojej karierze - mówi.
- Herosem tego wyścigu był Di Luca. Pięknie było na niego patrzeć, bo jechał z miłości. Pokonać kogoś takiego jest moim największym zwycięstwem - twierdzi.
Di Luca przyznał, że jest teraz we Włoszech bardziej popularną osobą niż dwa lata temu, kiedy wygrał Giro. - Zwycięstwo po upadku mojego rywala nie byłoby piękne i to mimo, że kraksy są częścią kolarstwa i byłoby to zgodne z regulaminem. Denis odbiera ode mnie wszystkie komplementy - powiedział lider Lpr.
Kolejnym celem Mienszowa jest Tour de France, gdzie w ubiegłym roku znalazł się tuż za podium. Głośniej mówi jednak o swoich ambicjach związanych z mistrzostwami świata w Mendrisio. Wiadomo już, że kapitanem włoskiej reprezentacji będzie we wrześniu nie kto inny, jak Di Luca. Na szwajcarskiej ziemi szykuje się kolejne starcie bohaterów Giro na stulecie.