Jakub Szymański był pierwszym polskim lekkoatletą, który wziął udział w nowym cyklu Grand Slam Track, organizowanym przez słynnego Michaela Johnsona. Mityngi skupiają się na biegach, każdy z zawodników startuje w dwóch konkurencjach, a do zgarnięcia są ogromne pieniądze.
Łączna pula nagród w pierwszej edycji cyklu wyniosła aż 12,6 miliona dolarów! Dla porównania - pula wszystkich 16 mityngów tegorocznej Diamentowej Ligi, to 18 mln dolarów.
I choć w ostatnich dniach nad przyszłością eventu pojawiły się czarne chmury (ostatni mityng w Los Angeles został odwołany), polski płotkarz był zachwycony tym, co zobaczył na początku czerwca na zawodach w Filadelfii.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Spełnił dziecięce marzenie. Te zdjęcia mówią wszystko
- Był to najlepszy komercyjny mityng na jakim startowałem w życiu i będę chciał tam wrócić - wyznał w rozmowie z WP SportoweFakty. Tegoroczny halowy mistrz Europy w biegu na 60 m przez płotki przekonywał, że czuć ogromną różnicę w porównaniu do innych zawodów, w jakich startował.
- Dlaczego najlepszy? Nie tylko ze względu na pieniądze, ale też przez atmosferę, jaka panuje w USA. Mogę powiedzieć, że to diametralna zmiana w porównaniu nawet do Diamentowej Ligi. Z zewnątrz może tego nie widać, ale będąc w środku czuć różnicę. Organizacja, tzw. mind set Amerykanów jest po prostu lepszy - zaznaczył.
Choć, tak jak wspomnieliśmy, przyszłość Grand Slam Track stoi w tym momencie pod znakiem zapytania, według Szymańskiego przyszłością lekkoatletyki są właśnie takie eventy.
- Myślę, że jest to w pewnym sensie przyszłość, obiło mi się o uszy, że nawet jest w planach organizacja takiego cyklu w hali. Będą powoli przejmować świat i to Diamentowa Liga będzie musiała równać do nich - zapewnił.
Jak poszło Polakowi w zawodach? Pierwszego dnia, w swojej koronnej konkurencji 110 m przez płotki, zajął ósme miejsce z czasem 12,67 s. Dzień później, na 100 m, pobił swój rekord życiowy wynikiem 10,93 s i był szósty. W łącznej klasyfikacji mityngu był ósmy i otrzymał 10 tys. dolarów.
Zwycięzca, Amerykanin Jamala Britt (13,08 s i 10,50 s), zgarnął aż 100 tys. dolarów.
- Była szansa na piąte miejsce w biegu płotkarskim, ale trochę niefartu było. Nie będę jednak narzekał, bo to był jednak mój słabszy bieg - skomentował Szymański.
22-latek przekonywał, że na treningach prezentuje się świetnie, najlepiej w karierze i w końcu powinno się to przełożyć na zawody. Nie jest to jednak takie proste.
- Moja dyspozycja w tym momencie? Życiowa, tylko ciężko mi to wytłumaczyć. Ludzie po prostu nie rozumieją, że w sporcie czasami coś się zacina, że mimo że na treningach prezentuję życiową formę, to nie musi się to od razu przełożyć na zawody - tłumaczył.
Ambicje naszego płotkarza są jednak bardzo duże. Już w tym sezonie Szymański chce poprawić własny rekord Polski (13,25 s). I to zdecydowanie!
- Celem na ten sezon jest rekord Polski, chcę jako pierwszy Polak zejść poniżej 13,20 s. I dopiero wtedy będę mógł myśleć np. o finale mistrzostw świata. Na razie jednak na MŚ nie wypadałem najlepiej. Mam nadzieję że wreszcie coś zaskoczy i pojawi się szybkie, regularne bieganie - podsumował.
Na początku czerwca Szymański zyskał ogromne wsparcie w przygotowaniach do kolejnych igrzysk olimpijskich w Los Angeles. 22-latek został członkiem Orlen Teamu, razem z Pią Skrzyszowską, Adrianną Sułek-Schubert, Anną Matuszewicz i Maksymilianem Szwedem.
- To miłe, że taki mecenas sportu mnie zauważył, jest to duże wyróżnienie. Cieszę się, że mam tak pewnego partnera, który zna sport i wie, jak on funkcjonuje. To także ważne ze względu na wsparcie finansowe. Oczywiście, sport to nasza pasja, ale też praca. My z tego żyjemy - skomentował.
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty