Miał robić w Polsce wielką karierę, a wylądował w budce z kebabem. Dziś ma kilka ciężarówek i znów marzy o igrzyskach

Do Polski trafił, by realizować marzenia o karierze sportowej i studiach medycznych. Życie szybko zweryfikowało jego plany. Ale ponownie nastąpił zwrot i teraz 34-latek to czołowy polski chodziarz z wielkimi szansami na igrzyska olimpijskie w Paryżu.

Mateusz Puka
Mateusz Puka
Maher ben Hlima Facebook / Na zdjęciu: Maher ben Hlima
- Doszło do tego, że nie mogłem patrzeć na siebie w lustrze. Miałem do siebie ogromny żal, a nadziei na poprawę nie było - tak Maher ben Hlima wspomina najmroczniejsze momenty swojego życia w Polsce. 34-latek to obecnie czołowy polski chodziarz sportowy, z wielkimi szansami na wyjazd na najbliższe igrzyska olimpijskie w Paryżu.

Dziś jest już w innej sytuacji, ale przez pierwsze dwa lata pobytu w naszym kraju pracował po 18 godzin na dobę. W tamtym czasie odwrócili się od niego Tunezyjczycy, a Polacy nie zaoferowali żadnej alternatywy. Gdy urodziło mu się dziecko, nie miał wyboru - zakończył karierę i wziął się za pracę znacznie poniżej swoich kwalifikacji. Musiał utrzymać rodzinę.

Mało brakowało, a jego historia skończyłaby się tragicznie. Kiedyś, wycieńczony dniem pracy, gdy wracał do domu autem, zasnął za kierownicą. Gdy się przebudził, samochód jechał w stronę torów. Jego gwałtowna reakcja tylko pogorszyła sytuację. Samochód najpierw uderzył w krawężnik, a potem z impetem wylądował na chodniku. Wszystko działo się około trzeciej w nocy i tylko dlatego obyło się bez dodatkowych ofiar.

ZOBACZ WIDEO: Cegielski komentuje gigantyczne kary dla PZM i PGE Ekstraligi. "To była patologia"

Na bieżni lekkoatletycznej można go rozpoznać po tym, że nigdy nie zaciska dłoni w pięści. Mało kto wie jednak, że to pozostałość po przykrym zdarzeniu na ulicach Łodzi podczas feralnego powrotu z pracy. Dziś nie chce do tego wracać, ale przyznaje, że mimo operacji i długiej rehabilitacji wciąż daleko mu do odzyskania pełnej sprawności w trzech palcach prawej ręki.

Nie poddał się nawet w najtrudniejszym momencie

Pamiątką po pracy w kebabie są także odmrożone palce u stóp. Wszystko dlatego, że nawet podczas największych mrozów właściciel oszczędzał na ogrzewaniu. Dziś problem z odmrożeniami już nie przeszkadza, ale jeszcze do niedawna codziennie przed snem Maher ben Hlima przywiązywał sobie stopy do łóżka. Każdy ruch stóp sprawiał bowiem ból, a tylko ten sposób zapewniał w miarę spokojny sen.

- W Polsce zaczynałem od pracy w kebabie, gdzie pracowałem od godz. 10 do 20. Wracałem do domu i nie byłem w stanie zmyć z siebie zapachu kebaba. Od czwartku do niedzieli dorabiałem jako DJ. Wracałem z pracy w kebabie, myłem się i od razu szedłem na imprezę, która trwała do piątej rano. W takim rytmie funkcjonowałem blisko dwa lata - przyznaje.

- Oczywiście, że miałem do siebie żal, bo w Tunezji byłem znakomitym uczniem, zdałem maturę z bardzo dobrymi wynikami, do tego byłem mistrzem Afryki w chodzie sportowym. Chciałem studiować, ale okazało się, że nie dostanę stypendium, a o samodzielnym pokryciu kosztów nauki nie było mowy. Chodziłem po ulicy Piotrkowskiej i jedyne, co miałem, to 10 złotych w kieszeni. W pewnym momencie groziła mi deportacja za brak opłat na studiach, dostałem pismo, że mam siedem dni na wyjaśnienie sytuacji. Wtedy definitywnie skończyłem ze sportem i zacząłem pracować na dwa etaty. Po tylu latach cieszę się, że wtedy się nie poddałem - wspomina swoje początki.

