Suzuki I liga. Przegląd sezonu zasadniczego. "Udowodniliśmy niedowiarkom, że zasługujemy na play-off"

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Sezon zasadniczy Suzuki 1 Ligi Mężczyzn za nami. Zanim rozpoczną się play-offy, wróćmy do podsumowania pierwszej części rozgrywek.

1
/ 6
Fot. Sebastian Maślanka
Fot. Sebastian Maślanka

Przegląd sezonu zasadniczego Suzuki 1LM

16 drużyn, 30 kolejek, 240 meczów i jeszcze więcej koszykarskich emocji, których spragnieni byli sympatycy pierwszoligowych zmagań. Sezon inny niż wszystkie, ale pierwszy raz w historii ze sponsorem tytularnym - mimo zdalnego kibicowania i zmian w terminarzu, odbył się jednak bez większych komplikacji. Jak więc Suzuki 1LM wypadła na swoim przeglądzie?

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: wakacje gwiazdy reprezentacji Polski. Widoki zapierają dech w piersiach

2
/ 6
Fot. Sebastian Maślanka
Fot. Sebastian Maślanka

2020/21 w liczbach

1 - tylko jedna hala pozostała niezdobyta w sezonie zasadniczym. To właśnie koszykarze Grupa Sierleccy Czarni Słupsk jako jedyni nie stracili punktów na własnym terenie. Jednocześnie, ekipa trenera Mantasa Cesnauskisa uplasowała się na pierwszym miejscu w ligowej tabeli, wygrywając 26 z 30 spotkań. Słupszczanie prezentowali także najlepszą defensywę w lidze - średnio 71,7 straconych punktów.

3 - tyle zespołów pożegnało się z zapleczem ekstraklasy. W tym gronie znaleźli się: Pogoń Prudnik, TS Wisła Chemart Kraków oraz Zetkama Doral Nysa Kłodzko. Ci ostatni, wygrali zaledwie jedno spotkanie. Na pierwsze zwycięstwo czekali 368 dni. Tym samym, uzyskali najgorszy bilans, odkąd prowadzone są oficjalne statystyki. W sezonie 2007/08 Tarnovia Tarnowa Podgórne i Start AZS Lublin na 30 meczów wygrali 2 razy, a Resovia Rzeszów w 2008/09 - 3.

6 - tyle meczów wygrał na początku sezonu GKS Tychy, zostając jedyną niepokonaną ekipą na parkietach Suzuki 1LM. Jednocześnie, bilans 6-0 był najlepszy w historii klubu.

6 - tyle było zmian na ławce trenerskiej w sezonie zasadniczym. Pierwszej korekty dokonała Energa Kotwica Kołobrzeg, z którą rozstał się Nikołaj Tanasiejczuk. Zastąpił go Rafał Frank. Kolejno, w Dzikach Warszawa w miejsce Piotra Bakuna przyszedł Paweł Turkiewicz, natomiast TBS WKS Śląsk II Wrocław opuścił Jerzy Chudeusz, a w jego miejsce zakontraktowano Dusana Stojkova. Później, stery w Pogoni Prudnik objął Dominik Tomczyk, po wcześniejszym ustąpieniu ze stanowiska pierwszego szkoleniowca Tomasza Michalaka. Następnie, Jarosława Krysiewicza w Zetkamie Doral Nysie Kłodzko zastąpił jego grający asystent, Rafał Wojciechowski. Jako ostatni, z przyczyn osobistych, z posady trenera Weegree AZS Politechnika Opolska zrezygnował Rafał Knap - jego obowiązki przejęli dotychczasowi asystenci - Jędrzej Suda i Michał Hlebowicki.

9 - tyle zwycięstw z rzędu odnieśli koszykarze Elektrobud-Investment ZB Pruszków. Zespół trenera Andrzeja Kierlewicza występuje na zapleczu ekstraklasy już 16 lat i nie miał jeszcze tak świetnej serii. Do tej pory rekordem była seria sześciu wygranych.

12 - tyle piłek zebrał w ataku Damian Cechniak, wyrównując rekord I ligi od sezonu 2004/05.

16 - tyle asyst w jednym spotkaniu rozdał Filip Stryjewski z GKS-u Tychy. Potrzebował na to zaledwie dwunastu minut.

