Dziki Warszawa przegrały 83:85, a decydujące punkty straciły na 0,2 sekundy przed końcową syreną, gdy Michał Kołodziej dobił rzut Ty Nicholsa.
Podopieczni Krzysztofa Szablowskiego musieli jednak włożyć dużo pracy w to, żeby doprowadzić do tak wyrównanej końcówki. Wszystko przez fatalny początek. Kolokwialnie mówiąc, Dziki zostały w szatni.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Karolina Kowalkiewicz nie kryła entuzjazmu. "Odkryłam nową pasję!"
Orlen Zastal Zielona Góra rozpoczął od prowadzenia 20:4, a potem miały nawet 18-punktową przewagę. - Początek w naszym wykonaniu był fatalny i ciężko mi to skomentować. Wynikało to też z tego, jak byliśmy przygotowani mentalnie do tego spotkania - powiedział po spotkaniu szkoleniowiec Dzików.
I o to podejście do rywalizacji Szablowski miał dużo pretensji. - Długo szukałem zestawienia, w którym wydawało mi się funkcjonujemy najlepiej. I w jakim było najwięcej energii i chęci walki o zwycięstwo - skomentował trener.
Jego podopieczni zdołali wrócić i prowadzili nawet 77:73. Nie do zatrzymania był Alijah Comithier (25 punktów), ale Szablowski zdecydował się wyróżnić kogoś zupełnie innego, bo Grzegorza Grochowskiego.
- To on przywrócił nas do meczu - stwierdził. - Bardzo chciałbym go pochwalić pomimo, że jego linijka statystyczna nie wygląda najlepiej, to jednak on nas zorganizował. Pociągnął nas do odrabiania strat, zorganizował naszą grę tak, jak tego potrzebowaliśmy. Był zawodnikiem, który dał ten moment zwrotny - zakończył.
Po czwartkowej porażce Dziki z bilansem 12-15 są na 10. miejscu w tabeli Orlen Basket Ligi.