Na swojego nowego trenera wybrał... żonę. Zdradza, jak to wpłynęło na ich związek

Instagram / Piotr Lisek / Na zdjęciu: Piotr Lisek wraz z żoną
Instagram / Piotr Lisek / Na zdjęciu: Piotr Lisek wraz z żoną

Piotr Lisek marzy o powrocie do walki o medale na najważniejszych imprezach, a pomóc ma mu w tym jego żona, która od dwóch miesięcy jest jego trenerką. - Nie wahałam się ani chwili - mówi Aleksandra Lisek.

W tym artykule dowiesz się o:

Taka decyzja wywołała ogromne zamieszanie w środowisku. Przez ponad dekadę Lisek trenował pod okiem uznanego szkoleniowca Marcina Szczepańskiego, a teraz trafił w ręce osoby, która tak naprawdę debiutuje w tej roli. - Mieliśmy solidne argumenty, by postawić na takie rozwiązanie. Mam uprawnienia trenera, sama skakałam o tyczce i mam pomysły, jak pomóc Piotrkowi - przyznaje jego żona.

Co ciekawe, ich współpraca już odbiła się pozytywnie także na ich relacji. - Piotrek zaczął mnie bardziej słuchać - dodaje.

ZOBACZ WIDEO: Mówił o powiązaniach prezesa PZPN z politykami PiS. "Ewidentna szkoda"

Po piątkowym występie w mistrzostwach Polski i kolejnym złotym medalu, sam zawodnik nie chciał się wypowiadać. - Ja już i tak nic nowego nie powiem. Moja żona ma jednak sporo do powiedzenia, więc przepytajcie ją solidnie - zażartował Lisek, zostawiając jednocześnie swoją żonę w strefie wywiadów.

Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Pani nominacja na trenera Piotra Liska była sporą niespodzianką w środowisku. Czy władze PZLA robiły wam problemy z zatwierdzeniem współpracy?

Aleksandra Lisek, trenerka Piotra Liska: Raczej nikt w związku nie miał z tym problemu. Przedstawiliśmy wiele argumentów za takim rozwiązaniem. Dodatkowo to nie jest tak, że jestem tylko żoną Piotrka. Mam wszystkie uprawnienia, od lat jestem trenerem i pracuję w klubie. Do tej pory byłam też nauczycielem wychowania fizycznego w szkole. Nie jestem świeżakiem. W razie gdyby ministerstwo miało wątpliwości, to zostawiłam w związku wszystkie uprawnienia trenerskie do przejrzenia.

A kto wpadł na pomysł, by została pani trenerem swojego męża?

Za wielu trenerów skoku o tyczce w Polsce nie mamy. Więc gdy poprzedni trener zrezygnował ze współpracy z Piotrkiem, to pojawił się spory problem. Piotrek sam postanowił, że nie chce wyjeżdżać ze Szczecina, a że jest już na tyle doświadczonym zawodnikiem, to stwierdziliśmy, że pomogę mu w karierze. Do tej pory i tak byłam na jego treningach, jeździłam z nim na obozy, a w przeszłości sama skakałam. Pojęcie o tym mam, więc gdy Piotrek zapytał, czy będę jego trenerem, to bez wahania się zgodziłam. Byłam zaskoczona tą propozycją, ale uznałam, że to ciekawy pomysł.

Nie miała pani wątpliwości?

Nie miałam, bo wiedziałam w jakiej sytuacji się znalazł i po prostu nie chciałam go zostawiać z tym wszystkim. Igrzyska już za trzy lata, więc trzeba było na coś postawić.

Nie obawia się pani, że to może wpłynąć negatywnie na wasze relacje poza stadionem?

W naszym domu temat sportu funkcjonuje bez przerwy. Oboje żyjemy skokami o tyczce. Rozmawiamy o tym cały czas. Do tej pory razem oglądaliśmy filmiki z zawodów, analizowaliśmy błędy, rozmawialiśmy o tym nawet tuż przed zaśnięciem. Nic się więc nie zmieniło.

Jak wyglądał pierwszy miesiąc wspólnych treningów?

Między nami jest nawet lepiej niż było. Mówię tutaj o naszej relacji.

Dlaczego?

Zauważyłam, że zaczął się mnie bardziej słuchać. Tego bałam się najbardziej, bo było zagrożenie, że może się nie słuchać i zacząć robić wszystko po swojemu. Okazało się jednak, że jako mąż i zawodnik liczy się z moim zdaniem.

Był już pierwszy zgrzyt na treningu?

Nie było. Wiem jednak, że to twardy zawodnik. Mam to szczęście, że już parę razy robił inaczej niż prosiłam, a po czasie zawsze wychodziło na moje. Sam przyznawał, że miałam rację. Obecnie jesteśmy na etapie uczenia się siebie na treningu, ale idzie to w dobrą stronę.

Wie pani jak zmotywować męża do cięższej pracy?

