Clyde Drexler - chłopak z dobrego domu cz. V

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Ambitny, pracowity, głodny zwycięstw, otwarty na zdobywanie nowych doświadczeń, lubiący żartować - taki był Clyde Drexler. Ludzie o krystalicznym wizerunku jednak nie istnieją, a idol kibiców z Portlandu również miał swoje za uszami. Notorycznie się spóźniał. Na treningi, do klubowego autobusu czy na spotkania z kumplami. - Drexler to jeden z najlepszych zawodników, z którymi pracowałem i podziwiam jego umiejętności, ale ten jego brak szacunku dla czasu trochę mnie wkurzał - mówi Ron Culp, jeden z ówczesnych trenerów Trail Blazers. - Ja się nigdy nie spóźniałem, ale również nigdy nie przychodziłem zbyt wcześnie. Jeśli autobus odjeżdżał o jedenastej, przybywałem na miejsce pół minuty wcześniej.

W pierwszych latach swojej kariery "The Glide" grał w butach firmy KangaRoos. Uzyskanie statusu all-star to jednak szansa na lukratywne kontrakty reklamowe. Na początku lat osiemdziesiątych potentatami na rynku koszykarskiego obuwia były marki Converse i Adidas, a wraz z przybyciem do NBA Michaela Jordana branżę zawojowały również buty Nike. Ważnym graczem był także Reebok, ale Clyde Drexler nie związał się umową z żadnym z tych producentów. "Szybowiec" postanowił podpisać kontrakt z mało znaną firmą Avia. - Gdy pełniłem funkcję dyrektora ds. marketingu, byliśmy jednym z głównych sponsorów Trail Blazers - opowiada Tim Haney. - Ja odpowiadałem za uzgodnienie z Clydem wielu rzeczy, ponieważ on w tamtym czasie nie posiadał żadnego przedstawiciela, który w jego imieniu negocjowałby warunki umowy. Drexler zawsze działał trochę na przekór. Miał dobrą ofertę z Nike, ale nie chciał grać w takich samych butach jak wszyscy. Potrafił również liczyć każdy grosz, więc otrzymał od nas propozycję najlepszą z możliwych.

W ramach promocji butów firmy Avia, Drexler pojawiał się na obozach koszykarskich dla dzieci, organizowanych na terenie całych Stanów Zjednoczonych. W odróżnieniu od innych zawodników, nie przybywał jednak tylko na ostatni dzień zajęć, a starał się uczestniczyć w nich od samego początku i na każdym kroku służyć dzieciakom dobrym słowem czy dobrą radą. Charles Barkley mawia, że nie jest wzorem do naśladowania, i że to rodzice powinni stanowić przykład dla najmłodszych, a nie zawodowi sportowcy. "The Glide" popierał to motto, ale w odróżnieniu od Sir Charlesa nie oddawał się aż tak bardzo różnym uciechom. Oczywiście nie należał do świętoszków, ale nie preferował również wyjść do nocnych klubów, gdyż z przyjaciółmi wolał spotykać na kolacji w restauracji. - Kiedy byłem młody i jeszcze wolny, miałem fazę na eksperymentowanie - wspomina koszykarz. - Sprawdzałem co lubię w kobietach, a czego nie. Uwielbiałem piękne dziewczyny i nie będę kłamał tak jak niektórzy, że żyłem w celibacie.

W kampanii 1986/87 Trail Blazers pod wodzą nowego trenera, Mike'a Schulera, dość znacząco poprawili swoje notowania, osiągając bilans 49-33, co dało im trzecią pozycję w tabeli Konferencji Zachodniej. Clyde Drexler wreszcie był w pełni sił i w sezonie zasadniczym wystąpił w pierwszej piątce we wszystkich 82 spotkaniach. Zdobywał średnio aż 21,7 punktu, dokładając do tego dorobku 6,3 zbiórki, 6,9 asysty, 2,5 przechwytu oraz 0,9 bloku. Ciężko mu było jednak znaleźć nić porozumienia z coachem, który jego zdaniem chciał mieć nad wszystkim zbyt dużą kontrolę. - Po prostu grajmy - mawiał Clyde. Mottem Schulera było natomiast "musisz to zrobić dokładnie w ten sposób". Team z Oregonu w rozgrywkach 1986/87 zamierzał powalczyć o zdecydowanie więcej niż tylko awans do play-off's. Na drodze "Szybowca" i spółki stanęli jednak Houston Rockets z niesamowitym Hakeemem Olajuwonem w składzie, wygrywając w pierwszej rundzie 3-1 i to w dość łatwy sposób.
fot. Steve Lipofsky fot. Steve Lipofsky
- Graliśmy cztery mecze w ciągu pięciu dni, a w dniu wolnym Schuler zarządzał trening - wspomina Drexler. - Spędzałem na parkiecie wiele minut i w połowie sezonu mój organizm był już bardzo zmęczony. Nie mogłem wytrzymać tego rygoru, więc pewnego razu w czasie ćwiczeń podszedłem do niego i zapytałem: "potrzebujesz mnie teraz, czy podczas meczu?". On jednak nie należał do wyrozumiałych i odpowiadał: "teraz i później też". Coach nie uznawał przywilejów dla najlepszych zawodników i chciał, żeby każdy zawsze pracował na sto procent. Traktował wszystkich równo i choć było to sprawiedliwe, niestety okazało się zgubne.

Koniec części piątej. Kolejna już w najbliższy piątek.

Specjalne podziękowania dla Steve'a Lipofsky'ego, oficjalnego fotografa Boston Celtics w latach 1981-2003 oraz twórcy serwisu Basketballphoto.com, za udostępnienie zdjęć wykorzystanych w artykule.

Bibliografia: Sports Illustrated, New York Times, Clyde Drexler, Kerry Eggers - Clyde The Glide, basketball-reference.com, espn.go.com.

Poprzednie części:
Clyde Drexler - chłopak z dobrego domu cz. I
Clyde Drexler - chłopak z dobrego domu cz. II
Clyde Drexler - chłopak z dobrego domu cz. III
Clyde Drexler - chłopak z dobrego domu cz. IV

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×