Isiah Thomas - poza Dream Teamem cz. II

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Isiah nie znalazł się na prestiżowej uczelni przez przypadek, a w mediach przedstawiano go jako niezwykle utalentowanego gracza, potrafiącego dobrze rzucać i podawać oraz urodzonego lidera. Nikt jednak nie zamierzał dawać mu niczego za darmo. Chłopak musiał ciężko pracować, żeby nie podzielić losu wielu swoich poprzedników, którzy nie wytrzymali tempa narzucanego przez ligę akademicką. Tutaj nie wystarczyło bowiem chodzić na treningi i wypełniać poleceń trenera na parkiecie. Edukacja była równie ważna jak sport i zawodnik ze słabymi stopniami lub wieloma nieusprawiedliwionymi nieobecnościami na zajęciach nie miał co liczyć na wpis na kolejny semestr.

Wykłady zaczynały się o 8:00 lub 8:30 rano, a o 14:30 Isiah meldował się w sali gimnastycznej i wraz z kolegami z ekipy Hoosiers odbywał trzygodzinny trening pod okiem słynnego Bobby'ego Knighta. Później przychodził czas na obiad, odpoczynek oraz naukę. W efekcie tego trudno było wygospodarować choćby chwilkę na jakiekolwiek inne aktywności, których młody człowiek potrzebuje przecież tak samo jak tlenu. - W tej sytuacji ciężko było mieć w ogóle jakichkolwiek przyjaciół - opowiada Thomas. - Nie mówię, że nie dawało rady wyskoczyć na miasto, ale wtedy wiedziało się, że z nauki nici. Jak powszechnie wiadomo, najłatwiej kontakt łapie się z ludźmi, z którymi spędza się najwięcej czasu, więc Isiah najbardziej zakumplował się z chłopakami z drużyny.

Isiah marzył o zdobyciu wykształcenia prawniczego. Wierzył, że w ten sposób będzie mógł w przyszłości pomagać ludziom wywodzącym się ze środowisk podobnych do tego, w którym on dorastał. - Znam osoby, które spędziły w więzieniu sześć czy siedem lat za naprawdę drobne kradzieże - mówił. - Wydaje mi się, że ludzie rzadko kiedy rozumieją okoliczności, w jakich przestępstwo zostało popełnione. Wiele zależy od okolicy, w której się mieszka. W mojej dzielnicy musiałeś należeć do gangu, bo inaczej każdego dnia dostawałbyś w zęby. Ludzie z zewnątrz gadają, że ten czy tamten powinien postąpić w taki czy inny sposób, ale to tylko czcze gadanie. Mieszkanie w slumsach to zupełnie inna historia.

- Gra w basket jest tym, co potrafię najlepiej - przyznawał Isiah. - Nie jestem lepszym studentem niż koszykarzem. Kiedy wychodzę na parkiet, to daję z siebie wszystko i nie przejmuję się, że właśnie to najlepiej mi wychodzi. Rozgrywający Hoosiers na uczelnię uczęszczał jednak nie tylko po to, żeby zabłysnąć w lidze akademickiej i wywalczyć sobie w ten sposób przepustkę do NBA. - Jeśli pojawi się możliwość, to chciałbym grać zawodowo - kontynuował. - Nie chciałbym jednak, żeby koszykówka stała się głównym celem mojej egzystencji. Pragnę mieć możliwość rywalizowania wśród profesjonalistów, ale i robienia czegoś zupełnie innego. I właśnie w tym celu młodzieńcowi potrzebne były studia.

Mierzący 180 centymetrów point-guard zadebiutował w teamie prowadzonym przez Bobby'ego Knighta w w grudniu 1979 roku w zwycięskim spotkaniu przeciwko Miami. W całym sezonie 1979/80 Hoosiers wypracowali całkiem niezły bilans 21-8, wygrywając konferencję Big Ten i docierając w turnieju NCAA do półfinału regionalnego. Występujący z numerem "11" Isiah Thomas notował średnio 14,6 punktu, 4 zbiórki oraz 5,5 asysty, stając się z marszu liderem zespołu w zdobytych "oczkach" oraz kluczowych podaniach. Nie wystrzegał się również strat, ale to przecież dość typowe dla zawodników grających na tej pozycji. Obok Mike'a Woodsona, Raya Tolberta, Landona Turnera i Butcha Cartera stanowił siłę napędową swego teamu, choć najbarwniejszą postacią i tak był... trener Bobby Knight.