18 - tyle piłek w jednym spotkaniu zebrał Mateusz Szwed, koszykarz Elektrobud-Investment ZB Pruszków, ustanawiając rekord sezonu. Najwięcej zbiórek w jednym meczu miał Adam Hrycaniuk w sezonie 2008/09 (Asseco Prokom 2 Gdynia) - 25.

33 - tyle punktów zdobył Adrian Kordalski z Grupa Sierleccy-Czarni Słupsk w jednym spotkaniu. Dołożył do tego 12 zbiórek i 12 asyst, jako jedyny w obecnych rozgrywkach uzyskując triple-double.

42 - tyle punktów w jednym meczu rzucił Filip Małgorzaciak z Rawlplug Sokoła Łańcut (8/11 za 3). Ustanowił wówczas nie tylko rekord sezonu, ale i swojej kariery. To piąty wynik ligi. Do pobicia rekordu zabrakło jedynie sześciu punktów - ten należy do Marcina Fliegera, który w sezonie 2005/06 rzucił 47 "oczek".

594 - tyle dni potrzebował Damian Pieloch, by wyrównać rekord ligi w liczbie celnych trójek w jednym spotkaniu. Oddał wówczas 9/11 rzutów. Przedtem, w sezonie 2018/19 9/16 miał Michał Jankowski, który blisko był również w kolejnych rozgrywkach - 8/12.

3
/ 6
Fot. True Photo Agnieszka Żukowska
Fot. True Photo Agnieszka Żukowska

Głos trenerów

Mantas Cesnauskis, Grupa Sierleccy-Czarni Słupsk: - Na pewno na plus jest nasze miejsce w tabeli oraz to, że wszyscy moi zawodnicy zrozumieli i zaakceptowali swoją role w drużynie. Jeśli chodzi o minusy, to jak w każdej drużynie nadarzające się kontuzje. Oby w play-offach obeszło się bez!

- W swoim zespole personalnie nie chciałbym wyróżniać nikogo, ponieważ w naszej drużynie nie ma gwiazd. Gramy zespołowo i cała drużyna według mnie zasługuje na wyróżnienie. W innych zespołach jest wielu zawodników i trenerów, którzy robią dobra robotę i żeby ich wszystkich wymienić musiałbym się naprawdę rozpisać.

- Moment sezonu? Jak do tej pory, tym momentem jest rzut Kuby Musiała na dogrywkę z Górnikiem Trans.eu Wałbrzych, po którym wygraliśmy bardzo ważny mecz.

Jędrzej Suda, Weegree AZS Politechnika Opolska: - Cały sezon zasadniczy można zaliczyć tylko na plus. Nasz cel przed sezonem został osiągnięty, pomimo wielu przeciwności losu w jego trakcie, ale z przeciwnościami losu musieli sobie radzić wszyscy - taki sezon. Najbardziej cieszę się z atmosfery, jaka panuje w naszej drużynie. To jest naprawdę zgrana ekipa, nie tylko na boisku. To przyjemność pracować w takich warunkach.

- Udział w play-offach to był nasz cel przed sezonem, jednak wydaje mi się, że odejście Rafała Knapa dodatkowo zmotywowało zawodników do jego realizacji. Po wyjeździe Rafała zastanawialiśmy się z Michałem Hlebowickim, jak na to wszystko zareagują chłopaki, jednak już pierwszy mecz z Pelplinem rozwiał nasze wszelkie obawy.

- Jeśli chodzi o wyróżnienie za sezon regularny, to zasłużyła na nie cała nasza drużyna. Dodatkowo, na pewno należy wyróżnić ekipy GKS-u i Znicza, gdyż pokazały w tym sezonie - podobnie jak my - że najważniejsza jest drużyna.

4
/ 6
Fot. Dawid Wójcikowski
Fot. Dawid Wójcikowski

Głos trenerów

Łukasz Grudniewski, Górnik Trans.eu Wałbrzych: - Drugie miejsce to olbrzymi sukces naszego klubu i całego zespołu. W tamtym roku wygraliśmy ligę, w tym roku zajęliśmy niższe, ale podtrzymaliśmy miejsce medalowe. Zawsze w drugim sezonie jest zdecydowanie ciężej utrzymać pozycję pierwszej trójki. Jestem bardzo zadowolony z sezonu zasadniczego. Straciliśmy tylko jedno zwycięstwo do pierwszego miejsca, do ostatniej kolejki walczyliśmy, by wygrać sezon. Same rozgrywki nie były łatwe, mieliśmy rotacje, trzeba było poukładać pewne rzeczy od nowa.

