Tak miało być i tak jest. Mistrz olimpijski i lider światowych tabel bez żadnych kłopotów przebrnął eliminacje rzutu młotem, pierwszej konkurencji lekkoatletycznych mistrzostw świata w Eugene.
Już w pierwszym rzucie Wojciech Nowicki osiągnął 79,22 m, a minimum kwalifikacyjne do finału wynosiło 77,50 m. Polak zrobił więc swoje w szybkim tempie i mógł udać się na odpoczynek.
A dodajmy, że finał rzutu młotem mężczyzn odbędzie się już w sobotę o godz. 21:00 polskiego czasu.
- Zrobiłem to, co miałem zrobić. Chciałem to załatwić w pierwszym rzucie i się udało. Najważniejszy start jest jutro, wszystkie siły przygotowałem właśnie na ten dzień. Koło jest super przygotowane, mogą być fajne wyniki. Nic tylko rzucać, czuję, że jestem w formie - powiedział po eliminacjach nasz mistrz w rozmowie z TVP Sport.
ZOBACZ WIDEO: #dziejewsporcie: tak wyglądają wakacje reprezentanta Polski
Ostatecznie Nowicki zajął w grupie A drugie miejsce, wyprzedził go jedynie Amerykanin Daniel Haugh (79,34 m).
Niestety, w finale nie zobaczymy prawdopodobnie innego reprezentanta Polski Marcina Wrotyńskiego. W najlepszej próbie w eliminacjach debiutujący na imprezie tej rangi 25-latek osiągnął 73,55 m i zajął w grupie A dopiero dziewiąte miejsce. Do finału awansuje 12 młociarzy, a przecież o godz. 19:30 starty rozpoczną zawodnicy z grupy B.
- Liczyłem, że uda mi się wejść do finału. Przede mną w tym sezonie mistrzostwa Europy w Monachium, mam nad czym pracować. Dzisiaj niestety zawiodła technika. Ale wiem, że drzwi do czołówki są przede mną otwarte i czuję, że mogę znaleźć się w finale ME - ocenił.
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty