Jaka przyszłość czeka koszykówkę w Koszalinie? "Będziemy przygotowani na wejście do pierwszej ligi"

Pamela Wrona
Pamela Wrona
Co na to miasto? Mówi Przemysław Krzyżanowski, zastępca Prezydenta Miasta Koszalin ds. polityki społecznej.

- Podczas konferencji prasowej, która odbyła się po upadku ekstraklasowego AZS-u, zaznaczyłem, że w planach mamy budowę koszykówki w oparciu o Żaka, chociażby z tego względu, że istnieje już wiele lat, jest organizatorem wydarzeń sportowych i co istotne, akurat awansował do drugiej ligi.

Wsparcie z miasta już teraz było odczuwalne dla klubu - w zeszłym roku dotacja wynosiła 90 tysięcy złotych, natomiast w tym roku poza całą sprawą infrastruktury sportowej, bo tego nie podajemy w dotacji, na merytoryczną działalność klubu przekazaliśmy 390 tysięcy. Jest to zwiększenie aż o 300 tysięcy. Te środki pochodzą z tego, co zostało z dotacji, które miasto tradycyjnie przekazywało każdego roku i na piłkę ręczną i na koszykówkę. Teraz część z nich przekazaliśmy właśnie na piłkę ręczną ze względu na trudną sytuację finansową klubu po wycofaniu się sponsora strategicznego, jakim była Grupa Energa. Druga część pieniędzy, tak jak obiecywaliśmy, pozostanie w sferze koszykówki, dlatego trafiły do naszego koszalińskiego Żaka.

W planach jest nowa koncepcja rozpoczynająca budowę koszykówki od podstaw

- Żak na razie ogrywa się w drugiej lidze - takie było założenie. Ostatnie wyniki są dobrym prognostykiem przetarcia się w lidze. Do hali Gwardii, nazywanej "koszalińskim kurnikiem", przychodzi coraz więcej kibiców, a to bardzo cieszy. Nie ma co ukrywać, że celem zarówno Żaka, jak i miasta jest występowanie w rozgrywkach pierwszoligowych, co pozwoliłoby spotykać się z naszymi lokalnymi rywalami.

- Wolelibyśmy tak jak jest w naszej koncepcji, ogrywać się koszalińskimi zawodnikami, a awans do pierwszej ligi wywalczyć w grze, a nie kładąc pieniądze na stół. Tak by było najłatwiej. Takie możliwości były, nawet jeżeli chodzi o AZS, zapewniając miejsce w niższej lidze. Myślę, że od tego rozwiązania sam klub pewnie jest daleki. Sądzę, że powinno być to rozstrzygnięte na parkiecie. Może mieć to miejsce w następnym sezonie, oczywiście mierząc siły na zamiary. Po tym roku chcielibyśmy przygotować zespół na awans - takie mamy zamierzenia i oczekiwania, przekazując potrzebne środki - zdradza.

- W Koszalinie nie jest łatwo o sponsora, który poza miastem mógłby zapewnić finansowanie i grę na bardzo wysokich poziomach rozrywek, tak jak było z Akademickim Związkiem Sportowym, co w rezultacie zakończyło się doprowadzeniem klubu do upadku i długów, które zrobił zarząd. Nierozliczona dotacja i zobowiązanie klubu wobec miasta sięgające prawie 700 tysięcy złotych jest nieprzyjemną sprawą.

Można powiedzieć, że to szczęście, że sytuacja, która miała miejsce w AZS-ie zakończyła się w tamtym momencie, bo przynajmniej miasto nie doprowadziło do większego zadłużenia i występowania w bardzo trudnej sytuacji, która i tak jest nie do pozazdroszczenia - dług pozostał, a klub ogłosił upadłość. Dziś sam szyld AZS-u jest szyldem obciążonym niestety stratami finansowymi i samo zawłaszczenie tej nazwy wiązałoby się z tym, że wszystko trzeba byłoby uregulować. Myślę, że nazwa nie jest ważna - ważne, że doczekamy się zespołu, który będzie reprezentować miasto w koszykówce co najmniej w rozgrywkach pierwszoligowych. A kto wie, może później ekstraklasy?

Czy jest jednak szansa na reaktywację AZS-u?

- Sprawy dotyczące powrotu do AZS-u, czy reaktywacji są zawsze otwarte. Nie mówimy "nie". Jak najbardziej, jest to tradycja, która sięga już ponad 50 lat. W związku z tym, miło byłoby do tej nazwy powrócić, jednak na ten moment jest to bardzo skomplikowane ze strony prawnej przy takim zadłużeniu klubu. Wszystko jest w toku, policja przeprowadza czynności w tej sprawie. Zobaczymy, jakie będzie jej zakończenie. My jako miasto też jesteśmy w kolejce osób poszkodowanych, osób, które oczekują zwrotu pieniędzy.

Na pytanie o możliwość uratowania klubu przed upadkiem, odpowiada: - Nawet te pieniądze, które w trzeciej transzy czekały na AZS, nie pokryłyby długu. Szczerze mówiąc, należy spojrzeć na to, czy w tamtym momencie nie trzeba było oprócz przekazania kwoty około 1,5 miliona złotych - które wyczyściłyby sprawę finansową - przygotować drugie tyle, które zabezpieczyłoby grę tego zespołu w dalszej części sezonu? Mówimy więc o kwocie około trzech milionów złotych, która prawdopodobnie umożliwiłaby dalszą grę, unosząc jedynie klub na powierzchni. Swoją drogą, tych pieniędzy nawet nie było, tak jak i nie było żadnego sponsora, który mógłby wesprzeć spółkę. Kto wie, czy w ogóle uniknęłoby się dalszego zadłużania?

- Dodam, że koszykówka nie jest tanim sportem. To nie była tylko domena Koszalina, że klub upadł. Jest to zmora wielu miast w Polsce. Dotyka to zresztą wielu dyscyplin. Mamy jednak nadzieję, że Żak ogra się w tym sezonie i po tych rozgrywkach rozpoczniemy walkę o awans do pierwszej ligi - mówi z nadzieją Krzyżanowski.

Zobacz także: EBL. Michał Kolenda: Nie jestem w cieniu brata. Marzę o grze za granicą (wywiad)

Zobacz także: Prywatny pogrzeb Kobego Brytana i jego córki już się odbył

Czy budowa koszykówki w Koszalinie wyłącznie w oparciu o Żaka jest dobrym rozwiązaniem?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×