Złota dekada Mike'a Krzyzewskiego

Maciej Kwiatkowski
Maciej Kwiatkowski
"Dream Team" spopularyzował koszykówkę w Europie w nie mniejszym stopniu niż Jordan i Chicago Bulls. Sequele na MŚ w 1994 roku (Dream Team 2) i na igrzyskach w Atlancie w 1996 (Dream Team 3) nie wzbudzały już tylu emocji, a i same składy stawały się coraz gorsze. Gwiazdy NBA przyjeżdżały na obóz tydzień przed igrzyskami, pobiegały trochę, żeby się nie zmęczyć, a potem bez kłopotów pokonywały wszystkich i zdobywały złoto. Nauczony i zarażony "Dream Teamem" świat wychowywał jednak po cichu generację fanów NBA, koszykarzy, którzy chcieli fruwać jak Jordan.

W 2000 roku drużyny USA nie nazywano już nawet "Dream Teamem", ale jeszcze udało się wygrać. Tego bezbarwnego zespołu dziś już jednak praktycznie nikt nie pamięta. Rok 2004 przyniósł szybkie trzy ciosy. Zespół oparty o kompletnie niepasujących do siebie Allena Iversona i Tima Duncana, w składzie z dopiero 19-letnimi LeBronem Jamesem, Carmelo Anthonym i Dwyane Wadem przegrał w upokarzającym stylu 73:92 z Portoryko, a potem 90:94 z Litwą. W końcu odpadł w półfinale po porażce 81:89 z młodą generacją argentyńskich koszykarzy, którzy z wywieszonymi językami oglądali występy "Dream Teamu" w Barcelonie.

Uniwersytet USA

Rok 2004 w ogóle był trudny dla NBA i amerykańskiego gwiazdorstwa. Wysłane na igrzyska gwiazdy i gwiazdki przyniosły wstyd, a w samej NBA niedogadujący się Kobe Bryant i Shaquille O'Neal przegrali w finale z wyrobnikami z Detroit Pistons. Na obu frontach zwyciężyły drużyny postrzegane jako bardziej prawdziwe, jako lepiej rozumiejące się grupy graczy. Tryumfowali puryści - talent zaczął przegrywać z ciężką pracą. Dodatkowo, NBA wciąż nie mogła pozbierać się po odejściu Jordana. Zdecydowano się na zmiany.

W NBA poluźniono przepisy, których końcowy efekt widzimy dziś w szybszym tempie gry, dominacji graczy obwodu i dwukrotnie większej ilości rzutów za trzy punkty. W reprezentacji USA postawiono na Mike'a Krzyzewskiego.

ZOBACZ WIDEO Wielkie emocje w studiu TVP. "Co to było?!" (źródło TVP)

Plan był z pozoru prosty - zbudować podstawy sprawnie działającej reprezentacji, z silnym sztabem trenerskim, ze zorganizowanym planem przygotowań, sparingów i z wyraźnie wyznaczonym celem. Tym celem było odzyskanie prymatu na świecie. To co dla Amerykanów było jak katharsis, dla drużyn z Hiszpanii, Litwy czy Bałkanów było czymś absolutnie zwyczajnym. Naśmiewano się nawet wtedy z samych Amerykanów, że z nadzwyczajną powagą zabrali się za coś tak oczywistego jak dobra organizacja. Że siedli z łyżką i widelcem do uroczyście przystrojonego stołu, aby zjeść bułkę z masłem. Tą bułką z masłem miało być odzyskanie złota. Podczas, gdy zawodnicy nadal świetnie się bawili, nowy trener kadry nie tracił powagi. Z dużym szacunkiem wypowiadał się o rywalach nawet po 50-punktowych zwycięstwach. Nagle amerykańscy koszykarze zaczęli podchodzić poważnie do drużyn z Angoli czy Korei Południowej.

Uformowany plan potrzebował wykonawców i w tym wypadku legenda "Coacha K" ściągnęła ich jak magnes. Nie tylko chęć reprezentowania barw USA, ale najzwyczajniejsze pragnienie gry pod trenerem Krzyzewskim sprawiły, że najlepsi z najlepszych chcieli grać w kadrze. Krzyzewski szybko wyłonił liderów. Gdy na grę w 2008 roku zgodzili się Bryant i James, dla pozostałych stało się jasne, że Krzyzewskiemu odmawiać nie wypada. W ten sposób stworzony został system i dziś kadrę USA reprezentuje już inne, kolejne pokolenie graczy.

