Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XXIV

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Michael Jordan podczas całej swojej kariery w NBA uzbierał 32 292 oczka. Więcej mają tylko Kareem Abdul-Jabbar (38 387) oraz Karl Malone (36 928), a na zepchnięcie go z podium w najbliższym czasie ma szansę jedynie czwarty na liście Kobe Bryant (31 617). Ten pierwszy rozegrał jednak na parkietach NBA aż dwadzieścia sezonów, ten drugi o jedną kampanię mniej, a ten ostatni zalicza właśnie swoje siedemnaste rozgrywki. Drugiego tak genialnego strzelca jak "MJ" nigdy więc nie było i pewnie długo jeszcze nie będzie. LeBron James to gracz innego typu, a "Black Mamba" mimo że jest genialną kopią "Jego Powietrzności", to jednak niedoskonałą. Pod koniec kwietnia 2003 roku media obiegł otwarty list Michaela Jordana do... koszykówki. - Minęło dwadzieścia osiem lat od naszego pierwszego spotkania. Dwadzieścia osiem lat od chwili, gdy ujrzałem cię na tyłach naszego garażu. Dwadzieścia osiem lat od kiedy moi rodzice poznali nas ze sobą - napisał "MJ". - Jeśli wtedy ktokolwiek powiedziałby mi, do czego razem dojdziemy, na pewno bym mu nie uwierzył. Ledwie pamiętałem twoje imię. W dalszej części listu "Air" wspominał swoją drogę na szczyt i trenera Deana Smitha z Uniwersytetu Północnej Karoliny. Pisał, że basketowi poświęcił całe swoje życie, ale wszystko co ma zawdzięcza właśnie temu sportowi. Określił koszykówkę mianem swojego najlepszego przyjaciela i nauczyciela, ale również najsurowszego krytyka i największego rywala. - Dziękuję wszystkim graczom, którzy tu byli przede mną i wszystkim, z którymi wspólnie pokonałem tę drogę - kontynuował. Dziękuję za mistrzostwa i pierścienie. Dziękuję za Mecze Gwiazd i play-off's. Dziękuję za decydujące rzuty, buzzer-beatery, ostre faule, zwycięstwa i porażki. Dziękuję za to co mam, za numer "23". Dziękuję za Północną Karolinę i Chicago, za wszystkie pseudonimy, umiejętności i Konkursy Wsadów. Dziękuję za wolę, determinację, serce, duszę, dumę i odwagę. Tym jedynym w swoim rodzaju podziękowaniom nie było końca. "MJ" starał się o nikim i niczym nie zapomnieć. Pamiętał o drużynach, z którymi chicagowskie Byki toczyły najcięższe i najważniejsze pojedynki: Detroit Pistons, Los Angeles Lakers, Cleveland Cavaliers, New York Knicks, Philadelphii 76ers, Boston Celtics, Phoenix Suns, Portland Trail Blazers, Seattle SuperSonics oraz Utah Jazz. Wspomniał również swoich coachów. - Kocham cię, Koszykówko. Kocham w tobie wszystko i zawsze będę kochał. Mój czas w NBA definitywnie dobiegł końca, ale nasz związek będzie trwał wiecznie - zakończył.
Wydawało się, że po ostatecznym rozstaniu się z zawodowym sportem "MJ" będzie kontynuował swoją pracę w Wizards na stanowisku dyrektora ds. koszykówki. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Zapowiadająca się na długofalową współpraca Michaela Jordana z Czarodziejami zakończyła się już w maju 2003 roku. Zdecydował o tym współwłaściciel drużyny, Abe Pollin, który zakwestionował etykę pracy "MJ'a". Mike zjadł obiad z Tedem Leonsisem, posiadającym 44 procent udziałów w Wizards. Chciał większego wpływu na kształt zespołu i dawał do zrozumienia, że w każdej chwili może pójść gdzie indziej. To nie spodobało się Pollinowi. - Balansowaliśmy na krawędzi. To nie była właściwa atmosfera to budowy zwycięskiego zespołu - komentował pięć miesięcy później. Nie wiadomo, czy władze Czarodziejów popełniły błąd pozbywając się Michaela Jordana, lecz faktem jest, iż od tamtej chwili do dnia dzisiejszego ekipa ze stolicy USA nie wywalczyła mistrzostwa NBA. "MJ" wprowadził ją na "salony" ligi zawodowej. Hala Wizards pękała w szwach, a na mecze z udziałem Jordana przychodziło średnio o pięć tysięcy kibiców więcej. W pierwszych rozgrywkach po jego rozstaniu z zespołem Czarodzieje zanotowali bilans 25-57.
fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com
Źródła zbliżone do klubu informowały, że Abe Pollin zaproponował Jordanowi odprawę w wysokości 10 milionów dolarów. "Air" jednak nie chciał pieniędzy, bo po prostu mu na nich nie zależało. Inaczej przecież nie zgodziłby się na dwuletnią umowę za minimalną płacę. - On wykonał kawał dobrej roboty dla tej organizacji, w zasadzie umieścił ją na mapie - komentował Phil Jackson, który zasiadał na ławce trenerskiej Chciago Bulls w latach ich największej chwały. - Ich hala z miejsca pogrążonego we śnie stała się nagle tętniącą życiem areną. Wizards tworzyli bardzo konkurencyjny team i zarobili dzięki Jordanowi mnóstwo pieniędzy. On grał za minimalne wynagrodzenie i był to z jego strony pewnego rodzaju hazard. Z zewnątrz wygląda to tak jakby podczas gry w karty ktoś nagle wyciągnął z rękawa jokera.

Koniec części dwudziestej czwartej. Kolejna (ostatnia) już w najbliższą środę.

Specjalne podziękowania dla Steve'a Lipofsky'ego, oficjalnego fotografa Boston Celtics w latach 1981-2003 oraz twórcy serwisu Basketballphoto.com, za udostępnienie zdjęć wykorzystanych w artykule.

Bibliografia: Chicago Tribune, usatoday.com, nba.com, nike.com, basketball-reference.com.

Poprzednie części:
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. I
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. II
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. III
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. IV
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. V
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. VI
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. VII
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. VIII
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. IX
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. X
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XI
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XII
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XIII
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XIV
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XV
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XVI
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XVII
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XVIII
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XIX
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XX
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XXI
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XXII
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XXIII

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×