Cel? Za pięć lat play-offy w NBA - I część wywiadu z Olkiem Czyżem

Karol Wasiek
Karol Wasiek
Jak się w takim razie dogadywaliście?

- Jakoś sobie radziliśmy (śmiech). Muszę przyznać, że Amerykanie nie do końca chcieli się zadawać z obcokrajowcami. Byli mili, ale trzymali nas na dystans. Z Japończykiem byliśmy w takiej samej sytuacji, więc to nas ratowało. Mieliśmy coś wspólnego i dlatego trzymaliśmy się razem. Z biegiem czasu zacząłem uczyć się języka i kultury. Z roku na rok czułem się coraz lepiej. Poprawiłem oceny w szkole, koszykarsko też podniosłem swój poziom.

Jak postrzegasz amerykańską kulturę?

- Ja mogę w samych superlatywach wypowiadać się o amerykańskiej kulturze. Trafiłem na ludzi, którzy byli bardzo pomocni. Nikt mnie nigdy nie próbował wykorzystać, oszukać, czy upokorzyć, a to niestety czasami miało miejsce w Polsce. Nie chcę jednak mówić, że w Polsce nie ma życzliwych ludzi. W Stanach Zjednoczonych ludzie są bardzo optymistyczni i tym można się "zarazić".

Czyli teraz tobie bliżej do Stanów Zjednoczonych niż do Polski?

- Trudno powiedzieć. Można powiedzieć, że jestem w połowie drogi (śmiech). Wiadomo, że jak sezon trwa dziesięć miesięcy, to w domu przebywam bardzo mało czasu. W ostatnich czterech latach tak to właśnie wyglądało. Cieszę się, że mogłem w końcu odwiedzić Gdynię.

W Polsce jest takie przekonanie, że Stany Zjednoczone to "raj na ziemi". Faktycznie tak jest?

- Coś w tym jest. Łatwiej tam zdobyć, osiągnąć pewne rzeczy - np. piękny dom, czy ekskluzywne samochody. To jest zupełnie inny świat. W Polsce żyje się bardzo skromnie i powiem szczerze, że czasami mi tego w Stanach Zjednoczonych brakuje. To jest inny styk z rzeczywistością.

Tam na przykład ludzie wszędzie jeżdżą samochodem - do znajomych, do sklepu, mimo że odległości nie są duże. Nikt tam nie chodzi na piechotę nigdzie. Wszystko jest tam poukładane, takie ustrukturyzowane. W Polsce życie jest bardziej spontaniczne i to mi się bardzo podoba.

Pomówmy chwilę o NBA. Kilka razy próbowałeś się dostać do tej ligi, ale jak na razie bezskutecznie. Dlaczego do tej pory nie wychodziło?

- Trzeba zwrócić uwagę na fakt, że NBA to jest jeden wielki biznes. Angaż do najlepszej ligi świata wiąże się ze sporą ilością elementów, detali. Liczą się również kwestie polityczne, znajomości. Jest około 300 miejsc do zapełnienia, a chętnych jest przecież mnóstwo. Trzeba mieć dużo szczęścia, żeby się tam dostać.

Ale z drugiej strony nie każdemu zawodnikowi Pat Riley mówi, że ma wystarczająco dużo umiejętności, żeby grać w lidze NBA...

- To było w te wakacje. Miałem jechać z ekipą Miami Heat na Ligę Letnią, ale niestety nabawiłem się kontuzji, która uniemożliwiła mi grę. Zresztą ten uraz pokrzyżował moje wszystkie plany - Ligę Letnią w Orlando, Las Vegas i reprezentację Polski. To wszystko straciłem przez uraz. Nie ma co ukrywać, że ta kontuzja przyszła w najgorszym możliwym czasie.

Gdy byłeś w Stanach Zjednoczonych to utrzymywałeś kontakt z Marcinem Gortatem?

- Tak, od czasu do czasu wysyłaliśmy sobie wiadomości tekstowe. Byłem nawet na meczu Marcina Gortata, kiedy on przyjechał do Cleveland. Wówczas chwilę porozmawialiśmy. Mieliśmy się spotkać na kadrze, ale z tego nic nie wyszło. Mam nadzieję, że w przyszłości zobaczymy się na parkietach NBA.

W II części wywiadu Olek Czyż opowie o grze we Włoszech oraz o propozycjach z ligi polskiej, które miał w przeszłości.

Czy Olek Czyż zrealizuje swój cel?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×