W nowym sezonie Vince Carter będzie bronił barw Atlanty Hawks. Podjęta przez niego pod koniec lipca decyzja dla wielu była bardzo dużym zaskoczeniem. "Vinsanity" ma już bowiem 41 lat, młodszy rzecz jasna nie będzie i zdecydowanie bliżej mu do końca zawodowej kariery. W takich wypadkach weterani najczęściej wybierają kluby, które na sam koniec zagwarantują im walkę o tytuł. Ale nie Carter.
- Pochodzę z epoki, w której nie goniło się za pierścieniem. Wciąż się o tym mówi w odniesieniu do mojej osoby i nie mam z tym problemu, ale to po prostu nie dla mnie - stwierdził sam zainteresowany. Pomimo wieku, fundamentem nadal jest dla niego rywalizacja na parkiecie. Niski skrzydłowy mocno liczy na to, że właśnie Jastrzębie mu to zagwarantują.
- Nadal chcę grać w kosza, niezależnie od tego, jakie minuty otrzymam - dodał. Najbliższy sezon, spędzony w Atlancie, będzie dla Cartera już 21. w karierze, a Hawks jego ósmym klubem! Ostatnio był zawodnikiem Sacramento Kings, gdzie także nie miał żadnych szans na mistrzostwo. Poza tym prezentował się już nie najlepiej. Statystycznie były to jego najgorsze rozgrywki w karierze.
W stanie Georgia 41-latek liczy też zatem w pewien sposób na lepszy rok w swoim wykonaniu. Zdobycie pierścienia mu nie grozi, ale to nie ma dla niego znaczenia. Liczy się koszykówka. - To jest miłość. Naprawdę trudno jest tak po prostu odejść. Oczywiście kiedy nadejdzie ten czas, będzie trzeba się pożegnać - zaznaczył.
Carter dodał także, iż w 90 procentach będzie to jego ostatni sezon na parkietach NBA. Najpierw zarobi jednak 2,4 miliona dolarów, bo kontraktem na taką właśnie kwotę związał się ze swoim nowym klubem. W dotychczasowej karierze Vince notował średnio 17,7 punktu, 4,5 zbiórki oraz 3,3 asysty.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 86. Miłka Raulin: Elbrus poważnie pogroził mi palcem. Wiedziałam, że to może być moja zguba [4/4]