Jerry West, czyli król Midas NBA

Czego nie dotknie, zamienia w złoto. Każdy klub, w którym pracował Jerry West, niezależnie od funkcji jaką pełnił, szybko robił postępy w porównaniu do stanu sprzed jego przybycia. Na czym polega fenomen tego człowieka? Czy jest geniuszem koszykówki?

Bartłomiej Maj
Bartłomiej Maj
Jerry West Getty Images / Kevork Djansezian / Jerry West
Los Angeles Clippers awans do play-offów mają w obecnym sezonie praktycznie zapewniony. Wciąż mają matematyczne szanse nawet na zakończenie rozgrywek zasadniczych z najlepszym bilansem w konferencji zachodniej. Na 10 meczów przed końcem sezonu, mają na koncie 6 zwycięstw mniej niż liderzy - Golden State Warriors.

Trudno wyobrazić sobie sytuację, w której Clippers mogliby doścignąć Warriors czy drugich w tabeli konferencji zachodniej Denver Nuggets, jednak z bilansem 42 zwycięstw i 30 porażek, nawet zajęcia trzeciego miejsca, wydaje się wciąż całkiem możliwe (LAC tracą do trzecich w rankingu Houston Rockets tylko 3 zwycięstwa).

Jakkolwiek nie patrzeć na poczynania Clippers, należy uznać ten sezon w ich wykonaniu za sukces. Po odejściu Chrisa Paula, Blake'a Griffina i DeAndre Jordana (czyli liderów Clippers w najlepszym okresie istnienia tego klubu, zaledwie kilka lat temu, kiedy Clippers mieli nawet aspiracje do walki o mistrzostwo NBA), wydawało się, że zespół ten czeka kilkuletni proces przebudowy i walki o wysoki numer w pierwszej rundzie draftu, zwłaszcza, że występują oni w silniejszej konferencji, grając przeciwko bardzo wielu utalentowanym przeciwnikom.

Czytaj także:  Ryzyko nie opłaciło się Marcinowi Gortatowi. Nie doczekał się telefonu od Golden State Warriors

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Czy sportowcy sprawdzają się w polityce? "To są ogromne pieniądze"

Jerry West, zatrudniony przez Clippers w roli konsultanta, nie dopuszczał jednak możliwości tzw. tankowania, czyli celowego przegrywania meczów, w celu zwiększenia szans klubu na wysoki numer w drafcie. Jak przyznaje, nigdy nie wierzył w skuteczność takiego działania. Poza tym, kłóciłoby się to z jego osobowością - West znany jest bowiem ze swojej obsesyjnej wręcz chęci do rywalizacji i tego, że bardzo ciężko znosi wszelkiego rodzaju porażki.

Wynika to z jego osobistych doświadczeń z dzieciństwa, kiedy stał się ofiarą fizycznego znęcania ze strony brutalnego ojca, choć jak twierdził, nie widział żadnych podstaw ku temu, aby ojciec traktował go w ten sposób. Doprowadziło to Westa do zmagań z głęboką depresją przez większość życia. Odnoszenie sportowych sukcesów było często jedynym źródłem satysfakcji i nadziei na znalezienie w życiu szczęścia. Mimo to, West jest osobą powszechnie lubianą przez współpracowników i niezwykle szanowaną w świecie NBA - w końcu to na bazie jego sylwetki powstało logo NBA.

Wiele osób nie dowierzało, gdy West stwierdził latem 2017 roku, że wymiana z udziałem Chrisa Paula była dla Clippers dobrym interesem. Jak się później okazało, Lou Williams, po nieudanym pobycie w Rockets, niesamowicie odżył jako gracz Clippers, grając w ostatnich dwóch sezonach na wyraźnie najwyższym poziomie w karierze, pomimo faktu, iż w momencie, gdy trafił do LAC, miał już ponad 30 lat. Obecnie jest graczem, któremu niewiele brakuje do poziomu All-Star. Doskonale odnajduje się w podobnej roli, co Manu Ginobili z najlepszych czasów w San Antonio Spurs, będąc czołowym rezerwowym w lidze i zapewniając drużynie ponad 20 punktów i 5 asyst na mecz.

Inny gracz pozyskany w pakiecie za Chrisa Paula, Montrezl Harrell, okazał się bardzo efektywnym centrem w ograniczonym wymiarze czasowym, jedynie około 26 minut na mecz, również rozpoczynając niemal wszystkie mecze z ławki rezerwowych. W związku z częstymi kontuzjami Chrisa Paula, można uznać, że sama dwójka Williams/Harrell jest warta co najmniej tyle co popularny CP3, a przecież Clippers otrzymali w tej wymianie również bardzo solidnego obrońcę na pozycji rozgrywającego, Patricka Beverleya, który jest ważnym elementem rotacji Doca Riversa.

