Marek Zywert: Czemu nie być combo?

Dawid Siemieniecki
Dawid Siemieniecki
Chyba jednak nie taką małą, bo z Sierakowa trafiliście do Warszawy, później do Władysławowa, następnie do Zielonej Góry. A pan jeszcze później grał w Słupsku, więc jak na 21-latka kariera już dość bogata. Przeżycia chyba spore?

- Można tak powiedzieć, choć trzeba podkreślić, że poza Słupskiem, zawsze było nas dwóch. W młodym wieku wyjechaliśmy z domu, ale zawsze było nam raźniej, pomimo tęsknoty. Radziliśmy sobie, mieliśmy wsparcie i jakoś przetrwaliśmy te 2-3 lata rozłąki z rodzicami w tak młodym wieku. Trzeba było sobie radzić, innego wyjścia nie było.

W pana dotychczasowej karierze było sporo osiągnięć w koszykówce młodzieżowej, a czy ma pan w pamięci jakąś sportową porażkę, moment zawodu?

- Generalnie ta młodzieżowa koszykówka była bardzo udana. Zdobyliśmy z naszym trenerem z macierzystego klubu, Jarkiem Czekałą, praktycznie wszystko, co możliwe. Z małej miejscowości wybiło się wielu chłopaków. Zrobiliśmy tak naprawdę kawał dobrej roboty, zdobyliśmy sporo medali, czym - mówiąc wprost - możemy się chwalić, bo nie każdy ma ku temu okazję. Później były kadry. Na początku kadra wojewódzka, choć w moim wypadku trochę później, bo pierwszy dostał się brat. Było wtedy trochę niedosytu, przyznaję. Czekało mnie nieco pracy i przyszedł też czas na mnie. Wtedy była kadra wojewódzka, a następnie już kadra Polski. Może w ostatnim roku nie poszło nam za dobrze, ale ogólnie mogę wprost powiedzieć, że czasy młodzieżowe były dla mnie bardzo udane.

A dlaczego akurat koszykówka? - Rodzice, można powiedzieć, targali nas po wszystkich możliwych halach, salach i chodziliśmy z nimi, uczestniczyliśmy sportowo w ich życiu i tak to się zaczęło. Pamiętam jeszcze, jak dziś, jak byłem z mamą gdzieś na mieście i wisiały plakaty naboru do sekcji koszykówki. Razem z Kamilem spróbowaliśmy i tak już zostało. Zakochaliśmy się w tym sporcie i kontynuujemy to do teraz.

Mówi pan o zakochaniu się w koszykówce. A w związku z tym zapewne powiązane są także marzenia. Jakie ma Marek Zywert odnośnie basketu?

- Moim marzeniem jest przede wszystkim cieszyć się koszykówką bez żadnych urazów, żeby zdrowie dopisywało jak najdłużej, a gdzie los mnie pośle, tam będę. Mogę teraz myśleć o ekstraklasie, później może jakaś Euroliga w przyszłości. To byłby mój cel, aby móc może zaistnieć gdzieś w Europie, odznaczyć to w swoim notesiku i być z tego powodu bardzo szczęśliwym.

Liczy pan na szybki powrót do ekstraklasy?

- Nie ukrywam, że fajnie byłoby wrócić do ekstraklasy, ale też nie chciałbym tego zrobić na siłę. Pójść, żeby pójść, a znowu okaże się, że minut dla mnie nie będzie. Jeśli jednak byłoby tak, że czas gry dla mnie jest i będę mógł o to powalczyć, to z chęcią przeniosę się z powrotem do PLK, ale na chwilę obecną myślę tylko o I lidze i nie widzę problemu w tym, jeśli bym miał kolejny sezon tu zagrać. Robię to, co kocham i mogę to robić tutaj, ale w przyszłości na pewno chciałbym, aby to była ekstraklasa.

Na co w obecnym sezonie stać Sokoła? W Warszawie mówią o awansie, a wy?

- Mamy bardzo dobrze zbudowany zespół, który może zaskoczyć i mam nadzieję, że to nam się uda. Postaramy się o sprawienie niespodzianki - po prostu. Legia jest niemal murowanym faworytem, każdy o tym mówi, ale zobaczymy, co pokaże Sokół!

Rozmawiał Dawid Siemieniecki



Czy Sokół Łańcut zajmie 1. miejsce po sezonie zasadniczym I ligi?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×