- Chciałbym wyróżnić cały zespół. Świetna praca przez cały sezon, wszyscy pokazali charakter, zostawili serce, każda jednostka treningowa była dla wszystkich wielką frajdą. Sezon minął nam przy ciężkiej pracy, ale w świetnej atmosferze i to satysfakcjonuje mnie najbardziej. Liga była wyrównana, każdy - z wyjątkiem ostatniego zespołu - mógł wygrać z każdym. Pierwsza czwórka ligi w perspektywie całego sezonu pokazała, że zasługuje na swoje miejsca.

- Moment sezonu? Od początku rozpoczęliśmy go dobrze, chociaż w styczniu mieliśmy moment zadyszki, zabrakło nam fizyczności, ale na to zbiegło się bardzo dużo czynników. Wróciliśmy na właściwe tory, mieliśmy 10 zwycięstw z rzędu, co jest dobrym wynikiem. Całe rozgrywki graliśmy równo, co dało nam dobrą pozycję.

Dariusz Kaszowski, Rawlplug Sokół Łańcut: - Nie podchodzę do tego w ten sposób, by już teraz oceniać cały sezon, bo na ocenę przyjdzie czas po play-offach. Natomiast, na pewno głównym celem było wywalczenie przewagi parkietu, co udało się zrealizować. Zapewniliśmy to sobie przedostatnią kolejką, mimo tego, że zdarzały się nam wpadki i kontuzje. Największy problem był w tym, że na dłuższy okres wypadł z gry Michał Jankowski. Jego brak na pewno nie ułatwiał nam zadania. Przytrafiały się też drobne urazy, ale cieszy to, że pomimo tych problemów zespół posiadał swoją jakość i odnosił zwycięstwa. To dobry prognostyk przed rundą play-off.

- Nie ma co ukrywać, że początek mieliśmy dość słaby, a dopiero później weszliśmy na swoje obroty. Druga runda była już bardzo dobra - 12 wygranych, 3 porażki, których mogliśmy uniknąć - przegrana z Wisłą i Politechniką Opolską dwoma punktami i trzema z Górnikiem. To są nieznaczne porażki, które nie pokazywały, żeby zespół znajdował się w dołku, czy w słabszej dyspozycji. Z rundy zasadniczej jestem zadowolony.

- Przedsezonowe typowania są zawsze, trzeba mniej więcej określić kto jak uważa, jak rozkładają się siły w lidze, kto jak zbudował kadrę, ale papier nie odzwierciedla tego, co później pokazuje boisko. My nie stwarzaliśmy żadnej presji na naszych graczach. Wspieraliśmy ich, uświadamiając, że to co robimy na treningach i taką pracę, jaką wykonują, to dobra droga. Tylko potrzeba czasu, aby wszystko dobrze zatrybiło. Byliśmy nową grupą ludzi, która zabrała się w Łańcucie, by wspólnie powalczyć o jak najwyższe cele. Tej presji nie wywieraliśmy, chociaż każdy powinien zdawać sobie sprawę, po co gra ten sezon. Rywalizujemy do końca i jesteśmy dobrej myśli.

- Nic nowego nie powiem, swojego zespołu nie będę oceniać - to zostawię innym. Jeżeli chodzi o zespołową ocenę in plus, to zespół z Pruszkowa zasługuje na wyróżnienie. Wszyscy głośno tak mówią, bo drużyna trenera Andrzeja Kierlewicza osiągnęła dobry wynik i była groźna dla większości zespołów ligowych.

- Moment sezonu? Dla nas przełomowym meczem było spotkaie z zespołem z Pruszkowa w pierwszej rundzie, które wygrywamy i właśnie od tego pojedynku rozpoczynają się nasze zwycięstwa. Ta wygrana otworzyła nam serię wygranych, do ostatniego meczu pierwszej rundy z GKS-em Tychy. Jednocześnie, to był też dobry moment dla zespołu trenera Kierlewicza, bo ich seria zaczęła się po tej porażce.

