Lekkoatleta został właśnie nowym ambasadorem marki Decathlon
Karol Zalewski to jeden z najbardziej utytułowanych polskich lekkoatletów. Na swoim koncie ma niezliczone tytuły mistrzostw kraju w biegach na 100, 200 i 400 m. Ten ostatni dystans to od lat jego koronna konkurencja. W 2018 r. sięgnął po mistrzostwo świata w sztafecie, ustanawiając razem z kolegami z kadry nowy halowy rekord świata. W 2021 r. biegł na pierwszej zmianie sztafety mieszanej, która w Tokio zdobyła złoty medal olimpijski.
Sukcesy Karola Zalewskiego doceniła marka Decathlon, która powierzyła mu rolę nowego ambasadora. 29-letni sportowiec z jedną z największych na świecie sieci sklepów oraz producentem sprzętu sportowego nawiązał kompleksową współpracę. Mistrz olimpijski będzie trenował oraz startował w strojach zaprojektowanych przez markę, a także testował nowe modele i innowacje, pomagając je ulepszać i dostosowywać do potrzeb zaawansowanych biegaczy.
Rozmowa z Karolem Zalewskim, mistrzem olimpijskim i ambasadorem marki Decathlon
Maciej Sierpień: Czym jest dla ciebie nawiązanie współpracy z jedną z najbardziej rozpoznawalnych sportowych marek na świecie?
Karol Zalewski: Chyba każdy, kto choćby w najmniejszym stopniu interesuje się sportem czy go uprawia, zna Decathlon i przynajmniej raz w życiu robił tam zakupy. Jednak w świecie zawodowej lekkoatletyki dotychczas Decathlon nie był szczególnie popularnym brandem. Myślę, że wynikało to z faktu, że nie było w ofercie profesjonalnych kolców. Teraz to się zmienia i buty do biegania po bieżni, a także inne elementy sprzętu dla zawodowych lekkoatletów pojawią się na półkach w sklepach sieci. Nie ukrywam, że bardzo mnie to cieszy. Pod koniec ubiegłego roku weszły do oferty m.in. buty karbonowe, w których trenuję już kolejny miesiąc.
Twoja współpraca z Decathlonem będzie miała nie tylko charakter stricte marketingowy.
Podczas rozmów sporo miejsca poświęciliśmy wdrażaniu sprzętu lekkoatletycznego do oferty Decathlonu. Z mojej strony marka oczekuje profesjonalnej informacji zwrotnej o produktach, które trafią do sprzedaży. A zatem, jak w praktyce sprawdzają się buty czy odzież, co ewentualnie trzeba poprawić, aby jakość produktu była jak najwyższa. To będzie na pewno niezwykle cenne doświadczenie.
Trudno było namówić mistrza olimpijskiego, aby został ambasadorem marki?
Byłem w przeszłości związany z kilkoma markami sportowymi i nie były to zbyt dobre doświadczenia. Mnie nie tyle zależy na warunkach współpracy, ile na samej współpracy. A to wbrew pozorom spora różnica. Chcę, aby ze strony sponsora był kontakt, otwartość na różne działania, a nie tylko wysłanie paczki ze sprzętem i zostawienie sportowca samego sobie. Z Decathlonem wygląda to tak jak powinno, od pierwszej chwili czuję ogromne wsparcie. Odpowiadając więc na pytanie, bardzo łatwo było mnie namówić (śmiech).
W tym roku skończysz 30 lat. Czujesz się w pełni spełnionym sportowcem?
Zdecydowanie! Na początku kariery biegałem na dystansach sprinterskich na 100 i 200 m, zdobyłem na nich bardzo dużo medali podczas mistrzostw Polski na stadionie i w hali. Potem jednak zdecydowałem się zmienić dystans i pod okiem nowego trenera zacząłem biegać na 400 m. Wtedy też przyszły moje największe sukcesy, m.in. halowy rekord świata w sztafecie, rekord Europy na stadionie czy złoty medal na igrzyskach olimpijskich. Dziś śmiało mogę powiedzieć, że jestem spełnionym sportowcem. Po powrocie z igrzysk w Tokio do każdego startu podchodzę z zupełnie inną, świeżą głową. Nie oznacza to jednak, że nie mam ambicji na więcej. Przeciwnie! Cały czas chcę zejść poniżej 45 s na moim koronnym dystansie. Wiem, że jest to w moim zasięgu. Jeśli zdrowie będzie dopisywało, to mam nadzieję, że stanie się to jeszcze w tym roku.
Zgadzasz się z opinią, że bieg na 400 m to najbardziej wymagający dystans spośród wszystkich biegowych dyscyplin?
