Basso: A teraz Vuelta

Na piątym miejscu zakończył Giro d'Italia na stulecie Ivan Basso (Liquigas), zwycięzca różowego wyścigu z roku 2006, który dwa lata z powodu dyskwalifikacji spędził poza zawodowym kolarstwem. Dziś jest zadowolony ze swojego powrotu.

Krzysztof Straszak
Krzysztof Straszak

Bilansując swój występ w "różowym wyścigu", przyznał, że trudne były "wszystkie finały na dużej szybkości", zjazd z przełęczy Maloia na siódmym etapie, a także techniczne ostatnie kilometry w Trieście (2) i Pinerolo (10).

Żadnego z etapu nie uznał za negatywny, ale wszystkie za wymagające wielkiego wysiłku. - Ucierpiałem na Blockhaus, ponieważ to był etap anormalny: krótki, zaraz po dniu odpoczynku, z jedynym w swoim rodzaju podjazdem. Cierpiałem z powodu zmian rytmu moich rywali - mówi dziennikowi "La Gazzetta dello Sport".

Trudno też 31-latkowi z Varese wskazać na najlepszy w jego wykonaniu etap. - Jestem regularny i nie mam jednego dnia podczas wielkiego touru. Mimo wszystko na etapie do Alpe di Siusi (5) i do Faenzy (15) pokazałem optymalną dyspozycję - stwierdza.

Basso jest zadowolony ze swojej jazdy na czas, której do mocnych stron zaliczyć jednak nie może. Znany jest jednak ze skrupulatnej pracy nad słabościami. Podczas Giro notował swoje uwagi w małym notesiku, który w tym tygodniu publicznie zaprezentował.

W niedzielę wystartuje, m.in. z Maciejem Bodnarem u boku, jako kapitan Liquigas w Dauphiné Libéré. Zapowiada tam walkę o zwycięstwo z Alberto Contadorem (Astana).

Najważniejsze po Giro pozostaje jednak dla niego zwycięstwo w Vuelta a España. - Fascynujący wyścig, mój fundamentalny cel w tym sezonie. W poniedziałek rano siadłem przed komputerem i prześledziłem etapy. Podobają mi się - przyznał. W Hiszpanii najpewniej znów wspomoże go w górach nasz Sylwester Szmyd.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×