5
/ 6
Fot. GKS Tychy Koszykówka
Fot. GKS Tychy Koszykówka

Głos trenerów

Tomasz Jagiełka, GKS Tychy: - Zdecydowanie, jestem zadowolony z wyniku, jaki osiągnął zespół. Jeżeli nie zajmuje się pierwszego miejsca, to zawsze jest coś do poprawy. Natomiast, reasumując 30 kolejek i nasze założenia, trzeba być usatysfakcjonowanym. Udowodniliśmy niedowiarkom, że potrafimy faktycznie być w tej lidze zespołem, który zasłużył na awans do play-off. Na pierwszym treningu postawiliśmy sobie taki cel. Dokonaliśmy tego ciężką pracą, determinacją i zaangażowaniem - duży ukłon dla chłopaków, bo włożyli w to kawał zdrowia i wysiłku. To zasługa całego sztabu, że znaleźliśmy się na piątym miejscu. Przed sezonem zawsze są spekulacje, co dopiero później weryfikuje parkiet. Takich przykładów drużyn, które powinny być wyżej, a są niżej, można by wymienić kilka na przykładzie ligi. Dla nas, ten sezon jest na duży plus.

- Od początku wmawialiśmy sobie, że nie mamy jednego lidera. To potwierdziło się po rundzie zasadniczej, bo nasz najlepszy strzelec jest dopiero na trzydziestej którejś pozycji. Świadczy to o tym, że stanowimy jeden, zgrany kolektyw. Każdy zrobił postęp i ciężko jest kogoś wyróżnić. Myślę, że wielu zawodników coś z tego sezonu wyciągnęło, nabrało doświadczenia i zrobiło krok do przodu. Znaleźliśmy się razem z Pruszkowem, ale i Opolem w gronie zespołów, które raczej nie były typowane do play-offów, a sprawiły niespodziankę. To 3 zespoły, które zostawiły za swoimi plecami tych, którzy byli typowani do najlepszej ósemki. Duże brawa należą się także zespołowi ze Słupska, który jest bardzo zbilansowany i robi wszystko, by wygrać ligę.

Tomasz Niedbalski, WKK Wrocław: - Jestem zadowolony, że utrzymaliśmy miejsce w czołówce. Uciekły nam przynajmniej dwa-trzy zwycięstwa, a moim zmartwieniem były urazy, które nam towarzyszyły. Zakładałem przed sezonem, że będziemy w czwórce. Wiadomo było, że liga będzie wyrównana.

- Od początku kładłem nacisk, żebyśmy grali zespołowo. Aby nie było sytuacji, że wypadnięcie jednego lub dwóch zawodników wpływało aż tak bardzo na formę zespołu. To się po części udało. Pozytywnie zaskoczył mnie zespół z Pruszkowa i Tychów - chłopaki nie z pierwszych stron portali, a naprawdę dobrze to funkcjonowało. Podobało mi się też Opole, bo byli niewygodnym zespołem.

- Moment sezonu? Mecz rewanżowy z WKS-em. Graliśmy w osłabieniu, próbowaliśmy różnych wariantów, które mogliśmy wykorzystać w dalszej części sezonu. To był szalony mecz, bardzo podobał się kibicom.

6
/ 6

[b]

Fot. Karolina Bąkowicz
Fot. Karolina Bąkowicz

Głos trenerów[/b]

Andrzej Kierlewicz, Elektrobud-Investment ZB Pruszków: - Pomimo tego, że w zeszłym roku sezon zakończyliśmy na szóstym miejscu, obecny był dla nas lepszy - pod względem sportowym i indywidualnie. Awans do play-offów to dla nas zwieńczenie ciężkiej pracy i jesteśmy z tego zadowoleni. To odzwierciedla nasze możliwości sportowe.

