Clyde Drexler - chłopak z dobrego domu cz. I

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Eunice i jej mąż wiele godzin spędzali w pracy, więc część obowiązków pani domu przejmowała w tym czasie Debra - najstarsza z sióstr. Gdy wracała ze szkoły, sprzątała i gotowała obiad. Czuła się też odpowiedzialna za młodsze rodzeństwo, które wykorzystując nieobecność rodziców mogło przecież pakować się w różne tarapaty. W tym temacie Clyde mógł być wzorem do naśladowania dla całej gromady. - Lubił książki i sport - opowiada Debra. - Był bardzo energicznym chłopakiem i świetnie się dogadywaliśmy.

"The Glide" w swojego o cztery lata starszego brata, Jamesa juniora, był zapatrzony jak w obrazek. Przez całe wczesne dzieciństwo największą atrakcję dnia stanowił dla niego powrót Jamesa ze szkoły. W jego oczach brat był idealny i jeśli tylko ktoś powiedział o nim coś złego, natychmiast się oburzał. Można powiedzieć, że w Jamesie widział nieobecnego ojca. - Zawsze byliśmy blisko, a Clyde po dziś dzień jest moim najlepszym przyjacielem - mówi James. - On jest wspaniałą osobą i zawsze będę go kochał. Przypomina mi trochę mnie samego. Jest wyrozumiały i potrafi dogadać się z każdym bez względu na kolor skóry. Zawsze mówi prawdę w oczy i tak też wyglądają nasze relacje - opierają się na szczerości.

Sport był obecny w życiu Clyde'a Drexlera niemal od zawsze. Chłopiec interesował się futbolem amerykańskim, baseballem, koszykówką oraz... jazdą na rolkach. Podobnie jak połowa dzieciaków w sąsiedztwie, był wielkim fanem futbolowej drużyny Dallas Cowboys, ale gdy Houston Oilers pozyskali niesamowitego Earla Campbella, zaczął kibicować lokalnemu zespołowi. Uczęszczał również na mecze baseballa i ściskał kciuki za Houston Astros. Miłość "Szybowca" do sportu nie wzięła się jednak znikąd. Jego mama była kapitanem licealnej drużyny koszykówki, a siostra Debra trenowała siatkówkę i tenis. Brat Michael grał w baseball, natomiast James junior podobnie jak matka uwielbiał basket. "The Glide" długo nie mógł zdecydować, której aktywności poświęcić się w całości. Jednego dnia grał w futbol, drugiego w baseball, a kolejnego w kosza. - Clyde w młodości był dobrym baseballistą - wspomina James. - Zanim urósł, wydawało mi się, że mógł nawet zrobić niezłą karierę. Dobrze radził sobie w polu oraz jako miotacz.

"Szybowiec" największy talent miał jednak do basketu. Na boisko często chodził z Jamesem, choć ten nie zawsze chciał go zabierać ze sobą, gdyż starsi koledzy byli dużo wyżsi i nie stosowali żadnej taryfy ulgowej wobec młodszych. Chłopak jednak nigdy nie dawał za wygraną, a w końcu nastały czasy, że umiejętnościami przerósł brata, którego na podwórku wszyscy podziwiali. Pomimo tego, aż do ukończenia szóstej klasy nie grał w żadnej szkolnej drużynie. - Najlepszą przyjaciółką Clyde'a była piłka do koszykówki - opowiada Denice, jego siostra. - Od ósmego roku życia non-stop dryblował i rzucał. W domu nie mieliśmy kosza, więc obręcz zastępował gzyms. Było więcej niż pewne, że w końcu przez przypadek rozbije szybę w oknie. No i uczynił to wielokrotnie.

Zabawy syna z piłką do kosza przyprawiały Eunice o szybsze bicie serca, a nowe szyby trzeba było wstawiać w łazience, garażu czy salonie. Jeśli gdzieś w domu było słychać dźwięk tłuczonego szkła, niemal graniczyło z pewnością, że to sprawka Clyde'a. Chłopak nie rozstawał się ze swoją piłką. Pomiędzy jedenastym a piętnastym rokiem życia trenował też karate. Był bardzo szczupły, a na podwórku trzeba było umieć się bronić. Dzielnica wprawdzie nie należała do niebezpiecznych, lecz stracić piłkę czy rower na rzecz starszych i silniejszych było naprawdę łatwo. Opanowanie sztuki walki wpłynęło również na rozwój umiejętności koszykarskich Drexlera. Wcześniej miał on problemy ze skocznością i koordynacją ruchową, a dzięki karate się ich pozbył.

"The Glide" najczęściej grał w basket w Cresmont Park, gdzie znajdowały się boiska oraz sześć koszy z łańcuchowymi siatkami. Gdy był uczniem gimnazjum im. Alberta Thomasa, odwiedzał tamto miejsce codziennie i brał udział w meczach, konkurując zazwyczaj z o wiele starszymi chłopakami. To była dla niego najlepsza nauka. "Szybowiec" mnóstwo czasu spędzał również na szkolnym boisku, gdzie obręcze koszy wydawały się być zawieszone na niższej wysokości niż mówiły przepisy. - Nie było ani jednej prostej obręczy - wspomina. - Ćwiczyłem wsady i chyba powyginałem je wszystkie.
fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com
Z biegiem czasu Eunice i Manuelowi coraz lepiej powodziło się na płaszczyźnie zawodowej, w związku z czym wzięli pod swoje skrzydła rodzinną restaurację, w której często pomagały ich najstarsze dzieci. Clyde nie mógł narzekać na warunki, jakie stworzyli mu mama i ojczym, jednak nie do końca był szczęśliwy. Jako gimnazjalista mierzył 172 centymetry i w szkolnej drużynie odgrywał drugoplanową rolę, a trener nie zabierał go nawet na mecze wyjazdowe. Poza tym od jedenastego roku życia musiał się zmagać z pustką po stracie najstarszego brata, który wcześnie opuścił dom i borykał się z uzależnieniem od narkotyków. Michael w wieku osiemnastu lat został zastrzelony przez policjanta podczas próby obrabowania apteki.

Koniec części pierwszej. Kolejna już w najbliższy piątek.

Specjalne podziękowania dla Steve'a Lipofsky'ego, oficjalnego fotografa Boston Celtics w latach 1981-2003 oraz twórcy serwisu Basketballphoto.com, za udostępnienie zdjęć wykorzystanych w artykule.

Bibliografia: Sports Illustrated, New York Times, Clyde Drexler, Kerry Eggers - Clyde The Glide.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×