Maciej Mikołajczyk: Jak rozpoczęła się twoja przygoda z kolarstwem?
Tomasz Marczyński: Wszystko zaczęło się od mody na rowery górskie, kiedy miałem dwanaście lat. Wówczas postanowiłem próbować swoich sił w wyścigach cross-country, ale w związku z brakiem sekcji MTB w Krakowie w wieku trzynastu lat trafiłem do WLKS Krakus Swoszowice i spróbowałem szosy, w której zakochałem się od pierwszego "przejazdu" (śmiech).
Co uznajesz za swój największy dotychczasowy sukces w karierze?
- Myślę, że jest nim wygranie królewskiego etapu na Vuelta Asturias w zeszłym roku, chociaż i zdobycie złotego medalu mistrzostw Polski na selektywnej trasie i w naprawdę dobrym stylu nie było błahostką.
Wypadałoby wspomnieć trochę o Tour de Pologne…
- Jeśli chodzi o ten wyścig, to niestety nie zostałem powołany do kadry, która wzięła w nim udział. Moim celem pozostaje reszta czekających mnie jeszcze w tym sezonie startów z myślą ,że uda się mi wskoczyć do reprezentacji na mistrzostwa świata. Ogólnie trasa mundialu jest ciężka, a moje problemy zdrowotne, z którymi się borykałem między innymi na igrzyskach olimpijskich wydają się być zażegnane. Miejmy wiec nadzieję, że naprawdę świetnie rozpoczęty powrót będzie trwał jak najdłużej.
Jak podsumujesz swój występ i organizację w Brixia Tour 2009 i na mistrzostwach Polski?
- Mistrzostwa Polski potraktowałem jako trening przy okazji, którego nawet Ci którzy nie mieli ochoty na ściganie mogli skorzystać i tak zrobili. Brixia
natomiast to dla mnie następny osobisty sukces, kolejna motywacja i utwierdzenie w przekonaniu ,że potrafię walczyć z czołówką.
Jakie masz plany na najbliższe lata?
- Jak wiemy sport jest taką dziedziną, w której ciężko jest planować z tak dużym wyprzedzeniem. Chcę być po prostu dobrym i sumiennym zawodnikiem, który przez cały czas swojej kariery umie pozostać na wysokim poziomie i jest doceniany za swoja pracę.
Czemu polskie zespoły nie ścigają się w większych kolarskich wyścigach?
- Odpowiedź jest prosta. Organizatorzy "większych wyścigów" zapraszają na nie ekipy, które mają co najmniej status ekipy Proffesional, czyli tak zwanej drugiej dywizji albo Continental mające w swoim składzie jakąś kolarską gwiazdę, a w Polsce taka drużyna po prostu nie istnieje.
Co sądzisz o zawodnikach, którzy zostali przyłapani na dopingu. Powinni otrzymywać dożywotnią dyskwalifikację, czy dwuletnia spokojnie wystarczy?
- Nie lubię wypowiadać się w tej kwestii. Uważam ,że każdy jest odpowiedzialny za to, co robi, a jeśli ktoś popełnia błędy to oczywiście później za nie płaci. Ta zasada nie dotyczy zresztą jedynie kolarstwa.
Co sądzisz o powrocie Armstronga na szosę?
- Powiem krótko - podziwiam go za odwagę i nieustanną chęć walki.
Jak okiem kibica ocenisz tegoroczny Tour de France?
- Tour był ciekawy ,ale jak dla mnie trochę mniej emocjonujący niż w
poprzednich latach.
Jak ocenisz poziom kolarstwa w Polsce?
- Tutaj ocenę pozostawię większym znawcom niż ja (śmiech).
Czy w czasie etapów masz okazję podziwiać piękne widoki i zabytki?
- Kiedy jadę wyścig w stu procentach koncentruję się na jego przebiegu ,więc w ogóle nie zwracam uwagi na to, co dzieje się wokół .
Co robisz w wolnym czasie? Jakie masz inne zajęcia poza jazdą w peletonie?
- Kontynuuję wciąż naukę na trzecim roku wychowania fizycznego we Wszechnicy Świętokrzyskiej, a każdą wolną chwilę dedykuję mojej rodzinie i przyjaciołom, relaksując i świetnie bawiąc się w ich towarzystwie (śmiech).
Przejdźmy do posiłków. Jak wygląda przeciętne śniadanie kolarza przed wyścigiem?
- Generalnie dużo węglowodanów. Przeważa makaron, ale również
płatki, suchary, dżem, jogurt i kawa.