Pokochał Polskę od pierwszego wejrzenia

Do Polski trafił z własnego wyboru. Nasz kraj odwiedził po raz pierwszy podczas juniorskich zawodów w chodzie sportowym organizowanych w Bydgoszczy. Z wizyty zapamiętał przede wszystkim ulice pełne zieleni, mnóstwo oczek wodnych i uśmiechniętych ludzi. Te wspomnienia zrobiły na nim na tyle duże wrażenie, że choć nie znał tu praktycznie nikogo, to postanowił, że to właśnie tu będzie realizował swoje marzenia o karierze chodziarza i lekarza.

Choć pierwsze lata pobytu były dla niego fatalne, to nie zamierzał się poddać i mimo ofert od rodziny z całej Europy, zdecydował, że powalczy o lepszy los w Polsce.

- Duży wpływ na taką decyzję miały narodziny dziecka. Byłem gotowy zrobić wszystko, by zapewnić mu dobre warunki. W międzyczasie zaczynałem kilka kierunków studiów, byłem na biologii na Uniwersytecie Łódzkim, studiowałem także na Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej - tłumaczy.

Po dwóch latach w kebabie zaczął szukać pracy biurowej. Trafił do spedycji. Odnalazł się tam znakomicie, bo w końcu mógł wykorzystać znajomość wielu języków obcych. Ben Hlima biegle posługuje się językiem francuskim, angielskim, niemieckim, arabskim i polskim. Dodatkowo nie boi się ciężkiej pracy, a dzięki temu dość szybko piął się po szczeblach kariery i już po kilku latach pracy stać go było na kupienie swojej pierwszej ciężarówki.

Pokonał Tomalę i marzy o igrzyskach

Po 12 latach harówki w różnych branżach Maher ben Hlima wrócił jednak do młodzieńczych marzeń i dziś jest blisko, by za rok reprezentować Polskę na igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Podczas niedawnego Memoriału Kusocińskiego zabrakło mu zaledwie czterech sekund do pobicia rekordu świata w chodzie sportowym na jedną milę. Rekord Polski poprawił aż o sześć sekund, a w pokonanym polu zostawił innych chodziarzy, w tym mistrza olimpijskiego Dawida Tomalę.

Tunezyjczyk z polskim paszportem osiąga tak dobre wyniki, choć rytm dnia wyznaczają mu obowiązki związane z prowadzeniem własnej firmy spedycyjnej i transportowej. Dorobił się już czterech samochodów ciężarowych, a pracy w Maher Logistics jest tak dużo, że ben Hlima nierzadko musi odbierać telefony także w trakcie treningów.

Jego ciężarówki kursują na trasach Europy Zachodniej, a po powrocie do Polski praktycznie zawsze jest coś do zrobienia. Samochód musi zostać odwieziony do serwisu, umyty i przygotowany do kolejnej trasy. Często zdarza się, że właściciel sam wymienia żarówki, zderzak, czy koło. To jednak tak naprawdę dopiero początek obowiązków. Najważniejsze czynności dzieją się w biurze, bo trzeba przecież znaleźć odpowiedni ładunek, potwierdzić zlecenie, dopilnować kierowcę, wybrać trasę, zaplanować miejsca do tankowania, a potem upewnić się, że ciężarówka dotarła do celu. Wtedy pozostaje wystawić fakturę, a niekiedy także windykować należności.
Maher ben Hlima codziennie pracuje przynajmniej 10 godzin w swojej firmie, a dopiero potem ma czas na trzygodzinny trening. Zawodnik nie boi się ciężkiej pracy Maher ben Hlima codziennie pracuje przynajmniej 10 godzin w swojej firmie, a dopiero potem ma czas na trzygodzinny trening. Zawodnik nie boi się ciężkiej pracy
Firma jest stabilna, a właściciel ciągle myśli o rozszerzeniu floty samochodów. Nie zawsze było jednak tak dobrze. Jeszcze kilka lat temu był na skraju upadku. Suma niezapłaconych faktur przez kontrahentów wynosiła 500 tysięcy złotych, a ben Hlima nie miał już skąd brać gotówki, by sfinansować bieżącą działalność. Nie było za co kupować benzyny, bo firmowe karty były zablokowane.

Najbardziej stresujące są właśnie problemy, które wymagają natychmiastowego działania. Zdarzają się wybuchy opon, awarie samochodu na autostradzie czy duże opóźnienia spowodowane korkami. Jeśli pojazd nie pojawi się na rozładunku o zapowiadanej godzinie, płaci się duże kary. Każdy problem trzeba więc rozwiązywać błyskawicznie. Ostatnio w Belgii wiał tak silny wiatr, że drzwi od naczepy walnęły w słup i zostały rozerwane. Samochód był załadowany, ale nie mógł wjechać na autostradę bez drzwi. Każda godzina zwłoki to dodatkowe straty.