Kiedy drużyna odrodzenia, czyli "Redeem Team" w 2008 roku odzyskała złoto w rewelacyjnym stylu, znów przyszło rozprężenie i na MŚ w 2010 roku pojechał drugi garnitur. System już jednak wtedy istniał i miał się dobrze, dlatego bez większych kłopotów Amerykanie zdobyli kolejne złoto, a mistrzostwa stały się przywitaniem ze światem dla 21-letniego wówczas Kevina Duranta. 2012 rok przyniósł kolejne złoto olimpijskie z Bryantem i Jamesem w składzie, ale na mistrzostwa świata w 2014 raz jeszcze pojechali młodzi, na czele z MVP turnieju, wówczas 22-letnim Kyriem Irvingiem. W niedzielnym meczu z Serbią o tytuł olimpijski Amerykanie są znów ogromnym faworytem. Już bez Bryanta i Jamesa, ale z Durantem i Irvingiem jako nowymi liderami.

Szpieg na Instagramie

Bycie trenerem akademickim i prowadzenie drużyny w treningach i meczach to tylko połowa pracy w uczelni takiej jak Duke. W utrzymywaniu się na szczycie od przeszło 20 lat kluczowa jest rekrutacja graczy i nakłanianie ich do gry w drużynie uniwersyteckiej z Durham. Dziś renoma jaką Krzyzewski zbudował wokół Duke i reprezentacji USA sprawia, że często nie potrzeba żadnego nakłaniania. Wystarczy jeden telefon: "Tu trener Krzyżewski. Chcielibyśmy, abyś był częścią naszej drużyny". "Coach K" nie pozwala jednak na to, aby jego dokonania uśpiły jego czujność.

Dlatego pochwalił się niedawno, że tak - ma konta Twitter i Instagram, ale nie - nie używa ich by komunikować się z fanami. Pod zmienionym aliasem szpieguje poprzez konta społecznościowe życie osób mu bliskich i także koszykarzy, którymi jest zainteresowany. Nawet on, 69-letni trener tzw starej daty, który często sprawia wrażenie jakby z nowymi czasami było mu po drodze jak Jarosławowi Kaczyńskiemu z tabletem, przyznaje, że spędza kilkanaście minut dziennie przy wieczornej lampce ukrywając się pod zmyślonym nickiem i analizując co zdjęcie wrzucone przez 17-letniego koszykarza mówi o jego osobowości.

Niewdzięczna praca

Nowe czasy obchodzą się jednak z Krzyzewskim w ostry sposób. Rozwój telewizji i wzrost wartości sprzedaży praw do transmisji, który rozpoczął się w latach 80-tych, doprowadził do sytuacji, w której "Coach K" zarabia 10 mln dolarów rocznie, a jego zawodnicy w Duke grają na nieporównywalnie niższych stypendiach. To sprawia, że z każdym rokiem rośnie grupa tych, którzy zarzucają dużym uniwersytetom wyzysk, kosztem młodych atletów. Płacenie akademickim sportowcom pensji? Krzyzewski broni obecnego systemu, sugerując, że mniejsze szkoły nie miałyby na to pieniędzy. Nie wspomina tylko, że jego Duke nie jest mniejszą szkołą.

Krytycy i fani, którzy dzięki rozwojowi statystyk coraz lepiej orientują się w niuansach gry, zarzucają z kolei Krzyzewskiemu leniwe podejście i niereagowanie na wydarzenia na boisku. Wielu z nich cieszy się już dziś na myśl o tym, że po zakończeniu igrzysk "Coach K" zastąpiony zostanie przez Popovicha.

Krzyzewski postawiony jest w sytuacji, w której w mediach nie może wygrać. Z jednej strony liberalni dziennikarze krytykują system, którego jest twarzą, a z drugiej prowadzi reprezentację USA, po której oczekuje się tylko zwycięstw i to najlepiej w efektownym stylu.

Finał igrzysk będzie ostatnim akordem jego pracy z kadrą, ale na koniec te dziesięć lat dominacji kojarzone będzie przede wszystkim z jego nazwiskiem.

Czytaj więcej tekstów autora 

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×