"Koszykarscy bogowie byli po naszej stronie". Teraz czas na finał. Co z Brownem?

PAP / Adam Warżawa / Szalona radość PGE Startu Lublin
PAP / Adam Warżawa / Szalona radość PGE Startu Lublin

PGE Start Lublin sprawił gigantyczną sensację. Pokonał mistrza Polski i awansował do finału Orlen Basket Ligi. - Trener mówił nam, że musimy wierzyć, a wtedy wszystko jest możliwe - przyznał Manu Lecomte, rozgrywający drużyny z Lublina.

Na decydujący, piąty mecz serii z Treflem Sopot lublinianie jechali bez najskuteczniejszego strzelca, Tevina Browna. Zdołali jednak wspiąć się na wyżyny, pokonali w Ergo Arenie obrońców tytułu 79:72 i po raz pierwszy w historii zagrają w finałach Orlen Basket Ligi.

- To jest ogromny sukces naszego klubu - przyznał Wojciech Kamiński, trener PGE Startu Lublin, na pomeczowej konferencji prasowej.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Niezwykłe sceny w USA. Jak ona to wygrała?!

- Obydwie drużyny walczyły do samego końca. Myślę, że koszykarscy bogowie byli trochę po naszej stronie, więc cieszymy się ogromnie. Piękna hala, super widowisko i happy-end dla naszego zespołu - dodał.

Brown w pierwszych czterech meczach półfinałowej serii notował średnio 20 punktów. Był najskuteczniejszym i jednym z najważniejszych zawodników w rotacji PGE Startu. Niestety tragedia rodzinna sprawiła, że musiał wylecieć do USA.

Kamiński był przygotowany na taki scenariusz. Zawodnik poinformował o wszystkim już kilka dni wcześniej. Konkretnie po pierwszym meczu półfinałowej serii z Treflem.

- Po pierwszym meczu powiedział nam, że ma taką sytuację, że będzie musiał na kilka dni wyjechać. Natomiast wtedy jeszcze nie wiedział kiedy. Nie chcę za bardzo wchodzić w szczegóły. Potem - przed czwartym meczem - dowiedzieliśmy się, że po nim musi wyjechać. Robiliśmy więc wszystko, żeby wygrać w tym czwartym meczu. Nie udało się, wygraliśmy w piątym - przyznał Kamiński.

Karol Wasiek z serwisu zkrainynba.com dopytywał Kamińskiego, jak motywował swoją ekipę przed tym decydującym meczem w Sopocie. Brak Browna mógł bowiem wpłynąć destrukcyjnie na morele drużyny.

- Powiedziałem, ze trzeba wierzyć. Przed treningiem przypomniałem sytuację sprzed chyba 18 lat, jak graliśmy tutaj taki mecz w Hali Stulecia. Mieliśmy wtedy duże kłopoty zdrowotne. Skład był "taki sobie", bardzo ubogi. Debiutował 17-letni Kamil Łączyński, a my po dogrywce pokonaliśmy Trefl - zdradził Kamiński.

- Faktycznie powiedziałem, że jak będziemy wierzyć, to jest tak, że wszystko jest możliwe, bo to nie jest seria, to jeden mecz. Gdyby tu chodziło o serię, to byłoby bardzo ciężko, ale do jednego meczu podchodzi się inaczej - dodał.

Brown ma dołączyć do zespołu na pierwszy finałowy mecz z Legią Warszawa. Ten odbędzie się w poniedziałek (9 czerwca, godz. 20:40) w Lublinie.

PGE Start nie będzie miał zatem dużo czasu na odpoczynek i przygotowania. Lublinianie w fazie play-off grają "wszystko" - rozegrali 10 na 10 możliwych meczów. Najpierw pięć w ćwierćfinale z Energa Icon Sea Czarnymi Słupsk. Po ostatnim spotkaniu niemal natychmiast pojechali do Sopotu na pierwsze starcie z Treflem.

Teraz - przed walką o złoto - sytuacja jest niemal identyczna. Różnica taka, że tym razem muszą przebyć drogę... z Sopotu do Lublina. - Ja terminarza nie układam, a szkoda. Myślę, że w ten sposób bym tego nie zrobił. Wiem, że są różne rzeczy, jak telewizja, ale mamy jeden dzień na odpoczynek. W poniedziałek gramy i to będzie bardzo trudne zadanie - zakończył Kamiński.

Finały będą dla Kamińskiego szczególne, gdyż był trenerem Legii przez cztery lata od lutego 2020 do lutego 2024. Ciekawostką jest fakt, że od tego czasu stołeczna ekipa ma już... trzeciego szkoleniowca. Po Kamińskim byli Marek PopiołekIvica Skelin i aktualnie Heiko Rannula.

Komentarze (0)
Zgłoś nielegalne treści