J.J. Montgomery: Walczyliśmy do końca

AZS Koszalin przegrał z Energą Czarnymi Słupsk 67:69 w meczu ostatniej kolejki sezonu zasadniczego Tauron Basket Ligi i tym samym przed drugą fazą rozgrywek uplasował się na siódmej pozycji w tabeli. J.J. Montgomery, amerykański obrońca koszalinian jest zdania, że choć jego zespół walczył do samego końca, nie miał prawa wygrać tego spotkania, wszak grał skutecznie tylko przez kilka minut.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

- Wiedzieliśmy, że to będzie dla nas ciężkie spotkanie, dlatego przed spotkaniem byliśmy podwójnie zmotywowani. Niestety jednocześnie chyba cała ta otoczka meczu derbowego wpłynęła na nas stresująco - tymi słowami rozpoczyna swoją wypowiedź w kontekście pojedynku AZS Koszalin - Energa Czarni Słupsk czarnoskóry obrońca tych pierwszych, J.J. Montgomery, który powrócił do zespołu po ponad dwutygodniowej przerwie.

30-letni koszykarz pauzował ostatnio ze względu na uraz mięśnia dwugłowego, który najpierw uniemożliwił mu wystąpienie przeciwko Anwilowi Włocławek, a potem przeciwko Treflowi Sopot, choć w tym drugim przypadku jego nazwisko figurowało już w protokole meczowym. Oba spotkania koszalinianie przegrali i tym samym pozbawili się możliwości walki o wyższą, niż siódma, lokatę po sezonie zasadniczym.

Niemniej nawet gdyby zajmowali ostatnie miejsce w tabeli, do meczu z Energą Czarnymi i tak podeszliby ze zdwojoną koncentracją, wszak derby Pomorza od kilku sezonów są jednymi z najważniejszych i najbardziej emocjonujących spotkań ligowych. Tak też było i w niedzielę, choć AZS grał praktycznie o nic. Natomiast słupszczanie w dalszym ciągu walczyli o drugą lokatę po sezonie zasadniczym, więc nic dziwnego, że pojedynek rozpoczęli od wysokiego "c",

- W pierwszej połowie graliśmy bardzo słabo w obronie. Mieliśmy wiele problemów z rywalami, którzy grali szybko i z pomysłem. Nie byliśmy wystarczająco agresywni, więc wiele rzutów koszykarze Energi Czarnych oddawali z czystych pozycji. I niestety dla nas - trafiali - tłumaczy Montgomery, a jego słowa znajdują potwierdzenie w meczowej rzeczywistości, wszak do przerwy koszalinianie przegrywali z lokalnym rywalem 30:41.

Jak zwykle w takich sytuacjach, w przerwie meczu trener Andrej Urlep użył kilku bardzo konkretnych słów w kierunku swoich podopiecznych, lecz nie przyniosły one jeszcze większego pożytku w trzeciej kwarcie. Co prawda po kilku punktach Montgomery’ego i LaMonta McIntosha AZS zmniejszył straty do siedmiu oczek, ale chwila nieuwagi wystarczyła by Mantas Cesnauskis podwyższył prowadzenie gości do piętnastu oczek, 57:42. I paradoksalnie, dopiero wówczas koszalinianie zaczęli grać zdecydowanie lepiej.

- Cały czas byliśmy zbyt spięci i nerwowi. Nie powinniśmy do tego dopuścić, ale stare porzekadło sportowe mówi, że gra się tak, jak przeciwnik pozwala. A Czarni radzili sobie naprawdę dobrze przez długie minuty - wyjaśnia 30-letni obrońca "Akademików", który jako pierwszy dał sygnał do odrabiani strat. Amerykanin najpierw zakończył trzecią kwartę zdobyciem czterech oczek, a potem w ten sam sposób rozpoczął czwartą odsłonę. I nagle prowadzenie słupszczanie zmalało do stanu 59:52.

Choć po stronie przyjezdnych nadal skutecznie radził sobie Stanley Burrell, swoje punkty dla gospodarzy dodali Igor Milicić, Rafał Bigus i Kamil Łączyński i półtorej minuty przed końcem AZS przegrywał tylko 64:66, a chwilę później (na 40 sekund d końca) - 66:68. Piłkę w rękach mieli jednak goście, a konkretnie - Scott Morrison. Kanadyjczyk otrzymał znakomite podanie pod koszem i złożył się do wsadu, ale zrobił to tak niefortunnie, że nie trafił z najbliższej odległości i na kilkanaście sekund przed końcem to miejscowi decydowali o losach meczu! - Wierzyliśmy, że nam się uda, że ten ostatni rzut będzie celny. Niestety w sporcie nie zawsze wszystko się udaje - opowiada Montgomery, a szansę AZS pogrzebał niecelną próbą McIntosh. Czarni wywieźli z Koszalina wygraną 69:67, choć drugiego miejsca po sezonie zasadniczym nie wywalczyli, ostatecznie zajmując trzecią lokatę.

- Nikt nie zamierza mieć pretensji do LaMonta. Grając w koszykówkę musisz być przygotowany na to, że czasem musisz podejmować trudne decyzje. Przecież to nie on przegrał mecz. My wszyscy go przegraliśmy, bo nie da się wygrywać przeciwko tak dobremu rywalowi grając dobrze tylko przez kilka minut, a przez 30 czy 35 - źle ­- tłumaczy przyczyny porażki Montgomery, dodając po chwili - Po tym meczu możemy być zadowoleni tylko z jednego - że się nie poddaliśmy i walczyliśmy do samego końca. I wierzę, że w tym sezonie nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×