Jarosław Jankowski proponuje: Zlikwidować przepis o dwóch Polakach, wprowadzić obcokrajowca do I ligi
Pojawiłem się w drugim sezonie w III lidze, czyli blisko siedem lat temu. Przedstawiciele klubu przyszli do mnie z prośbą o sponsoring. Wtedy firma, której byłem prezesem, została głównym sponsorem Legii.
Co wtedy pana przyciągnęło do wsparcia klubu?
Przede wszystkim marka Legii. Nie będę ukrywał, że nie byłem wtedy wielkim pasjonatem, znawcą koszykówki, ale widziałem spore perspektywy w tym projekcie. Zależało mi na odbudowie historycznej sekcji.
Jak byliśmy w III lidze wiele osób pisało o tym, że nie mamy szans na powrót do ekstraklasy. Nie zważaliśmy na takie głosy i krok po kroku rozwijaliśmy ten projekt. Przez 5-6 lat naprawdę sporo się udało zrobić, ale to nie oznacza, że spoczniemy tylko na awansie.
Przez ten okres były momenty zwątpienia w rozwój i odbudowę tego projektu?
Zwątpienia nie było, ale trudne momenty owszem. Najtrudniejszy miał miejsce po przegranym finale w I lidze w Krośnie. Aczkolwiek te wydarzenia zbudowały nas, pokazały, że wystarczy jedynie skorygować pewne elementy, żeby awansować do tej upragnionej ekstraklasy. Nie musieliśmy robić rewolucji.
Ludzie chcą koszykówki w Warszawie?
Tak. Nawet gdy mieliśmy jedno zwycięstwo na koncie, to ludzie z wielką chęcią przychodzili na nasze mecze. Mieliśmy komplet publiczności na kilku spotkaniach, co jasno dało mi do zrozumienia, że warto robić koszykówkę w Warszawie.
Gdzie będzie Legia za 5-6 lat?
Chcemy się wzmacniać nie tylko sportowo, ale także organizacyjnie i finansowo. Zależy nam na tym, żeby za 5-6 lat być w czołówce PLK, stanąć na podium i zagrać w europejskich pucharach. Takie mamy cele. Aczkolwiek nie wszystko zależy od nas. Dużo zależy od tego, jakie nastawienie względem tego projektu będzie miało miasto stołeczne Warszawa. Bez wsparcia samorządu trudno jest budować silny klub.
Musi być. Trzeba sobie powiedzieć wprost: miasto ma 15 miliardów budżetu. Samorząd musi wygospodarować pieniądze na rozwój sportu zawodowego i młodzieżowego.
Kiedyś w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" użył pan takiego sformułowania: "chcemy być polskim Bayernem Monachium". Ta koncepcja nadal obowiązuje?
Z tych słów oczywiście się nie wycofuję. Legia i Bayern to kluby wielosekcyjne. Istnieje mocno symbioza pomiędzy zespołem piłkarskim, a koszykarskim. Podam taką ciekawostkę: chorwacki trener był jednym z kandydatów na trenera po Piotrze Bakunie. W kontakcie z nim pomagali Romeo Jozak i Ivan Kepcija. Ostatecznie z różnych względów do podpisania umowy nie doszło.
Obie sekcje są powiązane kapitałowo. Piłkarska Legia jest wiodącym akcjonariuszem w koszykówce. Mamy łącznie 18 sekcji, koszykówka jest najsilniejsza z nich. Gra na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Do tego dochodzi akademia, która znakomicie się rozwija. Zajmuje się tym Michał Przybylski. Wykonuje świetną robotę. Mamy blisko 200 dzieciaków w wieku 3-11 lat. Właśnie pracuję nad koncepcją naszej akademii na przyszły rok i wygląda to bardzo fajnie. Praca u podstaw jest kluczowa, mimo wielu przeciwności losu. Finansujemy to sami, nie mamy na to dotacji miejskich. Mamy za to głównego sponsora akademii i to też jest nasz sukces.
Dariusz Mioduski jest wielkim fanem koszykówki?
Zdecydowanie tak. Na studiach w Stanach Zjednoczonych grał w koszykówkę, ma szerokie rozeznanie w tej dyscyplinie, dlatego dość łatwo się z nim rozmawia na te tematy. Widzi przyszłość w tym projekcie. Podobnie jak inne osoby w klubie: Łukasz Sekuła czy Tomek Zahorski, którzy razem ze mną są w radzie nadzorczej naszej sekcji. Ciekawostką jest to, że Łukasz świetnie gra w koszykówkę i podczas naszych klubowych gierek obok trenera Spaseva jest wiodącą postacią na parkiecie.