Czytaj także: Wielki krok Clippers w stronę playoffów, 40 punktów Lou Williamsa

Jako doradca, wcześniej West w dużej mierze przyczynił się do zbudowania potęgi Golden State Warriors. Miał swój udział w przekonaniu Kevina Duranta do przejścia do klubu z Oakland. W rozmowie telefonicznej, West stwierdził, że Durant miałby szansę na dużo łatwiejsze zdobywanie punktów za sprawą stylu gry Warriors, niż to miało miejsce w Thunder, gdzie KD opierał swoją grę ofensywną głównie na izolacjach i musiał samodzielnie kreować większość swoich rzutów, podczas gdy GSW bardzo chętnie dzielili się piłką, kładąc duży nacisk na spacing i rzuty z dystansu, co jest przecież jedną z najmocniejszych stron Duranta.

Ponadto, West wspomniał swoje osobiste doświadczenia z lat 60, kiedy z każdym rokiem jego frustracja związana z niemożnością zdobycia mistrzostwa NBA pogłębiała się coraz bardziej. Prawdopodobnie to właśnie przekonało Duranta do opuszczenia Thunder na rzecz Warriors.

West dołączył do Warriors w maju 2011 roku. Co prawda klub z Oakland poczynił pewne postępy w sezonie 2010-11, w porównaniu do fatalnych występów w sezonach 2008-09 i 2009-10 (poniżej 30 zwycięstw w obu), jednak niewątpliwie West miał wpływ na rozwój liderów GSW - Stephena Curry'ego i Klaya Thompsona, jako że sam był w przeszłości wybitnym rozgrywającym/rzucającym obrońcą, specjalizującym się w rzutach z dystansu, świetnie rozumiejącym znaczenie spacingu i tego, jak wybitni strzelcy dystansowi "otwierają" grę dla podkoszowych, ściągając na siebie uwagę obrony. W samych superlatywach wyrażał się także o pokorze i chęci do czerpania wiedzy od starszych osób, jakie zaobserwował u Curry'ego i Thompsona.

Po raz drugi w swojej karierze koszykarskiej, West był częścią drużyny, która wygrała najwięcej meczów w historii NBA - po raz pierwszy w sezonie 1971-72, kiedy jako gwiazda Los Angeles Lakers poprowadził ich do wygrania 69 meczów, a następnie miał udział w budowie drużyny, która zwyciężyła w 73 spotkaniach, w sezonie 2015-16.

Ostatnim klubem, w którym West formalnie był odpowiedzialny za podejmowania decyzji kadrowych jako generalny menedżer, byli Memphis Grizzlies, gdzie pracował w latach 2002-2007. Grizzlies od momentu powstania tego klubu w 1995 roku (jeszcze w kanadyjskim Vancouver, gdzie grali do końca sezonu 2000-01), w najlepszym sezonie na przestrzeni 7 sezonów, byli w stanie wygrać zaledwie 23 mecze, byli więc co roku ligowymi chłopcami do bicia. Nie potrafili zbudować drużyny, która byłaby w stanie powalczyć choćby o 8 miejsce w konferencji, uprawniające do udziału w playoffs, mimo że mieli w składzie przez 5 sezonów wybranego z numerem 3 draftu 1996 r. silnego skrzydłowego Shareefa Abdur-Rahima, którego statystyki znajdowały się na poziomie 21 punktów, 8 zbiórek i 3 asyst, a w ciągu wspomnianych 5 sezonów opuścił jedynie 3 mecze. Abdur-Rahim odszedł do Atlanta Hawks latem 2001 roku, wymieniony m.in. za późniejszego lidera Grizzlies, Pau Gasola.

Pierwszym znakomitym ruchem Westa w Memphis okazało się zatrudnienie Hubiego Browna, wysoko cenionego znawcę koszykówki, który jednak nie trenował żadnej drużyny od 1986 roku, w międzyczasie zaś pracował jako telewizyjny komentator NBA.

