Charles Barkley - wariat z Alabamy cz. I

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Gdy Sir Charles skończył czternaście lat, matka i babcia przeprowadziły z nim poważną rozmowę. - Przejmujesz rolę ojca - powiedziały. - Musisz nam pomóc dbać o swoich braci. Barkley junior nigdy się nie sprzeciwiał. W wielu domach bójki pomiędzy rodzeństwem to norma, ale w rodzinie Charlesa działo się zupełni inaczej. Chłopak nie używał przemocy, bo miał za zadanie opiekować się rodzeństwem, a nie je krzywdzić czy z nim walczyć. Musiał natychmiastowo dorosnąć i wczuć się w rolę mężczyzny tak bardzo jak tylko potrafi to zrobić nastolatek. Dzieciaki w jego wieku dostawały nowe samochody i ubrania, lecz on nigdy się nie skarżył. - Pewnego dnia kupię ci wszystko, czego zapragniesz - rzekł do matki. - Jak to? - zdziwiła się kobieta. - Dzięki koszykówce - odparł chłopak.

Zanim Charles Barkley trafił do NBA i brylował w barwach Philadelphii 76ers, Phoenix Suns oraz Houston Rockets, musiał się zmierzyć ze zdecydowanie mniej kolorową rzeczywistością. Koszykarze NBA na każdy mecz otrzymują nową parę markowego obuwia. Stawiający pierwsze kroki w baskecie chłopak z Leeds musiał się zadowolić jedną parą... rocznie. Sir Charles był pierwszym dzieciakiem w okolicy, który mógł się pochwalić butami Chucka Taylora - identycznymi, w jakich grali zawodowcy. Kupno obuwia było wielkim obciążeniem dla domowego budżetu, dlatego Charcey skrupulatnie pilnowała, żeby syn nosił je tylko na parkiecie. Przed meczem przynosiła buty do szatni, a po nim od razu zabierała do domu. - Z wiekiem nabierałem coraz większego uznania dla mamy i babci, ponieważ one były w stanie zrobić wszystko, żeby zapewnić nam to, co niezbędne - mówi Barkley. - Nawet, jeśli pieniądze były tak trudne do zdobycia.

W sali gimnastycznej liceum w Leeds wisi ogromna fotografia Charlesa Barkleya. Zdjęcie ozdabia ścianę za koszem, gdzie trenuje pierwsza drużyna szkoły, w której stawia się nie tylko na basket, ale również na futbol amerykański i baseball. Młody sportowiec ciężko miał nie tylko w życiu codziennym, ale również na parkiecie. I to nie tylko ze względu na nadwagę. W drugiej klasie liceum nadal występował zaledwie w drużynie rezerw, a trener Billy Coupland nie chciał przesunąć go do pierwszego zespołu z powodu zbyt niskiego wzrostu. - Mierzył zaledwie 175 centymetrów. Powiedziałem mu, że nie może grać w pierwszej drużynie, dopóki nie urośnie. No i przez wakacje urósł prawie 13 centymetrów - wspomina coach.

Koszykówka stała się obsesją młodzieńca z Leeds. W wolnym czasie nie zajmował się niczym innym, tylko bieganiem, ćwiczeniami oraz grą w basket. Przez całe lato biegał i skakał, skakał i biegał. Panujące upały nie stanowiły dla niego żadnej przeszkody. Determinacja, żeby poprawić swoje warunki fizyczne, była zbyt silna. - To co wyprawiał naprawdę mnie przerażało. Moją matkę również - wraca do tamtych wydarzeń Charcey.

Wyższy Charles zaczął powtarzać kumplom z teamu, że chciałby pewnego dnia zagrać w NBA. Oni tylko się śmiali i pukali w czoła. - Niby jak? Przecież ty nawet nie grasz tutaj! - drwili. - Poczekajcie, a zobaczycie - odpowiadał dumnie. Początkowo rację mieli koledzy, ponieważ Barkley do pierwszego składu swojego liceum przebił się dopiero w drugim semestrze trzeciej klasy. Notował średnio 13 punktów i 11 zbiórek, a jego drużyna uzyskała bilans 25-7, docierając do finału stanowego. Droga do zawodowstwa wciąż była jednak bardzo daleka, bo wśród jego partnerów z zespołu dało się zauważyć co najmniej kilku lepszych zawodników.

Wszystko zmieniło się w ostatniej klasie szkoły średniej. W wakacje Barkley znów urósł - mierzył 193 centymetry i ważył przy tym prawie 100 kilogramów. Na tablicach stał się prawdziwym dominatorem, a akcje często kończył efektownymi wsadami. W spotkaniu przeciwko Ensley uzbierał 30 zbiórek. Jego średnie wyglądały imponująco - 19,1 "oczka" oraz 17,9 na tablicach. Zespół liceum z Leeds uzyskał bilans 26-3 i dotarł do półfinału stanowego. - To miało miejsce podczas turnieju w Tuscaloosa - wspomina Billy Coupland. - Była końcówka meczu, a przeciwnik miał oddać ostatni rzut. Poprzednich pięć nie przyniosło rezultatu dzięki blokom Barkleya. Trwała akurat przerwa na żądanie, a jeden z naszych rezerwowych nagle wypalił: "Charles, wiem że to twój moment i nie możesz pozwolić nikomu innemu rozegrać tego po swojemu". Jego skoczność była po prostu niewiarygodna.
fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com
W Stanach Zjednoczonych sportowy skauting rozwinięty jest do niewyobrażanych granic. Obok najbardziej utalentowanych zawodników już na początku szkoły średniej kręcą się zastępy agentów opowiadających o wielkich pieniądzach, kontraktach reklamowych i grze w lidze zawodowej. Uniwersytety również nie próżnują, wysyłając swoich przedstawicieli do domów obiecujących graczy i proponując im stypendia koszykarskie. Przez niemal całe liceum Charles Barkley znajdował się z dala od tego wszystkiego, lecz w końcu i do drzwi jego domu zaczęli pukać ludzie z branży.

Koniec części pierwszej. Kolejna już w najbliższy piątek.

Specjalne podziękowania dla Steve'a Lipofsky'ego, oficjalnego fotografa Boston Celtics w latach 1981-2003 oraz twórcy serwisu Basketballphoto.com, za udostępnienie zdjęć wykorzystanych w artykule.

Bibliografia: The Philadelphia Inquirer, Chicago Tribune, Charles Barkley - I May Be Wrong but I Doubt It.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×