Miałeś jakąś śmieszną sytuacją podczas jednego z tourów?
- Oczywiście zawsze znajdzie się trochę czasu na pożartowanie w peletonie, gdy jest na to odpowiedni moment, ale niema nic takiego, co jakoś szczególnie utkwiłoby w mojej pamięci.
Czy jest szansa, że zobaczymy Cię za rok podczas jednego z Grand Tourów?
- Ciężka sprawa, ale nigdy nie mów nigdy (śmiech).
Czy golenie nóg wśród kolarzy jest powszechne, czy to po prostu tylko taki mit?
- Przede wszystkim praktyka. Nie wyobrażam sobie masażu z "warkoczami" na nogach (śmiech). Poza tym jak wiemy upadki w kolarstwie to chleb powszedni. Przy ogolonych nogach rany goją się dużo szybciej.
Zapytam teraz z ciekawości - jakim rowerem obecnie jeździsz i czym różni się on od tych, na jakich rywalizują Maja Włoszczowska, czy Anna Szafraniec?
- Teraz praktycznie wszystkie rowery to głównie karbon. Podobnie jest też z kołami, na których się ścigamy. Różnica miedzy moim rowerem, a Ani, czy Mai to przede wszystkim inne kąty ramy, inna wielkość kół, a także oczywiście zupełnie różne szerokości i rodzaj opon. Cena roweru wyścigowego to około dwadzieścia tysięcy złotych.
Czy zdarzyło Ci się kiedyś, że wyścig, do którego się przygotowywałeś odwołali, a może przesunęli z powodu warunków atmosferycznych?
- Nie - do tej pory nigdy.
Uprawiałeś kolarstwo górskie, teraz jeździsz na szosie, a czy jest szansa, żebyś przerzucił się na tor?
- W kategoriach młodzieżowych ścigałem się również na torze ,ale zupełnie mnie to nie kręci.
Przejdźmy do treningów. Ciekawi mnie jak wyglądają twoje przygotowania w miesiącach: listopad, grudzień, styczeń, czyli w sezonie ogórkowym dla kibiców kolarstwa?
- Listopad to dla mnie jeszcze okres wakacji (śmiech). Oczywiście będąc osobą bardzo aktywną po sezonie uprawiam amatorsko różne inne sporty, a poważne przygotowania pod kątem nadchodzącej wiosny zaczynam przeważnie z początkiem grudnia. Są to rower górski, siłownia, basen, górskie marszobiegi, czy sauna. Styczeń natomiast to tylko szosa, czyli trening specjalistyczny i najeżdżanie kilometrów.
Masz swojego idola w peletonie? Jeśli tak to, czym Ci imponuje?
- Obecnie już nie. Myślę, że to kończy się z wiekiem. Teraz to po prostu moi rywale lub przyjaciele, a słowo "idol" w moim wyobrażeniu przeszło już do lamusa, co nie świadczy, że nie ma w peletonie kolarzy, którzy są wielkim wzorem do naśladowania.
Mam teraz dla Ciebie małe zadanie, abyś zareklamował kolarstwo. Przekonał młode dzieci dlaczego lepiej być cyklistą niż np. piłkarzem…
- Dlaczego? To dobre pytanie (śmiech). Kolarstwo to naprawdę ciężki sport, a porównywanie go z piłką nożna, to tak jakby ktoś próbował porównać wejście na Gubałówkę z próbą zdobycia K2. Jak sami wiemy tu i tu człowiek musi się trochę pomęczyć, żeby osiągnąć zamierzony cel. Różni się to jednak tym, iż satysfakcja z dojścia na szczyt jest zupełnie różna. Po prostu trzeba to pokochać.
Czy masz czasami przed wyścigiem problemy z motywacją? Co cię zagrzewa do walki?
- Każdy wyścig jest inny i do każdego podchodzi się inaczej. To nie jest tak, że podczas wszystkich startów walczysz tylko dla siebie. Czasami masz inne zadania do spełnienia i to one cię motywują. Wykonujesz swoją pracę. Masz z niej satysfakcję i oto w tym chodzi. Jednak we wszystkich tych przypadkach największą motywacją jest moja kochana
rodzina i niesamowici przyjaciele.
Często zabierasz się w ucieczki? Kiedy jest największa szansa, że akcja się powiedzie?
- Często próbuję atakować, chociaż nie ma reguły na to, czy akcja zakończy się powodzeniem, czy też fiaskiem.