Nerwówka Pawła Fajdka. Trudne dni dla polskiej gwiazdy

Getty Images / Na zdjęciu: Paweł Fajdek
Getty Images / Na zdjęciu: Paweł Fajdek

- Jest lepiej, ale to będzie jeszcze przez długi czas świeża sprawa - mówi Paweł Fajdek, który kilka tygodni temu przeżył rodzinną tragedię. Na początku maja zmarł jego ojciec. Młociarz nie ukrywa, że bardzo mocno to odczuł.

W tym artykule dowiesz się o:

Z Rzymu Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty

Paweł Fajdek awansował do finału rzutu młotem na mistrzostwach Europy w Rzymie, jednak musiał chwilę poczekać na oficjalną informację. W eliminacjach pięciokrotny mistrz świata nie wypełnił minimum (77,00 m), w najlepszej próbie posłał młot na odległość 75,17 m.

To dało mu szóste miejsce w grupie A. Jeszcze przed próbami zawodników z grupy B Fajdek miał w sobie dużo spokoju i był przekonany, że znajdzie się w finale. Do niego dostaje się 12 najlepszych.

- Nie wyobrażam sobie, żeby siedmiu chłopaków z grupy B rzuci dalej ode mnie. Koło jest dość tępe, więc nie ma szaleństwa jeśli chodzi o prędkość. A wielu kolegów na tym bazuje, więc może nie być łatwo - komentował.

ZOBACZ WIDEO: Skrytykowała sesję zdjęciową Agnieszki Radwańskiej. "Dużo wtedy płakałam"

Jak ocenił swoje próby?

- W moich rzutach zabrakło ewidentnie luzu. Ciało jest jeszcze nierozciągnięte, przed finałem będzie już lepiej. Powinno być nieźle, technicznie nie było najgorzej, tylko ten luz w drugiej części - ujawniał nasz młociarz.

Fajdek, podobnie jak Wojciech Nowicki, nie ukrywa, że celem numer jeden są igrzyska olimpijskie w Paryżu. ME są tylko przystankiem, na którym jednak warto zaznaczyć swoją obecność.

- Jestem przygotowany na rzuty w okolicach 78 metrów, to powinno dać miejsce w czołówce, w okolicach podium. Chcę stąd przyjechać przynajmniej z najlepszym wynikiem w sezonie.

Wpływ na krótsze rzuty w ostatnim czasie miała rodzinna tragedia zawodnika. Na początku maja zmarł jego ojciec, Waldemar. Młociarz nie próbował kryć, jak mocno przeżył śmierć bliskiej mu osoby.

- Ostatnie tygodnie były dla mnie bardzo ciężkie, nie miałem czasu dla siebie i dla rodziny, a do tego dochodziły starty, w których nie chciałem startować, ale trzeba było dotrzymać danego słowa.

- To jeszcze będzie przez długi czas świeża sprawa, choć głowa się przyzwyczaja, jest coraz lepiej, układ nerwowy już pozwala mi spać, nie muszę brać tabletek trzy razy w tygodniu. Ale to już było, nie chcę więcej o tym mówić - zakończył.

Szybciej awans do finału zapewnił sobie Wojciech Nowicki, który w drugiej próbie osiągnął aż 79,00 m. I potwierdził swoje medalowe aspiracje na ME w Rzymie. Mistrz olimpijski zapewniał jednak, że celem jest Paryż, a starty w stolicy Włoch traktuje jak trening i sprawdzian.

- Cieszę się, że zrobiłem swoje. Wszystko prawie zgodnie z planem, szkoda tylko pierwszego rzutu. Nie chciałem więcej marnować energii i pocić się w słońcu. Forma? Nie ma formy, szczyt na przyjść na igrzyska, ciągle jestem w treningu. Mam nadzieję, że będę zdrowy - komentował.

Finał rzutu młotem odbędzie się w niedzielę, w sesji wieczornej. Początek o godz. 21:10.

Komentarze (0)