Finał EBL. Czas na szachy. Polski Cukier stawia na odwagę, Anwil chce mniej strat
- Pierwszy mecz był na rozpoznanie. Od teraz zaczną się prawdziwe szachy - mówi Dejan Mihevc, trener Polskiego Cukru. Torunianie chcą grać odważnie i pod kosz, Anwil z kolei musi zagrać mądrze i ograniczyć liczbę strat.
On, mimo zwycięstwa w pierwszym meczu (96:89), ma kilka zagadek do rozwiązania przed drugim spotkaniem.
- W czwartek wygraliśmy, ale w sobotę mecz będzie wyglądał już zupełnie inaczej - przekonuje Aaron Cel, skrzydłowy toruńskiego zespołu.
Na otwarcie świetną robotę wykonali Polacy, którzy zdobyli 75 punktów. Słoweński trener torunian musi znaleźć sposób na otworzenie gry Amerykanów: Roberta Lowery'ego i Michaela Umeha. Oni obaj trafili tylko 3 z 14 rzutów z gry.
Zobacz także: EBL. Arka Gdynia daleko od brązu. Przemysław Frasunkiewicz o porażce ze Stelmetem: Po przerwie umarliśmy
Ich powrót do formy i skuteczności może być kluczowy w kontekście utrzymania przewagi własnego parkietu. Lowery jest istotny w tej serii, ponieważ Amerykanin ma umiejętność minięcia pierwszej linii obrony, a następnie rozrzucenia piłek do lepiej ustawionych kolegów. W Toruniu nie ukrywają, że z Anwilem trzeba grać odważnie, nie bać się podejmować ryzyka. Gra wszerz boiska nic dobrego nie przyniesie.
Torunianie mają nad włocławianami ogromną przewagę pod koszem. Cheikh Mbodj, Krzysztof Sulima i Damian Kulig dominują nad rywalami pod względem fizycznym. W Polskim Cukrze uważają to za atut, ale nie popadają z tego powodu w hurraoptymizm.
- Czujemy przewagę, ale Anwil to mądra drużyna, wie, jak zredukować przewagi. Pod koszem jest wiele stref, podwojeń. Naprawdę trzeba uważać, bo tam jest wiele pułapek - przekonuje Cel.
We Włocławku, mimo porażki, panują bojowe nastroje. Mistrzowie Polski są już zahartowani po ciężkiej i emocjonalnej serii z Arką. Awans do finału przy wyniku 0:2 dodał im pewności i wiary we własne umiejętności. Porażka w pierwszym meczu w Toruniu jest lekcją, z której mają zostać wyciągnięte odpowiednie wnioski.
- Polski Cukier preferuje zupełnie inny styl koszykówki. W Arce główne role grają Florence i Bostic. Tutaj tego nie ma. Torunianie grają zespołowo, trzeba swoją uwagę koncentrować na każdym zawodniku. Wrócimy mądrzejsi i silniejsi - zapowiada Jarosław Zyskowski.
Skrzydłowy mówi przede wszystkim o ograniczeniu liczby strat. Co prawda włocławianie mieli ich "tylko" 11 w pierwszym meczu, ale popełniali je w kluczowych momentach. Tak było przy wyniku 79:78 dla Anwilu, gdy goście zdobyli dziewięć punktów z rzędu. Proste błędy nie pozwoliły im jednak kontynuować dobrej serii.
- Uważam, że będzie dobrze. Popełniliśmy za dużo prostych błędów. Musimy być bardziej skoncentrowani, by nie dopuścić do takich sytuacji - podkreśla Zyskowski.
Więcej w Anwilu muszą dać podkoszowi. Michał Ignerski z Szymonem Szewczykiem zdobyli tylko cztery punkty, trafiając tylko 2 z 10 rzutów z gry. Oni w serii z Arką byli kluczowi, bo wyciągali ciężkich centrów rywali na obwód. Włocławianie chcą realizować tę taktykę. Do jej realizacji potrzebują skuteczności swoich zawodników.
Mecz numer dwa finałowej serii zaplanowany jest na sobotę, 1 czerwca. Gospodarzem ponownie będzie Polski Cukier Toruń, a spotkanie rozpocznie się o godzinie 18:00.
Zobacz także: EBL. Kuriozalna sytuacja w finale. Nabawił się urazu przez... trenera!