Clyde Drexler - chłopak z dobrego domu cz. VI

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Rick Adelman zachował pozycję głównego coacha na sezon 1989/90. Natomiast Clyde Drexler przed startem tej kampanii zaczął pytać o możliwość wymiany do Houston Rockets. Uważał, że Trail Blazers są dobrym zespołem, ale bez klasowego silnego skrzydłowego znów szybko odpadną z walki o mistrzostwo. Sprowadzenie Bucka Williamsa z New Jersey Nets w zamian za Sama Bowiego oraz wybranie w drafcie Clifforda Robinsona miało jednak odmienić tę sytuację. Do zespołu dołączył również rewelacyjny rzucający obrońca Drażen Petrović, nazywany europejskim Michaelem Jordanem. Liczono, że pierwszych dwóch wypełni lukę w składzie, a ten trzeci odciąży zapracowanego czasem aż za bardzo "Szybowca". "The Glide" był naprawdę szalenie ambitnym zawodnikiem. Podczas obozu przygotowawczego przed kampanią 1989/90 zabrał Bucka Williamsa za przejażdżkę z Salem do Portland. Silny skrzydłowy teamu z Oregonu do dziś pamięta tamtą wyprawę nową Toyotą Suprą, czyli niewielkim jak dla koszykarzy NBA sportowym autem z manualną skrzynią biegów. - W pewnym momencie Clyde zaczął mówić o swoich oczekiwaniach i o tym w jaki sposób mogę wpłynąć na poprawę jakości gry całego zespołu - wspomina - Williams. - Rozwodził się nad tematem, spoglądał na mnie, a jednocześnie prowadził samochód. Był trochę zdenerwowany, jechał z dużą prędkością i nie patrzył na drogę. Warto dodać, że Drexler nie należał do najlepszych kierowców na świecie i miał małe problemy ze zmianą biegów, bo posiadał to auto od zaledwie miesiąca. W pewnym momencie wypalił: - Buck, chcemy sięgnąć po tytuł z tobą w składzie. Namawiałem zarząd bardzo długo, żeby ciebie ściągnął. Będziesz najlepszym silnym skrzydłowym na Zachodzie. Williams uważnie słuchał "Szybowca", ale w głębi duszy odczuwał strach. - Pomyślałem, że ten facet jest szalony - dodaje. - Jego oczekiwania były poza skalą. Przecież przed przybyciem do Portlandu grałem w New Jersey, gdzie w ostatnim sezonie wygraliśmy 26 spotkań, a w czasie mojego ośmioletniego pobytu tylko raz przebrnęliśmy przez pierwszą rundę play-off's.

Rick Adelman to człowiek, który potrafił znaleźć nić porozumienia z Drexlerem i dzięki temu wyciągać z niego wszystko co najlepsze przez całe rozgrywki. Coach wiedział jak zarządzać siłami swojego najlepszego zawodnika, więc często podczas treningów stosował wobec niego taryfę ulgową. W środowisku pojawiały się głosy, że kolegom z drużyny ciężko się współpracowało z "Szybowcem", ale prawdopodobnie były to tylko plotki. - Ja nigdy nie miałem z nim żadnych problemów - opowiada Buck Williams. - Jedyne czego od ciebie wymagał, to żebyś w każdym meczu dawał z siebie wszystko. Pragnął tylko, abyś jak najlepiej wykonywał swoją pracę. Zawsze świetnie się dogadywaliśmy.

"The Glide" w pierwszej kolejności zawsze dbał o interesy drużyny i dla wspólnego dobra był gotów do poświęceń. W kampanii 1989/90 krócej przebywał na parkiecie, a jego średnia zdobywanych punktów spadła do 23,3. Notował również 6,9 zbiórki, 5,9 asysty oraz 2 przechwyty. Część jego minut przejął Drażen Petrović. Dzięki temu Trail Blazers wypracowali w sezonie zasadniczym fantastyczny bilans 59-23, dający im trzecią lokatę w tabeli Konferencji Zachodniej. Buck Williams idealnie wpasował się w pierwszą piątkę teamu z Oregonu, którą oprócz niego i Clyde'a Drexlera tworzyli jeszcze Kevin Duckworth, Jerome Kersey i Terry Porter. - "The Glide" miał różne starcia z trenerami, ale kolegów z drużyny zawsze wspierał - opowiada ten ostatni. - Jedynym dorównującym mu zawodnikiem, z którym miałem okazję grać, jest Tim Duncan.

