Pierwsza połowa meczu numer cztery była doprawdy szalona. W pewnym momencie, a dokładnie pod koniec pierwszej kwarty, wydawać się już mogło, że Trefl ma spotkanie pod absolutną kontrolą. Podopieczni Żana Tabaka prowadzili wówczas różnicą aż siedemnastu punktów, grając naprawdę urozmaiconą i skuteczną koszykówkę.
King, który po raz kolejny grał o życie, bardzo szybko zebrał się jednak do ataku i jeszcze w trakcie pierwszych dziesięciu minut odrobił część strat, a po nieco ponad czterech następnych minutach było już tylko 29:32 i o przerwę na żądanie musiał poprosić szkoleniowiec przyjezdnych. Na niewiele się to jednak zdało, gdyż szczecinianie - po sekwencji Jovana Novaka - wyszli na prowadzenie 34:32!
ZOBACZ WIDEO: Anita Włodarczyk zaskoczyła internautów. Takiego ćwiczenia nie widzieli
Keondre Kennedy miał jednak inne plany i po jego dobrych akcjach to znów zespół z Trójmiasta był na prowadzeniu, które utrzymał już do końca drugiej kwarty. Amerykanin do przerwy uzbierał 15 punktów, trafiając 6 ze swoich 7 prób z gry. Po drugiej stronie wyglądało to inaczej.
King na przestrzeni pierwszej i drugiej odsłony zerwał się do ataku, ale już pod koniec pierwszej połowy kontynuował swoją złą skuteczność w ofensywie, więc po dwudziestu minutach na tablicy było 38:47. Po zmianie stron Trefl miał lepsze i gorsze momenty, ale dość regularnie punktował rywali.
Swoje cały czas robił Kennedy, a kiedy jeszcze odpalił się Nick Johnson, to jasnym stało się, że szczecinianom niezmiernie trudno będzie odwrócić losy starcia i tym samym całej rywalizacji ćwierćfinałowej. Po trzech kwartach było +13 dla sopocian, a już na początku ostatniej odsłony nawet 57:77!
Wprawdzie już raz w tej serii King wrócił z zaświatów, niemniej - jak też wspomniał komentujący spotkanie Radosław Spiak - nic nie zdarza się dwa razy. Tym bardziej, kiedy Trefl postawił gospodarzom bardzo trudne warunki. Słaba skuteczność graczy trenera Arkadiusza Miłoszewskiego wynikała bowiem w sporej mierze z twardej defensywy przyjezdnych.
Ale i 20-punktowe prowadzenie wyraźnie rozluźniło w pewnym momencie graczy trenera Tabaka, bo wystarczyło kilka chwil i na nieco mniej niż 5 minut przed końcem było 66:79. Efektowną akcją w kontrze popisał się James Woodard, biorąc na plakat Johnsona. O czas poprosił wtedy chorwacki szkoleniowiec i od razu pojawił się efekt w postaci punktów spod kosza Mikołaja Witlińskiego.
Mało? No to na niecelną trójkę Aleksandra Dziewy trafieniem zza łuku odpowiedział Aaron Best i było znów w pełni bezpiecznie dla Trefla (66:84). A że do końca pozostawały cztery minuty, to King już się nie podniósł i tym samym to sopocianie dołączyli do Anwilu Włocławek i są kolejnym półfinalistą Orlen Basket Ligi w sezonie 2024/25.
Tym samym rewanżu za ubiegłoroczny finał rozgrywek nie było. King Szczecin prowadził wtedy z Treflem 3-1, ale przegrał całą serię 3-4 i tym samym musiał obejść się smakiem i zadowolić jedynie tytułem wicemistrza kraju. Już to był cios po mistrzostwie zdobytym w sezonie 2022/23, ale teraz w Szczecinie jest jeszcze gorzej i King kończy sezon zaledwie na ćwierćfinale.
King Szczecin - Trefl Sopot 68:94 (17:32, 21:15, 16:20, 14:27)
King: Jovan Novak 21, Isaiah Whitehead 13, Aleksander Dziewa 10, James Woodard 8, Tony Meier 7, Przemysław Żołnierewicz 7, Marcus Lee 2, Adam Brenk 0, Mateusz Kostrzewski 0.
Trefl: Nick Johnson 21 (10 zb.), Keondre Kennedy 19, Aaron Best 11, Darious Moten 11, Marcus Weathers 9, Nahiem Alleyne 7, Geoffrey Groselle 6, Jakub Schenk 6, Mikołaj Witliński 4, Jarosław Zyskowski 0.