- Staram się nie oceniać indywidualnie, bo to praca całego kolektywu. Jeżeli zespół będzie fajnie funkcjonował i na dobrym poziomie, to znaczy, że zawodnicy wchodzą na wyższy poziom. Trochę trwało, zanim weszliśmy na odpowiednie tory, natomiast jak już się udało, wyglądało to naprawdę dobrze. Patrzę na cały zespół. W koszykówce jednostki odgrywają znaczącą rolę, ale najważniejszy jest kolektyw. Najważniejsza jest praca, jaką zawodnicy wykonują na treningu, jak ze sobą się czują w trakcie sezonu. Jeśli te wszystkie rzeczy się ze sobą zgadzają, niekiedy słabości koszykarskie można przykryć innymi rzeczami. Natomiast z drużyn przeciwnych, podoba mi się Słupsk. Wydawało mi się, że nie ma aż takiego potencjału, aby być na pierwszym miejscu, a gracze, którzy tam są stworzyli indywidualnie zespół, który się rozumie, lubi ze sobą grać. Uzupełniają się bardzo mocno i to ich duża siła. Samemu się nie wygra.

- Moment sezonu? Taki był w Krośnie, gdzie jechaliśmy z kontuzją Romana Janika, który został MVP grudnia. Mieliśmy serię zwycięstw na swoim koncie, ale na pewno nie byliśmy faworytem tego spotkania. Wydaje mi się, że każdy myślał, że jedziemy tam na ścięcie. Rozegraliśmy dobre zawody, prowadziliśmy przez większość meczu, co pamiętam, o mały włos, nie wygraliśmy tam więcej, niż przegraliśmy u siebie w pierwszej rundzie. To był moment zwrotny całego sezonu, bo drużyna wówczas uwierzyła, że pomimo osłabień, można wygrywać mecze. Skończyliśmy na dziewięciu zwycięstwach z rzędu, co było najlepszą serią w historii klubu i wydaje mi się, że to był mecz, w którym pojawiła się wiara, że naprawdę możemy walczyć w tym sezonie o coś więcej, niż tylko o utrzymanie.

Marcin Radomski, Miasto Szkła Krosno: - Minus sezonu jest jeden i był to koronawirus. Myślę, że on odpowiada za większość naszych problemów. Rozumiem, że ktoś może powiedzieć, że to wymówka i że każdy z nim miał do czynienia. My jednak z całej ligi najbardziej oberwaliśmy, bo nikt nie miał więcej zaległych spotkań niż my do rozegrania. Żadna drużyna w I lidze nie jest gotowa, żeby grać przez 3 miesiące co dwa, trzy dni. My też nie byliśmy, ale staraliśmy sobie z tą sytuacją poradzić najlepiej, jak potrafimy. Efekt był taki, że w pewnym momencie stanęliśmy nad krawędzią i bliżej nam było do strefy spadkowej niż do play-off.

- Problemy i radzenie sobie z nimi to normalka dla każdego trenera, natomiast jeżeli nagle jesteś pozbawiony czasu na pracę nad słabymi stronami, ale i dobrymi, nie masz czasu żeby powtarzać schematy, to nie wypracujesz właściwych postaw. Jak nie masz czasu żeby zmęczyć zawodnika, a później dać mu czas na odpoczynek zarówno fizyczny jak i mentalny, to nie wypracujesz regularności i dobrej formy. Jak na te rzeczy nie ma czasu, to zaczynają się problemy, a w koszykówce problem tworzy natychmiast następny problem i nagle drużyna zaczyna bić głową w mur i na boisku wyglądać dramatycznie. A u nas jeszcze dodatkowo, problemy potęgowała budowa naszej drużyny. Bo drużyna składa się z doświadczonych graczy, którzy mają gwarantować odpowiedni poziom oraz młodych, którzy pracą na treningach oraz doświadczeniem zbieranym w trakcie spotkań mieli być takim x-factorem, który pozwoli nam wejść jako drużyna na wyższy poziom. Efekt był taki, że sposób w jaki funkcjonowaliśmy, doprowadził do tego, że gracze doświadczeni prezentowali nierówny poziom, a młodzi grali to, co umieli na dany moment.

- Jestem zadowolony z dwóch rzeczy. Pierwsza to taka, że drużyna nigdy się nie poddała. Było sporo złych i nerwowych momentów, ale nigdy nie było takiego, żeby drużyna przestała pracować, przestała walczyć. W momencie dla mnie najważniejszym, gdy moja posada wisiała na włosku, drużyna zagrała jedno z najlepszych spotkań w sezonie. Za ten mecz jestem im bardzo wdzięczny. Drugą rzeczą z której jestem zadowolony, to praca jaką wykonaliśmy w lutym i marcu, gdy już odrobiliśmy wszystkie zaległości i mogliśmy normalnie trenować. Wtedy drużyna pokazała swoje możliwości i to ile nam sytuacja z koronawirusem zabrała. Tego straconego czasu nikt nam już nie odda, tych zaległości już nie nadrobimy.

