W tym artykule dowiesz się o:
Wielkie nadzieje
Sprowadzenie do klubu na początku lipca 2017 Gordona Haywarda było jasnym sygnałem - Boston Celtics będą szli na mistrza NBA. Jeśli jednak ktoś nie wierzył w wielkie plany w stanie Massachusetts, po 1,5 miesiąca wiedział już, że nie była to jedynie mrzonka. Roster Celtów wzmocnił także Kyrie Irving, który zamienił się miejscami z Isaiah Thomasem (ten trafił do Cavaliers).
Dodanie dwóch wielkich gwiazd, wiązało się jednak także z pewnym poświęceniem. Boston opuścić musiał Avery Bradley, jednak w wyniku wymiany z Detroit Pistons, Celtics zyskali Marcusa Morrisa, który okazał się być dla nich ważnym wzmocnieniem w strefie podkoszowej. Zespół wydawał się być gotowy do wygrania swojej konferencji.
Dramat na start rozgrywek
Już w pierwszym meczu sezonu, w którym podopieczni Brada Stevensa mierzyli się z Cleveland Cavaliers, doszło do koszmarnej kontuzji nowopozyskanej gwiazdy. Gordon Hayward złamał staw skokowy oraz kość piszczelową. Sytuacja wyglądała tak fatalnie, że lepiej nawet nie starać się jej sobie przypominać na siłę. Wyrok był znany niemal od razu - koniec sezonu dla niskiego skrzydłowego i wydawało się, że mistrzowskie plany na Bostonie będzie trzeba odłożyć o co najmniej rok.
Błysk Irvinga
Ciężar gry na siebie wziął jednak drugi z nowych zawodników. Kyrie Irving zaczął udowadniać, że oddanie Thomasa, ulubieńca widowni w TD Garden, było jednak dobrym posunięciem. Popularny "Uncle Drew" grał od początku tak, jak wszyscy tego od niego oczekiwali. Błyszczał w ataku, świetnie współpracował z Alem Horfordem, to dzięki niemu zajaśniały gwiazdy dwóch młodych wilczków w osobach Jaylena Browna i Jaysona Tatuma. Celtics wygrali 16 spotkań z rzędu i byli najlepsi w lidze!
Cały czas pod górkę
W pewnym etapie sezonu ponownie dały jednak o sobie znać urazy. Nie były to może wielkie i ciężkie kontuzje, jak w przypadku Haywarda, ale mocno rozbijały zespół, jego cykl treningowy i meczowy. Największym pechowcem był Marcus Morris, który zmagał się z problemami z lewym kolanem. Opuścił przez to kilkanaście spotkań swojego zespołu w całych rozgrywkach. Z mniejszymi urazami zmagać się musieli także m.in. Irving i Horford.
Przybycie posiłków
Na początku lutego Celtics pozyskali z Phoenix Suns Grega Monroe'a. Środkowy zgarnął 5 milionów dolarów za kontrakt, który obowiązywał do końca sezonu. Wsparciem okazał się jednak sporym, więc nie była to kasa wyrzucona w błoto. 10 punktów i 6 zbiórek to dobry wynik jak na zawodnika, który wchodził z ławki. W play-offach tak wielką pomocą już nie był, ale i Brad Stevens korzystał z jego usług zdecydowanie rzadziej.
Kolejny cios - wypada Irving!
Rozgrywający zespołu, który był jego prawdziwą ostoją, zmuszony był w trakcie rozgrywek poddać się operacji lewego kolana. Pierwsze prognozy wskazywały, że nie przeszkodzi mu to w powrocie jeszcze przed decydującą fazą sezonu. Stało się jednak zupełnie inaczej. Na początku kwietnia okazało się, że Irving definitywnie zakończył sezon. W tamtym momencie poza grą znajdował się także Marcus Smart. Był to prawdziwy dramat dla Celtów.
ZOBACZ WIDEO Lewandowski zabrał głos w sprawie transferu. "Nie myślę o klubie. Liczy się tylko mundial"
I nadeszły play-offy!
A wraz z nimi kapitalna dyspozycja przede wszystkim trzech graczy. Wspomnianych już Jaysona Tatuma i Jaylena Browna oraz - co dla wielu było zaskoczeniem - Terry'ego Roziera. Rozgrywający, który musiał zastąpić Irvinga, ze swojej roli wywiązał się znakomicie. Już pod koniec sezonu udowodnił, że będzie w stanie wejść w buty lidera zespołu, a w play-offach jedynie to potwierdził i to z wielką nawiązką!
Tatum i Brown grali z kolei bardzo równo przez całą decydującą fazę, ale na Cavaliers to nie wystarczyło. Po wyrównanej rywalizacji, Celtics musieli uznać wyższość LeBrona Jamesa i spółki. Finał Konferencji Wschodniej przegrali 3-4, ale pozostawili po sobie kapitalne wrażenie.
Co dalej?
Sezon w Bostonie kończy się pewnym niedosytem. Owszem, pomimo wielkich problemów - prawdopodobnie największych w lidze - udało się dotrzeć niesamowicie daleko w rozgrywkach, ale finał był na wyciągnięcie ręki. Brad Stevens swoje klocki potrafił odpowiednio poukładać. Świetnie reagował na przykre sytuacje oraz zły los, który co chwilę zmniejszał mu siłę rażenia.
Celtics muszą czekać na powrót do pełni zdrowia Haywarda i Irvinga, ale też cieszyć się ze znakomitego rozwoju swojej młodzieży, która pokazała, że posiada olbrzymie możliwości. W zespole nie obejdzie się pewnie bez zmian, jednak wydaje się, że będą one kosmetyczne. Odejść może Smart, ale już zadeklarował chęć pozostania z ekipą.
Celtów w rozgrywkach 2017/18 oglądało się świetnie. Byli największą rewelacją, a jednocześnie pechowcem i niespełnionym teamem. Zobaczymy, gdzie będą się znajdować za rok o tym samym czasie. Być może w wielkim finale NBA.