"Szybowiec" za swoje dokonania został wybrany do trzeciej piątki NBA, a także zaznaczył swoją obecność wśród najlepszych podczas lutowej All-Star Game w Miami. W kampanii 1989/90 team z Portlandu po raz pierwszy od dawna przebrnął przez pierwszą rundę play-off's, odprawiając z kwitkiem 3-0 Dallas Mavericks. W półfinale konferencji podopieczni Ricka Adelmana stoczyli wyczerpujący, wygrany 4-3 bój z San Antonio Spurs. W decydującym starciu "The Glide" uzbierał 22 punkty, 13 zbiórek, 8 asyst i 2 przechwyty, rzucając może z mizerną skutecznością 8/22 z gry, ale jednocześnie powracając z piekła, w jakim się znalazł zaledwie 48 godzin wcześniej, gdy Trail Blazers polegli z ostrogami różnicą 15 oczek, a on trafił z pola zaledwie raz na 10 prób.

W finale Zachodu ekipa z Oregonu zmierzyła się z Phoenix Suns, napędzanymi przez Kevina Johnsona, Toma Chambersa i Jeffa Hornacka. Po dwóch spotkaniach prowadziła 2-0, ale następne dwa starcia zakończyły się zdecydowanymi triumfami Słońc, w tym jedno różnicą aż 34 "oczek". Dwie porażki zbiegły się z gorszą dyspozycją Drexlera, który jednak w kolejnych meczach wrócił na dawne tory i poprowadził swoją drużynę do dwóch triumfów i zwycięstwa w całej serii 4-2. Przedsezonowe zapowiedzi urodzonego w Nowym Orleanie zawodnika nie brzmiały już tak zabawnie jak w opowieści Bucka Williamsa. Portland Trail Blazers awansowali do finału ligi zawodowej, a w drodze do tytułu musieli sprostać jeszcze tylko Detroit Pistons. Tylko lub aż.
fot. Steve Lipofsky fot. Steve Lipofsky
Seria przeciwko Tłokom okazała się bowiem wyjątkowo krótka i niezakończona dla koszykarzy Ricka Adelmana odkorkowaniem szampanów. - Nie znaliśmy jeszcze smaku finału, a oni wręcz przeciwnie - wraca do tamtych wydarzeń Drexler. - W poprzednich rozgrywkach w serii decydującej o tytule pokonali do zera Lakersów i wszyscy na nich stawiali. Eksperci dawali im jednak tylko minimalnie większe szanse. Mieli w składzie Isiah Thomasa oraz Joe Dumarsa, byli świetnie zorganizowani w defensywie i dysponowali silną ławką z Vinnie Johnsonem, Johnem Salleyem and Markiem Aguirre na czele. Prezentowaliśmy dwa zupełnie odmienne style. Nie bez przyczyny nadano im przydomek "Bad Boys". Grali bardzo nieczysto. Bill Laimbeer to prawdopodobnie największy ekspert w tej dziedzinie w historii koszykówki. Nienawidziliśmy ich. Najpierw próbowali zrobić ci krzywdę, a później się z tego śmiali. Portland Trail Blazers przegrali ostatecznie 1-4, choć trzy z czterech porażek ponieśli różnicą nie większą niż 6 "oczek". "The Glide" rozegrał bardzo dobrą serię, wspomagając zespół znaczną ilością punktów, zbiórek i asyst. Podopieczni Ricka Adelmana może i polegli, ale było wiadomo, że ostatniego słowa jeszcze nie powiedzieli, i że jeśli w kolejnej kampanii będą prezentować podobną dyspozycję, to znów powalczą o upragnione trofeum im. Larry'ego O'Briena.

Koniec części szóstej. Kolejna już w najbliższy piątek.

Specjalne podziękowania dla Steve'a Lipofsky'ego, oficjalnego fotografa Boston Celtics w latach 1981-2003 oraz twórcy serwisu Basketballphoto.com, za udostępnienie zdjęć wykorzystanych w artykule.

Bibliografia: Sports Illustrated, Clyde Drexler, Kerry Eggers - Clyde The Glide, basketball-reference.com.

Poprzednie części:
Clyde Drexler - chłopak z dobrego domu cz. I
Clyde Drexler - chłopak z dobrego domu cz. II
Clyde Drexler - chłopak z dobrego domu cz. III
Clyde Drexler - chłopak z dobrego domu cz. IV
Clyde Drexler - chłopak z dobrego domu cz. V

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×