Choć Justyna Święty-Ersetic nie wygrała biegu na 400 metrów podczas Memoriału Janusza Kusocińskiego w Chorzowie, uśmiech niemal nie schodził z jej twarzy.
Doświadczona lekkoatletka nie ukrywa, że czuje się bardzo dobrze na początku sezonu letniego. Na Stadionie Śląskim to potwierdziła, zajmując drugie miejsce z wynikiem 51,29 s. Jeśli wziąć pod uwagę wszystkie okoliczności - niską temperaturę na stadionie i ograniczone możliwości treningowe w ostatnich dniach, rezultat musi budzić uznanie.
Optymizm poszerzyły także mistrzostwa świata sztafet w Chinach, gdzie na swojej zmianie nasza gwiazda uzyskała wynik poniżej 50 sekund. Jak potem ujawniła, dokonała tego po raz pierwszy w karierze.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ależ to był gol! Można oglądać i oglądać
- Czekałam na to 20 lat swojego życia - śmiała się była mistrzyni Europy w biegu na 400 m. - To dało mi dużego kopa, że jako starsza pani pokazałam, że nadal potrafię szybko biegać. Ale przede wszystkim na nowo się tym cieszę, to jest fajne. Wierzę, że jeśli nic złego się nie wydarzy, może być to dla mnie jeden z najlepszych sezonów w karierze.
- MŚ sztafet pokazały, że wszystko idzie w dobrym kierunku. A przecież tam byłam jeszcze w ciężkim treningu po sezonie halowym, to nie była przecież docelowa impreza. I stać mnie na więcej - przekazała dziennikarzom.
Słowa naszej gwiazdy mogą tylko cieszyć. W Chorzowie aż przyjemnie było patrzeć na szeroki uśmiech lekkoatletki, której w ostatnich latach nie oszczędzał los. Święty-Ersetic musiała mierzyć się z wieloma problemami ze zdrowiem, z tego powodu nie wzięła przecież udziału w ostatnich mistrzostwach świata w Budapeszcie.
Już jednak ostatni sezon, a zwłaszcza jego druga część, pokazał, że doświadczona biegaczka wciąż może biegać na bardzo wysokim poziomie. W tym roku tylko to potwierdza. Także pod dachem - zarówno w Halowych Mistrzostwach Europy jak i Halowych Mistrzostwach Świata w swojej koronnej konkurencji zajmowała w finałach piąte miejsca.
- Jest ogromna ulga, bo nic nie boli i nie strzyka nadmiernie. Wprawdzie miałam apetyt na szybsze bieganie, ale wiedziałam, że może być ciężko. Ostatnio w Polsce jest ciągle zimno, pada i wieje, to nie są warunki sprzyjające treningowi i szybkiemu bieganiu. Muszę się uzbroić w cierpliwość, bo jestem pewna, że w lepszych warunkach jestem w stanie pobiec znacznie szybciej, wtedy nogi na pewno poniosą - zapowiedziała.
Forma naszej gwiazdy w tym momencie sezonu może budzić optymizm u kibiców - przed rokiem na Memoriale Janusza Kusocińskiego uzyskała wynik o ponad dwie sekundy gorszy! 53,68 s to nie był czas na miarę jej potencjału. W tym roku udało się jej przejść bez większych urazów przez okres przygotowawczy i od razu widać efekty.
- Mam nadzieję, że nie zapeszę, ale od pewnego czasu jestem naprawdę zdrowa, dzięki temu wróciła radość z biegania. Nie muszę szukać treningów zastępczych, tylko realizować to, co trzeba. Dzięki temu wyniki też są coraz lepsze. Początek ubiegłego sezonu był dla mnie fatalny, to było bujanie się pod prawie 54 sekundy. Po tym pierwszym starcie poprzedniego lata był ogromny żal, płacz i rozgoryczenie. Rzucałam kolcami, krzycząc, po co ja to robię i że to zmarnowany czas. Teraz jest inaczej, chce mi się biegać - cieszyła się 32-latka.
Oczywiście celem numer jeden na ten sezon są wrześniowe mistrzostwa świata w Tokio. Święty-Ersetic nie ukrywa jednak, że myśli też o poprawieniu rekordu życiowego. Ten nadal wynosi 50,41 s z pamiętnego finału ME w Berlinie w 2018 roku, gdzie zdobyła złoty medal.
- Złamanie 50 sekund? Na to musi się złożyć wiele elementów. Ale nie ukrywam, że liczę na szybkie biegi w sezonie, bo wiem, co robię na treningach. Powtarzam, że jestem w fajnym momencie kariery, bo nie myślę o tym, kiedy ją kończyć, tylko na nowo cieszę się tym, co mam. Zakończenie kariery? Ta decyzja przyjdzie sama, póki nogi się kręcą, chcę to wykorzystać - zakończyła z uśmiechem.
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty
Trzymam kciuki.