- Ja osobiście traktuję przyjście Mariusza Konopatzkiego jako taką próbę nadgonienia, ale dla mnie jest oczywiste, że gdybyśmy normalnie funkcjonowali i do tego dodali Mariusza, to właśnie to doprowadziłoby nas na wyższy poziom. Uważam, że zaliczyliśmy jeden z największych rollercoasterów w lidze i oceniając to z perspektywy czasu, to jestem nie tylko z tego zadowolony, ale i dumny, bo jak dobrze idzie to każdy wie co ma robić, ale sztuką jest właściwie funkcjonować, jak nie idzie. Moi zawodnicy pokazali, że albo to potrafili, albo się tego nauczyli. Tak czy inaczej należą im się za to brawa.

W mojej drużynie ciężko wyróżnić tylko jedną osobę, bo świetne spotkania zaliczali w sezonie Piotrek Wieloch, Darek Oczkowicz, Bartek Ciechocinski, Maciek Żmudzki czy Mateusz Szczypiński. Był taki moment, że wygraliśmy cztery spotkania z rzędu i w każdym najlepszym zawodnikiem był kto inny. Mariusz Konopatzki, gdy już wkomponował się w naszą drużynę to pokazał, że gdy jest dobrze nastawiony to jest człowiekiem orkiestrą, który ma wpływ na każdy aspekt rywalizacji, a gdy trafia np. tak jak z Prudnikiem, gdzie miał 6/8 za trzy, to staje się zawodnikiem nie do zatrzymania.

- Natomiast myślę, że w przekroju całego sezonu największe uznania należą się dla Alana Czujkowskiego, tym bardziej, że osobiście był to dla niego bardzo rozchwiany sezon, od sytuacji bardzo smutnych do sytuacji bardzo wesołych. W takich momentach bardzo ciężko utrzymać stałość i regularność. Alan mimo już ogromnego doświadczenia i zbudowania pewnej pozycji, dalej ciężko pracuje żeby być lepszym, dołożył nowe zachowania techniczne na boisku, zmienił swoje nastawienie mentalne, a od momentu gdy zaczęliśmy regularnie trenować stał się zabójczo regularny i w moim odczuciu czołowym graczem ligi.

- Uważam, że PZKosz popełnił błąd, bo choć bardzo doceniam grę Piotrka Śmigielskiego, to akurat w lutym Alan powinien zostać graczem miesiąca, nie przegraliśmy wtedy żadnego meczu, a Alan w każdym spotkaniu prezentował bardzo wysoki poziom. Myślę, że moja opinia nie jest osamotniona, bo sześciu trenerów zagłosowało na niego, jako zawodnika pierwszej piątki sezonu i gdyby przyjąć faktycznie kryteria pozycji, to Alan powinien być w pierwszej piątce sezonu. Z ligi najbardziej bym wyróżnił Filipa Małgorzaciaka oraz Krzyśka Jakóbczyka bo to jednoosobowe ofensywne armie. Ci gracze umieją wszystko i nie potrzebują taktyki żeby zdobywać regularnie punkty. Bardzo lubię też grę Piotrka Śmigielskiego, którego wszechstronność jest największym atutem, równie wszechstronny i już bardzo regularny stał się Mikołaj Stopierzyński, ale najbardziej z tego sezonu zapadli mi w pamięć Wojtek Jakubiak, który w Krośnie w 5 minut drugiej kwarty rzucił 6 na 6 za trzy, oraz Kacper Mąkowski, który w meczu w Krośnie rzucił 28 punktów, w tym trójkę na dogrywkę oraz trójkę na zwycięstwo.

Już w najbliższą sobotę, 10 kwietnia Suzuki 1LM rozpocznie fazę play-off.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty
Komentarze (1)
Zenon S.
10.04.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Brawo dla GKS Tychy, za wytrwałą grę i zakwalifikowanie się do play off, a teraz pytam się gdzie jest ten redaktorek z bożej łaski, który przed sezonem był przekonany, że tyski zespół będzie gr Czytaj całość