West i Brown dostrzegli szansę zbudowania silnego zespołu wokół wspomnianego Pau Gasola, który już w swoim debiutanckim sezonie stał się jednym z lepszych podkoszowych graczy w lidze. Po kolejnym nieudanym sezonie (2002-03), w którym jednak Niedźwiedzie zanotowały minimalny postęp (28 wygranych), następił wreszcie przełom - Grizzlies wygrali 50 meczów w roku 2004, a następnie 45 i 49 w kolejnych dwóch latach, awansując co roku do fazy playoff, gdzie jednak ani razu nie udało im się przejść pierwszej rundy, czy nawet wygrać jednego meczu. Niemniej jednak, był to ogromny postęp w porównaniu do tego, jak fatalne wyniki notowali Grizzlies przed jego przybyciem.

Warto wspomnieć, że to West dał szansę na debiut w NBA pierwszemu Polakowi w dziejach ligi - Cezaremu Trybańskiemu, w sezonie 2002-03.

Na temat sukcesów Westa jako architekta najlepszych zespołów w historii Los Angeles Lakers, można pisać pokaźnej objętości książki, więc nie ma możliwości dokonania wnikliwej analizy tego okresu jego kariery w niniejszym artykule.

Największym sukcesem Westa jako generalnego menedżera Lakers (funkcję tą pełnił przez 18 lat, od 1982 do 2000 roku) było sprowadzenie Shaquille'a O'Neala jako wolnego agenta latem 1996, oraz w tym samym czasie, wymiana Vlade Divaca, który był wówczas jednym z dziesięciu najlepszych centrów w NBA, do Charlotte Hornets za niespełna 18-letniego Kobego Bryanta, który miał się ostatecznie stać jednym z najwybitniejszych graczy w historii NBA, pięciokrotnym mistrzem NBA z Lakers.

Było to ogromne ryzyko, gdyż po pierwsze - nigdy wcześniej w historii NBA zawodnik obwodowy nie został wybrany prosto po szkole średniej, a po drugie, wymiana ta miała miejsce 11 lipca 1996, podczas gdy Shaquille O'Neal podpisał oficjalnie kontrakt z drużyną z Miasta Aniołów dopiero tydzień później. Lakers mogli więc zostać z niczym, a w sezonie 1995-96 wygrali 53 mecze, dysponując dobrze rokującymi na przyszłość graczami obwodowymi jak Eddie Jones czy Nick Van Exel, co w połączeniu z bardzo solidnym Divacem na pozycji środkowego, dawało połączenie, pozwalające im liczyć się na dłuższą metę nawet w walce o finał konferencji zachodniej.

Ambicje Westa oraz właściciela Lakers, Jerry'ego Bussa, pamiętających złoty okres lat 80, kiedy Lakers zdobyli 5 tytułów mistrzowskich, były znacznie większe.

West w rozmowie z Grahamem Bensingerem (2015), stwierdził, że pracował tak ciężko nad sprowadzeniem obu wspomnianych graczy, że trafił na trzy dni do szpitala z powodu wyczerpania organizmu. W późniejszym okresie, kiedy Lakers zmierzali po swoje pierwsze mistrzostwo pod wodzą Phila Jacksona, w roku 2000, West, jak sam przyznaje, próbował wpłynąć na liderów drużyny i wytłumaczyć im, że powinni skupić się na wygrywaniu meczów, robieniu wszystkiego co w ich mocy aby to uczynić, a nie rywalizować między sobą i stwarzać w ten sposób problemy swojemu zespołowi.
West zrezygnował z funkcji GMa Lakers po sezonie 1999-2000, pierwszym mistrzostwie O'Neala i Bryanta, po części wskutek nieporozumień i złych relacji z trenerem Philem Jacksonem.

Podczas szóstego meczu finałów NBA przeciwko Indiana Pacers, West zamiast oglądać mecz w Staples Center, jeździł bez celu po Los Angeles, a znajomy dzwonił do niego, relacjonując mu co kilka minut przebieg meczu. Nie był w stanie psychicznie wytrzymać presji, choć jak przyznał po kilkunastu latach, spodziewał się zwycięstwa Lakers, uważając że mieli oni lepszy zespół niż Pacers.

Jest to swego rodzaju paradoksem, gdyż West jako zawodnik zyskał przydomek "Mr Clutch", w rezultacie swoich wyczynów w końcówkach meczów. Jak sam przyznał, łatwiej było mu grać na swoim najwyższym poziomie pod koniec meczu, niż na początku.

Co ciekawe, West w 1979 roku uważał, że Lakers powinni wybrać w drafcie Sidneya Moncriefa, zamiast Magica Johnsona, jednak Jerry Buss (który wiosną tego samego roku kupił LA Lakers od Jacka Kenta Cooke'a) zdecydował się na Johnsona, który wydawał się być większą gwiazdą, a także ze względu na jego niezwykle efektowny styl gry (Buss liczył, że Lakers będą grać koszykówkę nie tylko skuteczną, ale i atrakcyjną z punktu widzenia kibiców).