Dołożyłbym do tego jeszcze 800 m. To są dwa dystanse, które łączą wytrzymałość oraz szybkość. U typowych sprinterów, którzy biegają na 100 m, ważna jest budowa mocnej siły, która przekłada się na szybkość. W biegach długodystansowych chodzi głównie o kilometry wybiegane w różnych prędkościach. Na 400 i 800 m te czynniki trzeba ze sobą połączyć. Dopiero wtedy można liczyć na wysoką formę.
Dlaczego wybrałeś lekkoatletykę? Młodzi chłopcy najczęściej marzą, aby zostać piłkarzami.
I ja też tego chciałem (śmiech). Przez sześć lat trenowałem piłkę w mojej rodzinnej miejscowości –Reszlu. Ale im dłużej grałem, tym bardziej czułem, że jestem stworzony do sportu indywidualnego. W futbolu to, czy wygrasz czy przegrasz zależy od wielu osób, w lekkiej atletyce to ja mam wpływ na końcowy wynik. Na boisku zawsze wyróżniałem się aspektami motorycznymi, więc bieganie było naturalnym wyborem. Z każdych zawodów szkolnych wracałem z workiem medali.
W związku z wrodzoną szybkością na boisku grałeś pewnie w ataku lub jako skrzydłowy?
Nie, byłem ustawiany na środku obrony (śmiech). Nawet jak przeskoczyła mnie piłka, to nie było możliwości, żebym nie dogonił przeciwnika (śmiech).
Bieganie to sport indywidualny , ale sztafeta to już bardziej dyscyplina zespołowa.
Zgadzam się. Zebranie dobrej sztafety to ogromne wyzwanie. Gdy w 2018 r. w Birmingham biliśmy z kolegami halowy rekord świata, cała nasza czwórka była w życiowej formie. To był coś niesamowitego, że w jednym czasie udało się zebrać czterech facetów, którzy biegają na tak wysokim poziomie.
Trochę inaczej było ze sztafetą mieszaną w Tokio. Od razu, gdy pojawiła się informacja, że taka konkurencja zadebiutuje na igrzyskach, wiedzieliśmy, że będziemy mieć dużą szansę na medal. Z prostej przyczyny: dwóch mocnych facetów zawsze się u nas znajdzie, a dziewczyny od wielu lat to absolutna światowa czołówka. Takie połączenie musiało dać sukces.
Polska w biegach sztafetowych jest zresztą ewenementem, bo mamy silne drużyny na 400 m, zarówno wśród kobiet, jak i mężczyzn. Inne nacje, jak np. USA, Bahamy czy Jamajka, mają bardzo szybkich facetów, ale dziewczyny ten dystans biegają już znacznie słabiej.
Często wracasz wspomnieniami do finałowego biegu z Tokio?
Bardzo często, bo te wspomnienia wciąż są niezwykle żywe. Nawet ostatnio na zgrupowaniu rozmawialiśmy z innymi zawodnikami o tym biegu. Wiele z naszych koleżanek i kolegów z kadry siedziało wtedy na trybunach. Byłem ciekaw, jak to wyglądało z ich perspektywy. Śmiali się, że dziś najbardziej żałują, że nie ustawili jednego telefonu, który nagrywałby ich reakcję na stadionie (śmiech). Było tam ponoć wszystko: płacz, krzyk i niekontrolowany wybuch radości.
Jakie są twoje plany na nadchodzący sezon, w którym najważniejszą imprezą będą mistrzostwa świata w Budapeszcie?
Jestem w trakcie przygotowań do letniego sezonu. Za chwilę czekają mnie dwa obozy zagraniczne w RPA i Portugalii. Tegoroczny sezon na pewno będzie łatwiejszy niż poprzedni, gdy mieliśmy w jednym roku mistrzostwa świata i mistrzostwa Europy. Teraz możemy się skupić na przygotowaniach do jednej dużej imprezy. Mam nadzieję, że – jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem – to nadchodzące miesiące mogą być dla mnie bardzo owocne.
W 2024 r. czekają nas igrzyska olimpijskie w Paryżu. Start w mikście i obrona złotego medalu będą dla ciebie najważniejsze?
Igrzyska są niesamowitym czasem dla każdego sportowca. Emocje z nimi związane pojawiają się na długo przed startem. Już sama obecność w wiosce olimpijskiej powoduje, że adrenalina zaczyna buzować. O tym, co działo się w Tokio, o atmosferze panującej w naszej reprezentacji, mógłbym napisać dobrą książkę. Jedyne, czego nam brakowało, to kibiców na trybunach. W Paryżu stadion na pewno będzie wypełniony do ostatniego miejsca. Liczę, że powalczymy o obronę złotego medalu.