EBL. Kamil Piechucki: Sezon to maraton, a nie sprint. Zespół pod moją wodzą zacząłby wygrywać

- Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że nie wyszło. Jest to mocne uproszczenie sprawy, ponieważ nie poprowadziłem zespołu w całych rozgrywkach. Sezon to jest maraton, a nie sprint - mówi trener Kamil Piechucki, który stracił pracę w PGE Spójni.

Karol Wasiek
Karol Wasiek
Kamil Piechucki Newspix / Grzegorz Radtke / Na zdjęciu: Kamil Piechucki
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Nie jest już pan trenerem PGE Spójni. Po meczu ze Startem Lublin władze klubu rozwiązały z panem kontrakt. Czy był pan zaskoczony takim obrotem spraw?

Kamil Piechucki, były trener PGE Spójni Stargard: W tym biznesie nic mnie nie zaskoczy. Trzeba być przygotowanym na każdy wariant i rozwiązanie. Rozwiązaliśmy kontrakt po wspólnych rozmowach. Rozstaliśmy się za porozumieniem stron, a nie jednostronnie.

To prawda, że już wcześniej pana posada wisiała na włosku? Było ultimatum ze strony władz klubu? Byliście umówieni na jakiś wynik?

Nie było żadnego ultimatum ze strony władz klubu. Pracowałem zgodnie ze swoim kontraktem, nie łamiąc żadnych ustaleń. I zarząd dostał ode mnie, jak i od zespołu zapewnienie, że będziemy lepsi. Zespół trzymał się razem i jestem przekonany o tym, że zacząłby wygrywać i piąć się w ligowej tabeli.

Zespół pod pana wodzą wygrał tylko 2 z 7 meczów. Dlaczego nie wyszło? Jak pan na to patrzy z perspektywy czasu?

Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że nie wyszło. Jest to mocne uproszczenie sprawy, ponieważ nie poprowadziłem zespołu w całym sezonie. Podam przykład Polpharmy z poprzedniego sezonu. W I rundzie byli rewelacją ligi, grali wyśmienicie. Wszyscy się tą drużyną zachwycali. W II rundzie Spójnia prowadzona przeze mnie pokonała Polpharmę i tym samym zamknęła drogę temu zespołowi do play-off.

ZOBACZ WIDEO: Eliminacje Euro 2020. Izrael - Polska. Reca o hejcie pod swoim adresem. "Na początku mnie to bolało"

Powiem więcej: warto zastanowić się nad modelem wieloletniej pracy. Takim jaki obowiązuje w Lublinie. Trener pracuje tam już czwarty sezon, mimo że wyniki nie zawsze były różowe. Ale jest zachowana ciągłość, kontynuacja. Drużyna ma swój styl.

Reasumując moją pracę w Stargardzie. Mam dużą satysfakcję, że ryzykując swoim nazwiskiem po przejęciu zespołu z końca tabeli w styczniu 2019 i po porażce 40 punktami w derbach z Kingiem, podniosłem go i utrzymałem w EBL, co zaowocowało przyjściem wielkiej spółki "PGE".

Zobacz także: EBL. Piękna, zespołowa koszykówka. To się ogląda! Już widać rękę Tabaka w Stelmecie

Moja teza: transfery zagraniczne pana pogrążyły. Dokonał pan złych wyborów. Zgadza się pan z tym?

W tym przypadku wyciąganie do tablicy pojedynczych zawodników po każdym meczu, głównie na podstawie statystyk jest po prostu złe. To rozbija zespół. Ja nie jestem takim trenerem - może to potwierdzić każdy zawodnik, którego prowadziłem. Zespół to nie tylko obcokrajowcy. Zespół tworzą zawodnicy, trenerzy, władze klubu, kibice i sponsorzy.

Ale mieliście dużo pieniędzy do wydania. Można było je lepiej wydać. Transfery Olisemeki, Tuoyo, Jacksona nie robią szału.

Pieniądze na zespół są tajemnicą biznesową klubu, którą muszę uszanować. Ale historie o wielkich milionach opowiadane przez ludzi spoza Stargardu to po prostu domniemania. Pieniądze wydawane są nie tylko na zawodników. Za dużo plotek - za mało faktów.

Zarzuca się panu, że głównie korzystał z usług tylko jednego agenta: Grzegorza Piekoszewskiego. Większość tych transferów to jednak złe wybory. Nie warto było skorzystać z innych agentów?

Kto mi to zarzuca? Pewne jest, że najwięcej zawodników było od innego agenta Tarka Khraisa. Nie od Grzegorza Piekoszewskiego. Poza tym łącznie pięciu agentów dostarczyło zawodników do Stargardu.

To prawda, że latem odrzucił pan oferty m.in. Deividasa Dulkysa, Mo Soluade, Victora Rudda, Xaviego Reya?

Nazwiska tu wymienione, które reprezentuje ten sam agent, są tylko ziarenkiem graczy, którzy byli na listach ogólnodostępnych dla całej ligi. Wybraliśmy innych zawodników i tyle w tym temacie.

Słówko o kibicach. Oni domagali się pana odejścia już wcześniej. Jak pan na to reagował?

Kibic niestety jest często niedoinformowany i często za wcześnie daje się ponieść emocjom. Należy pamiętać, że sezon to maraton, a nie sprint. Nie wchodziłem z kibicami w przepychanki na portalach i forach internetowych. Zareagowałem jak profesjonalista - solidną pracą.

Po meczu ze Startem jeden z kibiców stworzył plakat, na którym widnieje pana twarz i napis: "Reich". Co pan na to?

Tutaj więcej mógłby powiedzieć mój prawnik, który zajął się tą sprawą pod kątem prawnym.


Zobacz także: EBL. Łukasz Majewski: Taka szansa mogła się długo nie pojawić

Czy Kamil Piechucki powinien nadal prowadzić zespół PGE Spójni?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×