Moncrief stał się co prawda znakomitym graczem w Milwaukee, na początku lat 80 był prawdopodobnie drugim najlepszym graczem w NBA na pozycji obrońcy (shooting guard i point guard) po Magicu, w 1983 roku został wybrany do pierwszej piątki gwiazd ligi u boku wspomnianego Johnsona, a także Larry'ego Birda, Juliusa Ervinga i Mosesa Malone'a. jednak nawet ze względu na kontuzje Moncriefa, można uznać, że Lakers nie odnieśliby z nim w składzie porównywalnych sukcesów co z Earvinem "Magiciem" Johnsonem, co sam Moncrief przyznaje. Widać więc, że nawet West nie był nieomylny. Miał on obawy, czy Magic odnajdzie się wystarczająco dobrze jako lider ofensywy na pozycji rozgrywającego, w szybkiej koszykówce profesjonalnej, przy jego wzroście przekraczającym wyraźnie 2 metry (około 205 cm).

Jako trener, West prowadził Lakers przez trzy sezony - 1976-77 do 1978-79. Chociaż nie jest uznawany za wybitną postać w tej roli, to jednak po przejęciu zespołu od Billa Sharmana (pod wodzą którego zdobył mistrzostwo w 1972 roku), poprowadził Lakers z Kareemem Abdul-Jabbarem na czele, do 53 zwycięstw w pierwszym sezonie pracy jako trener (najlepszy bilans w lidze w 1977 roku). Rok wcześniej, pod wodzą Sharmana, w debiutanckim sezonie Kareema w Lakers, wygrali oni tylko 40 z 82 meczów, nie kwalifikując się nawet do playoffów. West ciężko znosił jednak pracę z mniej ambitnymi zawodnikami, którzy jego zdaniem niewystarczająco angażowali się w treningi i mecze, co bardzo go denerwowało, dlatego zrezygnował z pracy trenera po trzech sezonach.

Jako zawodnik, West nie wymaga obszerniejszego przedstawiania. Pokrótce - jest on uznawany za jednego z 15 najwybitniejszych graczy w historii NBA, Zajmuje szóste miejsce w klasyfikacji wszech czasów pod względem średniej punktów na mecz w sezonie regularnym (27.03) oraz trzecie w fazie playoff (29.13). Po dziś dzień nikt nie miał tak wysokiej średniej punktów w jednej serii playoffów, jak West przeciwko Baltimore Bullets w 1965 r., kiedy zdobywał ich średnio 46.3. Czterokrotnie zajmował drugie miejsce w głosowaniu na MVP sezonu regularnego. Jest być może najlepszym graczem w historii NBA, który nigdy tej nagrody nie zdobył. Zdobył natomiast, jako jedyny w dziejach ligi, tytuł MVP finałów, grając w przegranej drużynie - na inaugurację tej nagrody w 1969 r.

Znany był ze zdumiewającej wszechstronności na parkiecie - w 1972 r. miał najwyższą średnią asyst na mecz w całej lidze, a także czterokrotnie wybierany był do pierwszej piątki najlepszych defensorów NBA (zapewne byłby wybrany więcej razy, gdyby wyróżnienie to istniało przed 1969 rokiem), oraz raz do drugiej. Zbiórki były mocną stroną jego gry, jak również rzutach z dystansu, w czym był jednym z najlepszych graczy swoich czasów. Obok Oscara Robertsona był najwybitniejszym obwodowym graczem w historii NBA przed pojawieniem się Magica Johnsona i Michaela Jordana.

Jerry West jest więc nie tylko absolutnie wybitną postacią w dziejach NBA, w wielu rolach, ale także niezwykle interesującą osobowością. Jedyną osobą, która może dorównać mu pod względem sukcesów jako zawodnik, trener i menedżer, jest Larry Bird - trzykrotny mistrz NBA jako zawodnik Boston Celtics (powszechnie uznawany także za jednego z 10 najlepszych graczy w historii NBA), wybierany trenerem roku w 1998 oraz menedżerem roku w 2012, z Indiana Pacers. Bird wygrał więcej jako zawodnik, lecz nie zbudował drużyn, które sięgnęły po tak wiele tytułów mistrzowskich jako menedżer, co udało się Westowi.

Czy Jerry West to najlepszy generalny menedżer w historii NBA?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×