Co chwilę robimy zakłady. Ostatnio skoczył na treningu 5,70, a stawką było wspólne wyjście do dobrej restauracji. Najczęściej zakładamy się o gotowanie, a że Piotrek znakomicie gotuje, to ja też jestem wygrana. A co do motywowania, to jest taki typ sportowca, którego trzeba stopować. Długo się z nim negocjuje, by zrobił sobie dzień wolnego i poszedł na saunę. On cały czas chce ćwiczyć.

Jak wam uda się pogodzić wspólne treningi i wyjazdy z życiem rodzinnym i wychowaniem dwójki małych dzieci?

Nasze dzieci mają sześć i dwa lata, więc nie będą jeździć z nami na zgrupowania. Swoją pomoc już zadeklarowała moja mama i teściowa. Nie będziemy jednak wyjeżdżać na długo, maksymalnie na tydzień lub dwa. Na przykład na zgrupowanie do Tokio przed mistrzostwami świata Piotrek pojedzie sam, a ja dojadę na końcówkę przygotowań.

Będzie pani łączyła nową rolę z pracą w szkole?

Z Piotrkiem będę pracować na pełen etat. Nie dało się pogodzić zgrupowań i zawodów z pracą z dziećmi, więc musiałam z tego zrezygnować. Skupiam się teraz na Piotrku i zajęciach w klubie.

Dużo zmieniła pani w jego dotychczasowych treningach?

W tym roku postawiliśmy na skakanie i jest to spora zmiana. Uznałam po prostu, że w tym momencie Piotrkowi nie potrzeba aż tak dużo siłowni, jak do tej pory. Zresztą oglądaliśmy wiele jego skoków z najlepszego okresu w karierze i one naprawdę technicznie praktycznie nie różnią się od tego, jak Piotrek skacze dziś.

Ma pani pomysł, co zrobić, by pani mąż wrócił do walki o medale na najważniejszych imprezach?

Po pierwsze, w tym roku udało nam się uzyskać stabilizację na poziomie 5,70-5,72, a to już sukces. Mam wrażenie, że bardziej niż techniki czy siły, brakuje mu obecnie wiary w skakanie na wyższym poziomie. Pracujemy nad tym, by to wróciło podczas mistrzostw świata w Tokio.

Piotr Lisek dwa lata temu stoczył walkę w Fame MMA. Czy teraz jako jego trenerka zgodzi się pani na powtórkę?

Wtedy byłam w ciąży i nawet nie oglądałam walki, bo nie chciałam się stresować. Za ścianą usłyszałam jedynie krzyk sąsiadek i wtedy zdałam sobie sprawę, że wygrał. Walkę obejrzałam dopiero na spokojnie. Piotrek jest trochę szalony, więc niewykluczone, że znów coś wymyśli. Widziałam jednak ile dało mu to radości. Czasami sportowcy potrzebują dodatkowych bodźców, a on z każdego treningu MMA wracał uśmiechnięty. Nie potrafiłabym mu tego zabronić, o ile oczywiście nie przeszkadzałoby mu to w karierze. To była po prostu odskocznia od codzienności.

Armand Duplantis co chwilę bije rekordy świata, Emanuil Karalis regularnie skacze powyżej 6 metrów, a Piotr Lisek walczy o to, by przeskoczyć tyczkę na wysokości 5,82. Dlaczego świat tak mocno wam uciekł?

Duplantis i Karalis faktycznie wydają się być poza zasięgiem. Reszta zawodników nie skacze jednak aż tak dobrze. Wydaje mi się, że może się okazać, że podium na mistrzostwach świata może dać nawet wynik 5,82 skoczony w pierwszej próbie. To nie są wyniki poza zasięgiem Piotrka. Nie jest więc tak, że świat nam uciekł.

Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Komentarze (27)
avatar
Marian Bobiński
25.08.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Pierwszy raz słyszę, żeby Lisek skakał przez tyczkę. 
avatar
Janusz sport
24.08.2025
Zgłoś do moderacji
4
2
Odpowiedz
a kto za to płaci czasami nie chodzi i kasę podatnika a to on powinien płacić ? a jaki tam z niego gwiazdor obecnie 
avatar
Krisss65
24.08.2025
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
Trenerko , o brązowy medal walczyć będą : 2 Amerykanów , Francuz , Holender i Filipińczyk . Jeśli Piotr wejdzie di finału i zajmie tam 8-12 miejsca to będzie to miejsce adekwatne do jego obecne Czytaj całość
avatar
felek-pantofelek
24.08.2025
Zgłoś do moderacji
2
1
Odpowiedz
Lisek chytrusek 
avatar
daugust
24.08.2025
Zgłoś do moderacji
11
1
Odpowiedz
Lisek już nie zdobędzie żadnego medalu na mistrzostwach świata ani na olimpiadzie. Jedynie może być mistrzem Polski, bo tutaj akurat konkurencji brak. Jego czas już minął. Powinien się z tym po Czytaj całość
Zgłoś nielegalne treści