Nazywany "Generałem" szkoleniowiec pracę na stanowisku głównego coacha Hoosiers zaczął w 1971 roku, a pięć lat później fetował już mistrzostwo NCAA. Swój pseudonim zawdzięczał nie tylko wcześniejszej pracy trenerskiej na akademii wojskowej w West Point, lecz również trudnemu charakterowi. Jeśli ktoś chciał grać w jego zespole, to musiał się w stu procentach podporządkować jego wizji koszykówki. - Albo grasz tak jak ja chcę, albo wyjazd z Bloomington - mawiał dość często. Uważał, że idealny system gry opiera się na dokładnych podaniach, twardej defensywie, walce pod tablicami, rzutach na wysokim procencie oraz braku podejmowania nieprzemyślanych akcji. Z tego powodu Knight był często krytykowany za to, że zabija w zawodnikach indywidualizm, którym przecież cechują się ci najbardziej utalentowani. Trenerowi wytykano, że rezygnacja Larry'ego Birda ze studiów na Indiana University po zaledwie miesiącu spędzonym na kampusie to w głównej mierze jego wina. Coach nie przejmował się jednak krytykantami i robił swoje, a gdy się denerwował, potrafił krzyczeć, bluzgać oraz rzucać krzesłami o parkiet.

Metody szkoleniowe Bobby'ego Knighta można akceptować lub nie, lecz bez wątpienia były one skuteczne. Władze uczelni dały coachowi niemal całkowitą władzę nad zespołem, a ten starał się spłacić otrzymany kredyt zaufania poprzez wygrywanie kolejnych spotkań. Kontrowersyjny trener potrafił zaleźć za skórę niemal każdemu zawodnikowi, a "przyjemność" ta nie ominęła również Isiah Thomasa. Urodzony w Chicago rozgrywający był najmłodszym graczem reprezentacji USA podczas igrzysk panamerykańskich w San Juan w lipcu 1979 roku. Ekipę Stanów Zjednoczonych prowadził wówczas właśnie Knight, a uczęszczający wtedy jeszcze do liceum chłopak usłyszał od niego po nieudanym zagraniu: - Powinieneś iść do DePaul, bo odstawiając taką kaszanę nigdy nie załapiesz się do składu na IU!
fot. Keith Allison - Creative Commons fot. Keith Allison - Creative Commons
Coach Knight oczywiście wcale nie myślał tak jak mówił, a ostrymi słowami próbował jedynie wzbudzić w młodym rozgrywającym sportową złość. Chciał mu także dość dobitnie uzmysłowić, że choć jest piekielnie utalentowanym zawodnikiem, to musi jeszcze ciężko trenować, żeby móc rywalizować na najwyższym poziomie. Nienawidził akademickich trenerów, którzy werbowali licealistów obiecując im wolną rękę i status gwiazdy w zespole. Szkoleniowiec Hoosiers stawiał na dyscyplinę taktyczną i pełne podporządkowanie się rozkazom dowódcy. - Uwielbiam trenera Knighta i wszystkich jego zawodników z tamtego okresu - mówi Isiah. - On starał się niczego nie komplikować. Sprawiał, że twoje sztandarowe zagrania stawały się częścią ciebie. W ten sposób wydobywał potencjał z każdej jednostki. Rozgrywający pełni rolę lidera, bo przez większość czasu jest w posiadaniu piłki. Kiedy masz piłkę, wszyscy muszą cię słuchać. Moim głównym zadaniem było dostarczanie piłki w rejony boiska, w których koledzy mieli otwartą drogę do zdobywania punktów.

Koniec części drugiej. Kolejna już w najbliższy piątek.

Bibliografia: Chicago Tribune, Sports Illustrated, Paul Challen - The Isiah Thomas Story, nba.com, slate.com, sports.jrank.org.

Poprzednie części:
Isiah Thomas - poza Dream Teamem cz. I

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×