Dzień Mahera ben Hlimy zaczyna się zwykle już około szóstej rano, gdy na trasie jego ciężarówek pojawiają się pierwsze przeszkody.

- Ostatnio byłem na zawodach na Litwie. Podróżowałem w nocy, a już z samego rana w dniu wyścigu obudził mnie telefon, że jeden z samochodów nie może być rozładowany w wyznaczonym miejscu, tylko 20 kilometrów dalej. Na moment musiałem zapomnieć o przygotowaniach do startu i sam rozwiązać problem. Tuż po zawodach nie zdążyłem dobrze usiąść, a już czułem, że w plecaku znów wibruje telefon. Schyliłem się, a trener myślał, że zasłabłem. Ja się schylałem, a on ciągnął mnie w górę. To z boku musiało wyglądać komicznie - relacjonuje.

Ostatecznie okazało się, że tym razem kierowca dzwonił, bo nie był w stanie zatankować na stacji samoobsługowej. To właściciel firmy musiał zbadać czy problem dotyczy karty, terminala, czy może to kierowca nie potrafi obsłużyć maszyny.

- Niektóre kwestie zajmują pięć minut, inne trzy godziny. Choć mam już ponad 10-letnie doświadczenie w transporcie, to takie sytuacje wciąż sprawiają, że robi mi się gorąco. Dziennie odbieram kilkadziesiąt połączeń i odpisuję na podobną liczbę maili. Nawet w trakcie naszej rozmowy staram się czytać przychodzące wiadomości - przyznaje.

Własna firma zapewnia mu stałe źródło dochodów i pozwala sfinansować przygotowania do igrzysk. Za rok ben Hlima planuje zatrudnić dodatkową osobę, która przejmie część obowiązków. Dzięki temu w końcu mógłby wyjechać na zagraniczne zgrupowania i skupić się na sporcie.
Chodziarz jest dostępny dla swoich pracowników 24 godziny na dobę. Problemy rozwiązuje nawet w dni zawodów Chodziarz jest dostępny dla swoich pracowników 24 godziny na dobę. Problemy rozwiązuje nawet w dni zawodów
Postanowił, że wróci, gdy zobaczył triumf Polaka

Maher ben Hlima pewnie nigdy nie wpadłby na pomysł powrotu do sportu na najwyższym poziomie, gdyby nie triumf Dawida Tomali na igrzyskach w Tokio.

- Znamy się, bo 15 lat temu rywalizowaliśmy w kategorii juniorów. Gdy zobaczyłem go z olimpijskim złotem, pomyślałem, że skoro on jest w stanie osiągać sukcesy, to dla mnie też nie jest jeszcze za późno. Do tego momentu wydawało mi się, że 30-latkowie nie mają szans w sporcie. Gdy widziałem Tomalę, to zazdrościłem mu nie tylko sukcesu, ale także nienagannej sylwetki. Ja, po 12-letniej totalnej przerwie od sportu, miałem wtedy już spory brzuch. Lepszej motywacji do pracy nie mogłem dostać - wspomina.

Początki nie były jednak łatwe. Chodziarz zaczął od treningów biegowych, ale nie był w stanie przebiec więcej niż 3,5 kilometra, a po takim wysiłku i tak potrzebował kilku dni regeneracji. Potem zaczął chodzić z odpowiednią techniką, ale widział, że jego kołyszący się brzuch wywołuje śmiech u przechodniów. Nie poddawał się, bo chciał udowodnić, że wróci jeszcze na najwyższy poziom.

Do klubu zapisał się w styczniu 2022 roku i od tego czasu zaczął regularne treningi. Zaledwie po kilku tygodniach pojechał na pierwsze zawody i od razu osiągnął dobry wynik. Potem na Korzeniowski Cup zajął trzecie miejsce i wiedział, że jego marzenia nie są na wyrost. Progres jest zaskakująco szybki, bo już w marcu tego roku ben Hlima zdobył srebrny medal mistrzostw Polski w chodzie na 35 km.

- Plan jest taki, by w tym roku coraz więcej startować i budować swoją pozycję w rankingu. Do minimum na igrzyska brakuje mi jeszcze trochę, ale mamy na to trochę czasu. Nie szykuję się na tegoroczne mistrzostwa świata, zamiast tego wolę spokojny trening z myślą o Paryżu. W sporcie nic nie można przesądzać, ale wydaje mi się, że mam duże szanse na start w igrzyskach - przyznaje ben Hlima.

Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Niemcy zareagowali na porażkę z Polską
Flick załamany po meczu z Polską

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×